Rusza proces przeciwko fundacji Lux Veritatis. O. Rydzyk mówi o "siłach spoza Polski"

Polska
Rusza proces przeciwko fundacji Lux Veritatis. O. Rydzyk mówi o "siłach spoza Polski"
Polsat News
Rusza proces przeciwko fundacji o. Tadeusza Rydzyka

Nie rozumiem, dlaczego mamy się tłumaczyć siłom spoza Polski. Może odpowiedzieliby na to rządzący? Zadbajmy o Polskę; o to, co polskie i katolickie - apeluje o. Tadeusz Rydzyk. Dyrektor Radia Maryja odniósł się do oskarżeń Watchdog Polska o nieudostępnienie informacji publicznej dotyczącej wydatków Fundacji Lux Veritatis. W czwartek rusza proces w tej sprawie.

O ujawnienie wydatków fundacji z publicznych pieniędzy wystąpiło stowarzyszenie Watchdog, a cała sprawa toczy się od 2016 r. Ostatecznie stowarzyszenie uzyskało odpowiedź, jednak - jak podkreślano - była ona spóźniona i niepełna. Prokuratura najpierw odmówiła wszczęcia postępowania w tej sprawie, a potem dwukrotnie je umorzyła. Stowarzyszenie złożyło więc do sądu subsydiarny akt oskarżenia, którym objęty został zarząd fundacji - prezes o. Tadeusz Rydzyk oraz o. Jan Król i Lidia Kochanowicz-Mańk (wyrazili zgodę na podawanie nazwisk).

 

W opublikowanym na stronie internetowej Radia Maryja komunikacie o. Tadeusz Rydzyk wskazał, że rozgłośnia "od samego początku swojego istnienia miała pod górkę", natomiast "od kilku lat jest nękana przez Sieć Obywatelską Watchdog Polska".

 

ZOBACZ: "Babcia Kasia" została uniewinniona. Koszty procesu poniesie Skarb Państwa

 

"Stowarzyszenie jest finansowane przez organizację spoza Polski. Za atakami na Radio Maryja stoją organizacje niesprzyjające Kościołowi, a nawet antyewangelizacyjne. One nie tylko nas nękają, wręcz dążą do zamknięcia nam ust, czego dowodem jest zażądanie przejęcia tzw. zabezpieczenia naszych komputerów, telefonów, wszystkiego. Byłoby to całkowite zablokowanie naszej działalności na długie miesiące. Chodzi zatem o zlikwidowanie Radia Maryja i dzieł, które z niego wyrosły. Po raz kolejny doświadczamy, że jesteśmy prześladowani" - pisze redemptorysta.

 

"Jest mi przykro"

 

"Jest mi przykro, że w jakiś sposób prześladowani są także ludzie, którzy ściśle z nami współpracują" - przyznał o. Rydzyk. Przeprosił także "wszystkich, którzy cierpią przez to, że istnieje Radio Maryja i TV Trwam".

 

"My, ojcowie redemptoryści, mieszkamy w klasztorze - jak wszyscy redemptoryści – nie pobieramy żadnej pensji. Od 30 lat bezinteresownie służymy Polsce, Polakom; służymy w naszej Ojczyźnie. Służy cała Rodzina Radia Maryja, wszystko istnieje dzięki Wam.

Zależy nam na ewangelizacji, Kościele katolickim, na Polsce, Ojczyźnie, a tu jesteśmy nękani, co jest przedziwne. Wszystkie kontrole - począwszy od ministerstw, skończywszy na różnych urzędach - wykazują, że wszystko jest przejrzyście prowadzone. Wszystkie podejmowane działania realizujemy zgodnie z polskim prawem" - zapewnił. 

 

Jak wskazał, nie rozumie, dlaczego ma się tłumaczyć "siłom spoza Polski". "Może odpowiedzieliby na to rządzący? Zadbajmy o Polskę; o to, co polskie i katolickie. Możemy pisać do rządzących z prośbą o wyjaśnienia, o co tu chodzi, na jakiej podstawie podejmowane są takie działania. Proszę katolickich posłów, senatorów, profesorów, prawników, wszystkich zwykłych ludzi, aby zaczęli działać. Proszę także o modlitwę"- podsumował.

 

Oskarżeni nie stawili się w sądzie

 

Proces miał ruszyć z początkiem kwietnia przed Sądem Rejonowym Warszawa-Wola, jednak na sali sądowej nie stawił się żaden z trzech oskarżonych. Jak tłumaczył pełnomocnik o. Jana Króla mec. Marcin Chodkowski, jego klient objęty jest kwarantanną. Adwokat wniósł o odroczenie rozprawy. - Skoro mamy taką sytuację, że z jednej strony obecność jest obowiązkowa, a z drugiej strony mamy obiektywną niemożność stawiennictwa, jedyną możliwością jest odroczenie - tłumaczył.

 

ZOBACZ: Oświadczenie o. Rydzyka ws. jego słów. "Przepraszam, iż tak się stało"

 

Sąd przychylił się do wniosku obrońcy, podkreślając, że oskarżeni zostali wezwani do stawienia się w następnym wyznaczonym terminie, którym jest 29 kwietnia. Tym samym formalnie nie został otwarty przewód sądowy, a w piątek sąd zajął się rozpoznawaniem wniosków stron - jeden z nich dotyczył skierowania sprawy na posiedzenie po to, by ją umorzyć. Chciała tego obrona, a także prokuratura, której przedstawiciel pojawił się na sali w charakterze publiczności. Sąd nie przychylił się jednak do ich wniosku.

 

W akcie oskarżenia powołano się na art. 23 Ustawy o dostępie do informacji publicznej, zgodnie z którym jeśli ktoś wbrew ciążącemu na nim obowiązkowi nie udostępnia informacji publicznej, podlega on grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Przepis ten powiązano jednocześnie z przepisem Kodeksu karnego mówiącym o niedopełnieniu obowiązków przez funkcjonariusza publicznego, obarczonym karą do 10 lat pozbawienia wolności.

 

"Nikt nie jest pokrzywdzonym w tej sprawie"

 

Zdaniem obrony stowarzyszenie Watchdog nie może być pokrzywdzonym w tej sprawie, co oznacza, że nie przysługuje mu złożenie subsydiarnego aktu oskarżenia, z którego sprawa została wytoczona. Akt oskarżenia tego typu przysługuje pokrzywdzonemu, który dwukrotnie uzyskał postanowienie o umorzeniu postępowania lub odmowie wszczęcia postępowania.

 

- Z uwagi na charakter prawny art. 23 Ustawy o dostępie do informacji publicznej, nie tylko Watchdog, ale nikt nie jest pokrzywdzonym w tej sprawie - przekonywał mec. Chodkiewicz, podkreślając, że istnieją przestępstwa, w wyniku których pokrzywdzonego po prostu nie ma.

 

ZOBACZ: Otwarcie Parku Pamięci w Toruniu. "To miejsce dla wszystkich"

 

Podkreślał też, że wszystkie obowiązki wynikające z tej ustawy zostały zrealizowane "w 100 procentach". Jak mówił, fundacja udzieliła odpowiedzi 26 maja 2017 r., natomiast - wnioskując z opisu czynu - można odnieść wrażenie, że nie odpowiedziała w ogóle. "Zarząd Fundacji Lux Veritatis spełnił wszelkie obowiązki, wobec czego nie może być mowy o tym, że była mowa o czynie zabronionym" - podsumował.

 

O motywacje związane ze sprawą pytał z kolei obrońca o. Tadeusza Rydzyka mec. Maciej Zaborowski. - Czy naprawdę w tej sprawie chodzi o to, żeby jawne były kwestie związane z finansami publicznymi? - mówił. Jego zdaniem media nie chcą wyjaśnienia tej sprawy. - Chcą jednego: zobaczyć na tej ławie oskarżonych naszych klientów. Chcą tego obrazka, kiedy oni wchodzą do sądu, wychodzą z sądu, jest odczytywany akt oskarżenia, co w sposób bezpośredni narusza ich dobra osobiste i w stawia w negatywnym świetle - przekonywał.

 

Kolejny termin pod koniec kwietnia

 

Pełnomocnik stowarzyszenia Watchdog mec. Adam Kuczyński odpowiadał z kolei, że organizacja, którą reprezentuje, "patrzy na ręce" różnym podmiotom. - Czynienie nam zarzutu z tego, że po pięciu latach od złożenia wniosku media stawiają się na rozprawie, jest trochę nie na miejscu - ocenił. Mec. Kuczyński podkreślał ponadto, że prawo do informacji publicznej zostało zagwarantowane w ustawie zasadniczej. - To nie jawność życia publicznego, tylko prawa konkretnych osób są naruszane przez nieudostępnianie informacji publicznej - mówił. Podkreślił, że do czynu zarzuconego zarządowi fundacji doszło, a postępowanie powinno toczyć się dalej.

 

ZOBACZ: "Nie możemy zejść na manowce". Premier na pielgrzymce Radia Maryja

 

Sąd nie przychylił się do wniosku o umorzenie sprawy, podkreślając, że stowarzyszenie miało prawo wnieść do sądu subsydiarny akt oskarżenia, o czym zostało pouczone. - Dla sądu obojętne jest też, czy sprawa budzi zainteresowanie społeczne czy nie - dodano.

msl/prz / Polsatnews.pl / Radio Maryja
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie