Prezes ZUS: wyższe emerytury nie wezmą się z powietrza

Biznes
Prezes ZUS: wyższe emerytury nie wezmą się z powietrza
Filip Weichert, Interia.pl
Gertruda Uścińska, prezes ZUS

W ubiegłym roku na emeryturę przeszło ponad 200 tys. osób, czyli mniej niż w poprzednich latach, gdy pojawiało się 300-400 tys. nowych emerytów rocznie. Wciąż jednak ich przybywa, bowiem liczba nowo przyznanych świadczeń jest większa, niż tych wygasłych - mówi Interii w cyklu "Rozmowy na Nowy Rok" prof. Gertruda Uścińska, prezes ZUS.

Monika Krześniak-Sajewicz, Interia: Rok 2020 był nietypowy, bo zdominowany przez skutki pandemii.  Jak wygląda aktywność gospodarcza i rynek pracy analizując najnowsze dane ZUS?

 

Prof. Gertruda Uścińska, prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych:  - Na koniec ubiegłego roku było ok. 2,5 mln firm, o 50 tys. więcej niż przed wybuchem epidemii. W ciągu całego 2020 roku z ZUS wyrejestrowało się 240 tys. płatników składek, a 332 tys. nowych się zarejestrowało, więc przybyło ich 92 tys. Dodam, że wyrejestrowanie oznacza zakończenie lub zawieszenie działalności, a zarejestrowanie - jej rozpoczęcie lub wznowienie.

 

- Natomiast jeśli chodzi o osoby objęte ubezpieczeniem emerytalno-rentowym, to na koniec roku było ich ok. 15,5 mln, i co warto podkreślić o 50 tys.  więcej niż w lutym, czyli przed wybuchem pandemii.

 

A jak się zmieniła liczba pracujących cudzoziemców?

 

- Zgłoszonych do ubezpieczenia cudzoziemców na koniec 2020 roku było 725 tys., czyli o 55 tys. więcej niż przed wybuchem pandemii. Przewidujemy dalszy wzrost tej liczby. Wciąż jednak cudzoziemcy stanowią zaledwie kilka procent wszystkich osób ubezpieczonych.

 

CAŁY WYWIAD Z GERTRUDĄ UŚCIŃSKĄ NA STRONIE INTERII

 

Co to wszystko oznacza dla gospodarki?

 

- Nasze dane pokazują, że mimo recesji mamy dobrą sytuację na rynku pracy, bez istotnego wzrostu bezrobocia, a liczba prowadzących działalność gospodarczą i płatników składek jest cały czas wysoka.

 

- To efekt m.in. ogromnych środków przekazanych w ramach pomocy z tarczy antykryzysowej, transferów, świadczeń i ulg. W całym roku ZUS udzielił zwolnienia z obowiązku opłacania składek na kwotę 13,4 mld zł. Na kontach ubezpieczonych ten okres jest uwzględniony tak jakby były one opłacane, więc jest to bardzo korzystne rozwiązanie, które wielu przedsiębiorcom i ich pracownikom pozwoliło przetrwać. Udzieliliśmy także licznych odroczeń terminu zapłaty składek, układów ratalnych dotyczących zaległości składkowych, wypłaciliśmy także świadczenia postojowe na kwotę 5,4 mld zł.

 

- Oczywiście to nie tylko efekt pomocy z ZUS, ale także ogromny strumień środków z Tarczy Finansowej PFR, poręczeń BGK, czy z dofinansowań z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.

 

ZOBACZ: Wyższa emerytura dla niektórych seniorów. ZUS wyjaśnia

 

A czy ubiegły rok był inny od poprzednich, jeśli chodzi o pracowników przechodzących na emeryturę?

 

- W ubiegłym roku na emeryturę przeszło ponad 200 tys. osób, czyli mniej niż w poprzednich latach, kiedy to pojawiało się 300-400 tys. nowych emerytów rocznie. Przykładowo w 2017 roku było to 417 tys., w 2018 roku - 355 tys., a w 2019 roku - 302 tys. osób. Jest więc wyraźny spadek.

 

- Wciąż jednak emerytów przybywa, bowiem liczba nowo przyznanych świadczeń jest większa, niż tych wygasłych. W I półroczu 2020 r. na emeryturę przeszło 118 tys. osób. Z kolei 98 tys. emerytów zmarło w tym okresie. Ta tendencja otrzymuje się już od pewnego czasu. W rezultacie, w listopadzie ubiegłego roku liczba osób pobierających emeryturę z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych przekroczyła 6 mln.

 

- Mamy około 300 tys. emerytur niższych niż minimalna, czyli obecnie 1200 zł. To osoby, które tylko przez krótki czas odprowadzały niewielkie składki. W innych krajach w ogóle nie nabyłyby prawa do emerytury, bo tam trzeba spełnić minimalne warunki, a nasz obecny system tego nie wymaga.

 

Czy coraz więcej osób decyduje się na ten krok później niż w momencie nabycia do tego praw, po to by dłużej pracując podnieść sobie wysokość emerytury?

 

- W latach 2018-2019 średni wiek przechodzenia na emeryturę wynosił 62 lata, przy czym w przypadku mężczyzn było to 64,6 roku, a kobiet - 60,7 roku. Analizujemy jeszcze dane za 2020 rok.

 

- Natomiast poprawę odnotowaliśmy właśnie począwszy od 2018 roku na podstawie innej statystyki. Zauważyliśmy, że spośród osób, które przeszły na emeryturę w 2018 roku, jedynie ok. 60 proc. przeszło na emeryturę natychmiast po nabyciu uprawnień, 25 proc. w ciągu roku, a pozostali wstrzymali się o ponad 12 miesięcy. W 2019 r. wyniki były podobne.

 

- To pokazuje, że z jednej strony jeszcze dużo ciężkiej pracy przed nami by uświadomić, jak duża jest zależność wysokości świadczenia od dodatkowych lat pracy. A przecież odłożenie decyzji o emeryturze o 5 lat może prawie podwoić nasze przyszłe świadczenie.

 

- Z drugiej strony zakładam, że coraz więcej osób będzie opóźniało przejście na emeryturę. Liczę na efekt edukowania, bo powoli, ale jednak przebija się wiedza o tym, że im dłużej pracujemy tym wyższą otrzymamy emeryturę. Pomagają bardzo nasi doradcy emerytalni.

 

Czy coraz więcej osób zgłasza się do doradców emerytalnych ZUS właśnie z pytaniem o to, o ile wzrośnie ich przyszła emerytura, jeśli przepracują o rok czy dwa dłużej?

 

- Tak i to nawet w ubiegłym roku, kiedy były przerwy w obsłudze osobistej i doradcy udzielali takich informacji także w formule online, dzięki wprowadzonym przez nas e-wizytom. I co warto podkreślić, pytają o to nie tylko osoby, które są tuż przed przejściem na emeryturę, ale także w wieku średnim i młodszym, co akurat jest dobrym sygnałem.

 

Na koniec ubiegłego roku było ok. 2,5 mln firm, o 50 tys. więcej niż przed wybuchem epidemii. W ciągu całego 2020 roku z ZUS wyrejestrowało się 240 tys. płatników składek, a 332 tys. nowych się zarejestrowało, więc przybyło ich 92 tys.

 

Na wysokość emerytury wpływa uzbierany kapitał, więc także dodatkowe lata pracy, wiek oraz waloryzacja kapitału, która w ostatnich latach była wysoka, czyli bardzo korzystna dla przyszłych świadczeniobiorców. Czy ta waloryzacja może już nie być tak korzystna, w związku z tym, że zależy od pewnych wskaźników gospodarczych?

 

- W czerwcu ubiegłego roku składki ok. 23 mln ubezpieczonych zostały zwaloryzowane o 8,94 proc. To bardzo wysoki wskaźnik, podobnie jak w kilku poprzednich latach. Przykładowo do konta ze składkami o wartości 450 tys. zł dopisaliśmy ponad 40 tys. zł. Waloryzacji tym wskaźnikiem podlega również kapitał początkowy osób, które pracowały przed 1999 rokiem.

 

- Wskaźnik waloryzacji składek jest zależny od wzrostu przypisu składek emerytalnych do FUS rok do roku. Ten z kolei zależy od wzrostu funduszu płac w gospodarce. To znaczy, że korzystnie na wskaźnik wpływa wzrost liczby osób ubezpieczonych oraz wzrost wynagrodzeń. Jednocześnie wskaźnik nie może być niższy od inflacji. A gdyby inflacja była ujemna, wskaźnik nie może być ujemny. Kapitał osób ubezpieczonych zgromadzony w ZUS jest zatem bardzo bezpieczny. Rodzi to jednak dodatkowe zobowiązania po stronie państwa.

 

- W świetle zaskakująco dobrych danych o wzroście wynagrodzeń w 2020 r., ale też faktu, że w trakcie 2020 r. doszło do pewnych wahań liczby osób ubezpieczonych w ZUS, wydaje się, że recesja może mieć pewien umiarkowany wpływ na wskaźnik waloryzacji składek, który zostanie opublikowany w tym roku. Zaznaczam jednak, że zwolnienia ze składek nie będą mieć wpływu na waloryzację składek.

 

- W czerwcu waloryzujemy także środki na subkontach wydzielonych po reformie OFE z 2011 roku. W ubiegłym roku środki te pomnożyliśmy przez wskaźnik 105,73 proc. Recesja będzie miała pewien wpływ na wskaźniki waloryzacji subkonta ogłaszane w najbliższych pięciu latach. Wskaźniki zależą bowiem od średniej dynamiki nominalnego PKB z pięciu ostatnich lat.

 

ZOBACZ: ZUS: można wnioskować o zwolnienie z opłacania składek

 

O ile dłużej będzie musiała pracować osoba, która zaczęła tę pracę po 1999 roku, żeby mieć stopę zastąpienia (wysokość emerytury w relacji do ostatnich zarobków) taką jak obecnie przechodzący na emeryturę?

 

- To jest sprawa bardzo indywidualna, zwłaszcza jeśli pytamy o indywidualną stopę zastąpienia ostatnich zarobków do pierwszej wypłaty emerytury konkretnego człowieka.

 

- Dane, które publikuje ZUS, dotyczą stopy zastąpienia rozumianej jako stosunek przeciętnej emerytury do przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce. Często spotykam mylną interpretację naszych danych m.in. w prasie.

 

- Stopa zastąpienia to wartość uśredniona na kilka sposobów. Na przykład jest ona coraz bardziej zaniżana przez emerytury przyznawane w wysokości niższej niż minimalna. To, w jakim stopniu emerytura pozwoli nam zastąpić dochód z pracy, jest sprawą bardzo indywidualną. Każdy ma swoją własną historię składkową, w różnym wieku i w różnych czasach przejdzie na emeryturę.

 

- Stopa zastąpienia wynosi obecnie ok. 54 proc., a w 2060 r. może wynosić ok. 25 proc. To jednak wynika z tego, że przeciętne wynagrodzenie będzie w przyszłości rosło szybciej od przeciętnej emerytury. Ale nie znaczy to, że emerytury będą coraz niższe. To kolejne błędy w interpretacji danych, jakie można napotkać czytając alarmujące artykuły. Tymczasem prognozy pokazują jasno, że zarówno wysokość emerytur, jak i siła nabywcza tych świadczeń będzie rosła. Więc prognozy odnoszące się do stopy zastąpienia nie oznaczają, że za przyszłą emeryturę kupimy o połowę mniej niż za dzisiejszą.

 

Czy z danych ZUS wynika, że wciąż duża grupa osób pracuje na śmieciowych umowach, nieoskładkowanych bądź nisko oskładkowanych, z których relatywnie mało kapitału trafia na ich konta w ZUS czyli na ich przyszła emeryturę?

 

- Ważne jest, aby za wykonywaną pracą szły składki emerytalne do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. System emerytalny "widzi" wyłącznie osoby, które pracują na oskładkowanych umowach. My analizowaliśmy natomiast zasady oskładkowania umów zlecenia oraz sytuacje, w których osoba pracuje na kilku umowach lub do tego prowadzi firmę. Okazuje się, że wbrew temu, co się na ten temat potocznie sądzi, nie dotyczy to głownie osób młodych, ale najczęściej w wieku 40+. Do tego są to osoby, które osiągają relatywnie wysokie dochody z tytułu umów zlecenia. Obecnie obowiązujące przepisy stanowią, że na umowie zlecenia można zapłacić składkę od przychodu tylko do wysokości minimalnego wynagrodzenia, a pozostałe przychody są nieoskładkowane. I jednocześnie w takiej sytuacji potem pojawiają się roszczenia o wyższe emerytury, a przecież one nie pochodzą z powietrza tylko z odkładanego kapitału.

 

- Niestety w obecnym systemie nawet jedna składka otwiera prawo do emerytury i to jest niewłaściwe i wprowadzające sporo zamieszania i niezrozumienia, ponieważ warunkiem do tego powinien być minimalny okres opłacania składek albo minimalna kwota zgromadzonego kapitału. Obecny stan prawny powoduje, że mamy około 300 tys. emerytur niższych niż minimalna, obecnie 1200 zł. To osoby, które tylko przez krótki czas odprowadzały niewielkie składki. W innych krajach takie osoby w ogóle nie nabyłyby prawa do emerytury, bo tam trzeba spełnić minimalne warunki, a nasz obecny system tego nie wymaga.

 

- Jak ktoś opłacił 25 zł składki, to trudno, żeby teraz otrzymywał pełną emeryturę. A roszczenia takich osób często wyglądają spektakularnie i pojawiają się w mediach, ale nikt nie sprawdza, z czego te niskie świadczenia się biorą. To w ogóle nie powinno być nazywane emeryturą. Dlatego moim zdaniem tę kwestię powinno się wreszcie uporządkować. Prognozy pokazują jasno, że zarówno wysokość emerytur, jak i siła nabywcza tych świadczeń będzie rosła. Więc prognozy odnoszące się do stopy zastąpienia nie oznaczają, że za przyszłą emeryturę kupimy o połowę mniej niż za dzisiejszą.

dsk/ biznes.interia.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie