Straciła pracę przez... truskawki. "Takie procedury"
Kobieta od 11 lat pracująca w jednym ze sklepów straciła pracę z dnia na dzień. Wszystko przez... truskawki. Owoce miały trafić na śmietnik. Pracownica zamiast je wyrzucić, poczęstowała nimi swoich współpracowników. Nie spodobało się to jej przełożonym, którzy wręczyli jej wypowiedzenie.
Marnowanie jedzenie to jeden z problemów naszych czasów. Do wyrzucania żywności przyznaje się ponad 53 proc. Polaków.
Analitycy z Programu Narodów Zjednoczonych ds. Ochrony Środowiska (UNEP) alarmują natomiast, że w 2019 roku na śmietniku wylądowało 923 milionów ton, czyli ponad 17 proc. zakupionego na świecie jedzenia. Po uwzględnieniu żywności utraconej w produkcji i w łańcuchu dostaw, był to nawet co trzeci produkt.
Nie wyrzuciła truskawek
Są jednak osoby, które nie przechodzą wobec tego obojętnie. Jedną z nich jest pani Helena, która swoje zachowanie przypłaciła zwolnieniem z pracy.
Do zdarzenia doszło w jednym ze sklepów sieci w Krzemieniewie (woj. wielkopolskie). O całej sytuacji poinformowała na Facebooku córka kobiety.
ZOBACZ: Stracił pracę, bo zniszczył bałwana
"Moją mamę zwolniono z pracy, bo żyje tak, jak nas uczyła. (...) Kilka dni temu została zwolniona po 11 latach pracy (...) za niemarnowanie jedzenia" - napisała autorka posta.
Kobieta zamiast wyrzucić lekko zwiędnięte truskawki, poczęstowała nimi współpracowników.
"Mama jak zwykle »towarowała« sklep, wykładała produkty na półki i zabierała do »odpisu« te, które już są nieatrakcyjne dla klientów. I trafiło na plastikowe opakowanie podwiędniętych, »niesprzedawalnych« truskawek. Zabrała je i potem popełniła największy błąd w karierze pracowniczej - zamiast od razu wyrzucić, umyła i postawiła na stole w pokoju socjalnym, żeby się dziewczyny poczęstowały. Sama zjadła dwie. I ta zbrodnia pozbawiła ją zatrudnienia" - wyjaśniła pani Sylwia.
"Takie procedury"
Kobieta miała jednak pecha. Tego dnia w sklepie zjawił się kontroler, który zwrócił uwagę na stojące w pokoju socjalnym owoce.
Ponieważ za truskawki nie zapłacono, uznano, że jest to niezgodne z procedurami. "Wszystkim sprawdzono szafki służbowe, prywatne torby i torebki" - poinformowała córka kobiety.
Mama pani Sylwii przyznała się, że to ona stoi za cała sprawą. Jak tłumaczyła, było jej żal wyrzucić owoce. Według relacji kobiety, nie przekonało to jednak przełożonych. Po powrocie z urlopu jej mama została wezwana na rozmowę, w której uczestniczyli kontroler, kierowniczka sklepu i kierowniczka regionalna.
ZOBACZ: Policjanci zwolnieni z pracy za spanie na służbie
Kobieta oraz jedna z jej koleżanek otrzymały wypowiedzenia za porozumieniem stron. "Takie procedury" - miała usłyszeć.
"Mama otrzymuje propozycję rozwiązania umowy o pracę za porozumieniem stron lub tą drugą, wiecie jaką. Każdy, kto stał przed takim wyborem wie, że to żaden wybór. Ręce się trzęsą, serce wali. Podpisuje" - opisuje kobieta. Zwolnienie miało skutek natychmiastowy.
"Kierownik regionalna wysyła do podległych sobie marketów pismo, w którym informuje, że zwolniono dwie pracownice i żeby uczulić wszystkich, że towar »odpisany« ma być natychmiast wyrzucony, nie wolno go zjeść" - przekazała pani Sylwia.
"Nic więcej u nich nie kupię"
Sieć nie komentuje całej sytuacji. Zbulwersowani sprawą są internauci, którzy na profilu firmy na Facebooku od kilku dni zostawiają mnóstwo nieprzychylnych komentarzy.
"Patologia, nic więcej u nich nie kupię i życzę im najgorszego" - napisał jeden z komentujących. "Wy już zwyciężyliście w konkursie na najbardziej obciachową sieć sklepów, której należy unikać. Gratulacje!!!" - dodał inny.
ZOBACZ: Prezes ZUS: wyższe emerytury nie wezmą się z powietrza
Po kilku dniach pani Sylwia zamieściła w internecie kolejny wpis.
Czytaj więcej