Ostatnie takie 1:0. Pokazujemy, jak kampania wyglądała od środka

Polska
Ostatnie takie 1:0. Pokazujemy, jak kampania wyglądała od środka
PAP/Leszek Szymański
Wybrany na II kadencję prezydent RP Andrzej Duda podczas spotkania z mieszkańcami na parkingu przed urzędem gminy w miejscowości Odrzywół (woj. mazowieckie)

Polityczny mecz między szeroko rozumianym obozem Zjednoczonej Prawicy a drużyną opozycji był w kampanii prezydenckiej wyjątkowo brzydki, obfitujący w liczne faule, gry na czas i zagrania nie fair. Andrzej Duda i jego ludzie dowieźli 1:0, choć w końcówce pachniało bramką wyrównującą, a rozstrzygnięcie stało pod znakiem zapytania do ostatnich minut. Zarazem była to ostatnia tego rodzaju rozgrywka.

Przyjęta przez PiS strategia prawdopodobnie wyczerpała swoje możliwości mobilizacyjne i pozyskujące nowych wyborców. Jak ta kampania wyglądała od wewnątrz i jakie wnioski możemy wysnuć na podstawie jej ostatecznego wyniku?

 

W ostatnich kilku tygodniach wyjeździliśmy wraz z kamerą Polsat News za prezydentem Andrzejem Dudą niemal 12 tysięcy kilometrów, a i tak wyliczenia te nie obejmują wszystkich wizyt głowy państwa oraz wylotu do Waszyngtonu. Dla walczącego o reelekcję prezydenta był to czas wielu spotkań z wyborcami; zazwyczaj były to polityczne mecze u siebie, na których Dudę witano jak gwiazdę rocka.

 

Przeciwników więcej niż zwolenników

 

Entuzjazm wyborców w takich miejscach jak targ w Jaśle czy wiecu w Starym Sączu był naprawdę ogromny i ładował baterie prezydenta. Rekordowa różnica głosów między Dudą a Trzaskowskim w takich miejscach jak Podkarpacie, Małopolska, Świętokrzyskie czy Lubelskie była kluczowa do wygranej w tym wyścigu.

 

ZOBACZ: Stolik z dworca w Końskich trafił na wystawę. Starostwo upamiętnia "historyczne wydarzenie"

 

Z drugiej strony prezydent odbył też kilka meczów na wyjeździe - jak na przykład we Wrocławiu, gdzie przeciwników głowy państwa pojawiło się na rynku więcej niż zwolenników i gdzie Andrzej Duda nasłuchał się gwizdów i nieprzychylnych mu haseł. Pozostając w żargonie piłkarskim: jeśli na wyjeździe bramki liczą się podwójnie, to w województwach zachodnich Duda wyszarpał trochę poparcia (zwłaszcza gdy porównać poparcie w powiatach z rokiem 2015), a jego dystans do Trzaskowskiego był o wiele mniejszy niż kandydata KO na wschodzie Polski.

 

WIDEO: Białkowski i Fijołek śladami kandydatów

  

"Nie przegiąłem, nie przesadziłem?"

 

Niemniej jednak wynik wyborczy Andrzeja Dudy to w olbrzymiej części wyłącznie jego osobista zasługa, a zwłaszcza bezpośrednich spotkań z Polakami. Urzędujący prezydent nie stracił w ciągu tych pięciu lat najważniejszego: kontaktu z wyborcami, z pulsem polityki zwłaszcza tej na poziomie Polski powiatowej. To przynosiło plon w tej kampanii podczas kolejnych spotkań o wiele większy niż pomysły kreślone na naradach.

 

Prezydent politycznie nakręcał się podczas wieców i podgrzewał i tak spore emocje, choć bywały i takie momenty, gdy tuż po zejściu ze sceny dopytywał swoich współpracowników: "Nie przegiąłem, nie przesadziłem?". Wiele ze słów, które padły, były efektem chwili, wyczucia, refleksu lub jego braku. Sztabowe struktury były bowiem na tyle mocno rozbudowane, że aż kampanijnie niesprawne, a na pewno nie tak jednolite jak w roku 2015.

 

ZOBACZ: Pierwsza zagraniczna wizyta prezydenta. Jest zapowiedź​

 

Złośliwy przykład: szef sztabu organizacyjnego Joachim Brudziński dorobił się ksywki "Bruksiński" nawiązującej do jego nieustannego pobytu w Brukseli, co zresztą przełożyło się na żartobliwe zdziwienia ("O, to Ty nie w Brukseli?"), gdy europoseł PiS pojawił się w Polsce na wieczorze wyborczym po I turze wyborów.

 

Telefony do Mastalerka

 

Równolegle do codziennych wysiłków sztabowców prezydent sięgał też po rady polityków ze swojego kancelaryjnego otoczenia, a także telefonował do Marcina Mastalerka, współautora wygranej kampanii sprzed pięciu lat. To dlatego podczas wieczoru wyborczego pojawiły się podziękowania do tego byłego (przynajmniej na dziś) polityka, choć pojawiają się głosy, że Mastalerek po prostu w czasie drugiej kadencji dołączy do Kancelarii Prezydenta, która ulegnie przynajmniej liftingowi.

 

Propozycje dla niego pojawiały się na stole już w trakcie pierwszej pięciolatki, jak dotąd odmawiał. Wracając do kampanii: nie brakowało w niej chwil, w których jedna część polityków odpowiedzialnych za przygotowanie strategii nie miała pojęcia o właśnie realizowanej drugiej, która była przygotowywana poza ich wiedzą.

 

ZOBACZ: Donald Trump pogratulował Andrzejowi Dudzie

 

Przykład? Choćby końcowy pomysł o "koalicji polskich spraw", który był zaskoczeniem dla lwiej części polityków PiS. Koniec końców Duda wygrał, ale opowieści o PiS jako monolicie - choćby na poziomie kampanii - można włożyć między bajki.

 

Zaangażowanie szefa rządu

 

Zarazem nie było wygranej prezydenta, gdyby nie zaangażowanie premiera Mateusza Morawieckiego. Na ostatniej prostej kampanii bywały dni, w których szef rządu odbył więcej spotkań z mieszkańcami niż obaj kandydaci razem wzięci. Wizyty w kolejnych dziesiątkach powiatów - głównie na Podlasiu i Lubelszczyźnie - nie przynosiły spektakularnie widowiskowego medialnego obrazka, ale lokalnie były niezwykle skuteczne.

 

Morawiecki rozdawał promesy kolejnym samorządowcom (inna rzecz, że awansem, bo przy wciąż czekającej na przyjęcie ustawie) i wizytował lokalne ośrodki życia społecznego jak Ochotnicze Straże Pożarne czy Koła Gospodyń Wiejskich, składając kolejne obietnice. Efekt? Kilka dni przed rozstrzygnięciem drugiej tury otrzymałem telefon od ważnego polityka Polskiego Stronnictwa Ludowego, który nie krył swojej irytacji: "W powiatach wygląda to tak, że połowa zarządu PSL pokazuje się na zdjęciach z Morawieckim przy wręczaniu promes, a druga połowa zaangażowana jest w akcje frekwencyjne organizowane przez MSWiA.

 

ZOBACZ: Druga tura "Bitwy o wozy". Za frekwencję ministerstwo rozda 49 pojazdów strażackich

 

Różnią się tylko tym, przy której z lokalnych frakcji PiS robią sobie zdjęcia" - usłyszałem. To nie były twarde deklaracje polityczne, ale do miejscowych gazet, rozgłośni lokalnych i w media społecznościowe szedł jasny przekaz: ten PiS wcale nie jest taki zły. Morawiecki jechał więc do kolejnej miejscowości, a tam siłą rzeczy ściskał dłoń także tym politykom i samorządowcom, którzy z PiS i Andrzejem Dudą nie mają nic wspólnego, a może nawet są im niechętni.

 

Efekt "Bitwy o wozy"

 

W kampanijnej orkiestrze zagrali jednak po stronie obozu rządzącego. W konglomeracie działań skierowanych do Polski powiatowej, której mobilizacja zdecydowała o zwycięstwie Andrzeja Dudy, warto na chwilę pozostać przy frekwencyjnej marchewce, jaką była "Bitwa o wozy" zorganizowana przez resort kierowany przez resort Mariusza Kamińskiego. I znów: aby poczuć wagę tego rodzaju konkursów trzeba rozumieć Polskę powiatową. Z drugiej strony takiego sygnału - poza pieniędzmi przekazanymi przez Warszawę do terenów zalanych na Podkarpaciu - nie było, choć akcje profrekwencyjne rozkręcano na całego, ale w dużych miastach (też zresztą skutecznie).

 

ZOBACZ: "Biedroń chciał zrobić więcej dla Trzaskowskiego, ale nikt do niego nie zadzwonił"

 

Wracając do premiera: Morawiecki walczył zarazem nie tylko o zwycięstwo Andrzeja Dudy, ale i o utrzymanie, a może i wzmocnienie własnej pozycji w ramach Zjednoczonej Prawicy. O możliwych resetach, przetasowaniach i korektach kursu w PiS mówi się w zasadzie od momentu wygranej w roku 2019, a awantura przy organizacji majowych wyborów była tylko kolejnym katalizatorem tej dynamiki.

 

Tak mocne zaangażowanie Morawieckiego było dla niego kartą przetargową na dyskusje powyborcze, co zresztą szybko miało miejsce w pierwszych rozmowach po 12 lipca. A sygnał wysłany przez TVP i Jacka Kurskiego w dzień po wyborach ("Wiadomości" krytykujące publikację ogłoszeń o tarczy antykryzysowej w mediach niesprzyjających PiS) były jednym z pierwszych wystrzałów na tej długiej wojnie. Frakcyjne przeciąganie liny na zapleczu będzie jednym z najbardziej palących problemów i wyzwań na najbliższe miesiące.

 

Jaki kierunek obierze Zjednoczona Prawica?

 

Reelekcja Andrzeja Dudy nie tylko bowiem podnosi dywan, pod którym walczą buldogi, ale również otwiera dyskusję o kierunek kursu, jaki przyjmie Zjednoczona Prawica na najbliższe lata. Z jednej strony trzy lata względnego spokoju (do momentu kolejnych wyborów) są szansą na - jak usłyszałem podczas wieczoru wyborczego - "dokończenie rewolucji".

 

Ustawy o mediach, sądach czy samorządach czekają w szufladach, względnie są przygotowane do odkurzenia. Zarazem jednak trzeba pamiętać o deklaracjach wybranego prezydenta, który z jednej strony podkreślał, że w drugiej kadencji odpowiada wyłącznie przed Bogiem, narodem i historią (mrugając okiem, że kadencja będzie bardziej autonomiczna), a z drugiej przypominał w kampanii swoje weta (zwłaszcza te dotyczące Regionalnych Izb Obrachunkowych i Sądu Najwyższego).

 

ZOBACZ: Wypadek Szydło. Sąd zawiadomi prokuraturę ws. kierowcy BOR, bo jechał bez sygnalizacji dźwiękowej

 

Te deklaracje przy jednocześnie coraz cieplejszej i lepszej relacji Dudy z Morawieckim wywołują niemało obaw w tej części Zjednoczonej Prawicy, która marzyła o dodaniu gazu po wyborach. Na stole pojawiają się kolejne oferty poszerzenia koalicji o PSL, co otworzyłoby furtkę do zwiększenia stanu posiadania w Senacie i sejmikach (i dało nową perspektywę na rok 2023), ale do tego potrzeba byłoby zapewne większej ilości pragmatyzmu w kreśleniu strategii na najbliższe miesiące.

 

Brak jednoznacznej odpowiedzi

 

W PiS nie ma na dziś jednoznacznej odpowiedzi, jak ta korekta będzie wyglądać - i dlatego widać tak duże emocje na zapleczu. Ludzie Morawieckiego grają dziś o kurs maksymalnie technokratyczny, ukierunkowany na gospodarkę i zasobność, ziobryści na podkręcenie pokrętła, a gowinowcy o przetrwanie. W PiS zapamiętano prezesowi Porozumienia jego postawę w sprawie majowych wyborów, a głosy sugerujące, że gdyby do nich doszło, to dziś bylibyśmy w epicentrum chaosu prawnego, z kryzysem systemowym na głowie, nie są przy Nowogrodzkiej traktowane jako coś oczywistego.

 

Zarazem tego rodzaju kampania wyborcza była prawdopodobnie ostatnią, jeśli chodzi o dynamikę, styl i specyfikę zapoczątkowane w roku 2015. Model się wyczerpuje, czego jeszcze nie widać przy tak dużej mobilizacji i frekwencji jak przy tych wyborach, ale na poziomie wgryzienia się w strukturę wyborców widać, że wyścig wyborczy w roku 2023 zapewne przyniesie spore zmiany.

 

ZOBACZ: Trzaskowski pogratulował Dudzie. "Oby ta kadencja była inna"

 

Już te wybory pokazały, że o poparcie młodych wyborców będzie PiS niezwykle trudno - tym bardziej, że procesy zużycia władzy są oczywiste, a utożsamienie polityków tej partii z szeroko rozumianym systemem i establishmentem będzie tylko postępować. Powiększające się grono wyborców, którzy nie pamiętają rządów Platformy, więc nie da się ich nimi straszyć, to tylko jedno z wyzwań, przed jakimi stoi obóz rządowy. Konstruowanie osi sporu na poziomie cywilizacyjnej wojny obyczajowej, a także resentyment na poziomie relacji z Niemcami czy Unią Europejską nie będą więcej motorem napędowym, a na pewno nie na taką skalę.

 

Spore zmiany na przestrzeni lat

 

Napięcie w tym zakresie i niejednoznaczność, jeśli idzie o efekt wyborczy było zresztą widać już w tej kampanii. Polska się zmienia i dzisiejsze miasteczka powiatowe, a nawet wsie różnią się od tych sprzed lat pięciu czy ośmiu, oczywistością stają się też zmiany dotyczące priorytetów przy wymaganiach wobec polityków.

 

To jednak opowieść na kolejne miesiące i lata - wiele wskazuje na to, że pod wieloma względami były to ostatnie takie wybory, ostatni taki polityczny mecz. Obóz rządzący, na czele z Andrzejem Dudą, dowiózł w tej kampanii swoje prowadzenie 1:0 i choć nie brakowało emocji, może cieszyć się po końcowym gwizdku. Coraz większa jest jednak świadomość, że to ostatni taki mecz: przy takich warunkach, takiej publiczności i takiej strategii przynoszącej zwycięstwo. Inny będzie też układ polityczny (w tym personalny), przed nami wielka gra o to, jak będzie wyglądała formuła rządów po korekcie, a może i po resecie, jakie jawią się na horyzoncie.

 

To banał, ale w innym miejscu jest dziś prezydent z perspektywą bezpiecznych, ostatnich pięciu lat w Pałacu, w innym PiS z pytaniem o to, jak wymyślić się na kolejne lata i w którym kierunku podryfować z polityką, w jeszcze innym wyborcy ze zmieniającymi się oczekiwaniami i priorytetami. Najbliższe tygodnie nie tylko zapoczątkują nowy sezon w polskiej polityce, nie tylko otworzą pięć lat nowej kadencji Andrzeja Dudy, ale będą początkiem zupełnie nowej układanki politycznej i społecznej. Kto najszybciej zrozumie te reguły gry i odnajdzie się w nowej rzeczywistości, zyska lepszą pozycję wyjściową na kolejne maratony wyborcze, które przyjdą do nas szybciej niż sądzimy.

Marcin Fijołek
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie