"Epidemiczna puszka pandory". Są na pierwszej linii frontu walki z COVID-19

Polska
"Epidemiczna puszka pandory". Są na pierwszej linii frontu walki z COVID-19
Polsat News
Pracownicy spalarni są narażeni na nieustanny kontakt z koronawirusem

Walka z wirusem trwa nieprzerwanie w setkach szpitali. W ciągu roku zakażenie wykryto u ponad miliona sześciuset tysięcy osób. Nikt nie wie - jaki będzie ostateczny bilans pandemii. Istnieje jednak front wojny z COVID-19, o którym mówi się niewiele. Osoby, które na nim walczą dźwigają ogromną odpowiedzialność. "Raport" Marka Sygacza.

- Chodzi nie tylko o zapewnienie opieki chorym, ale także o zapanowanie na tym, co można nazwać epidemiczną puszką Pandory - mówi Zbigniew Bajkowski, dyrektor Wojewódzkiego Szpital Specjalistycznego (WSS) w Częstochowie.

 

ZOBACZ: Koronawirus we Włoszech. Sytuacja pogarsza się w prawie całym kraju

 

Lekarz ma na myśli wzrastającą ilość niebezpiecznych odpadów medycznych, które są wytwarzane przez szpitale. Pracownicy sortowni zbierają je i przewożą bezpośrednio do magazynu odpadów. W ciągu ostatniego roku z częstochowskiej placówki wywieziono prawie 400 ton tego ładunku. Więcej niż kiedykolwiek dotąd.

 

- Szpital produkuje miesięcznie około 36 ton odpadów medycznych. Niemal 90 proc. z nich to odpady niebezpieczne. Do tych pojemników i worków trafiają igły, strzykawki, materiały opatrunkowe, a także środki ochrony, kombinezony, maseczki, rękawice i wszystko z oddziałów COVID-owych, z pościelą, sztućcami i naczyniami jednorazowymi włącznie. To epidemiczna bomba, którą trzeba jak najszybciej rozbroić - podkreśla Piotr Pluta z WSS.

 

Nie mogą trafić gdziekolwiek

 

Odpady medyczne nie mogą trafić gdziekolwiek. Ich utylizacja podlega ścisłym procedurom. W Polsce działają 23  przeznaczone do tego spalarnie. W pandemii wszystkie pracują na granicy swoich możliwości non stop - 7 dni w tygodniu przez 24 godziny.

 

ZOBACZ: Pandemia w biznesie. Lockdown nie daje się we znaki co piątej firmie


- Pracujemy na 100 procent możliwości. Ja szacuję, że ilość odpadów zwiększyła się o 50 procent - mówi Sławomir Michalak z Zakładu Utylizacji Odpadów w Katowicach.

 

WIDEO: Szpitale wytwarzają tony niebezpiecznych odpadów. Gdzie są składowane i co się z nimi dzieje?

  

 

Na spalenie odpadów zakład ma maksymalnie 72 godziny i to tylko wtedy, jeśli będą przechowywane w bezpiecznych, chłodzonych pomieszczeniach. Wydajności spalarnie nie są w stanie zwiększyć. - Ze względu na ograniczenia techniczne. W grę wchodzi jedynie modernizacja instalacji - podkreśla Michalak.

 

Problem ze spalaniem śmieci


A to nie ma czasu. Czy zatem marcowy wzrost zakażeń może oznaczać, że szpitale utoną w niebezpiecznych odpadach?

 

ZOBACZ: Holandia. Wybuch w centrum testowania na obecność koronawirusa

 

- Takie niebezpieczeństwo jest, ale uważam, że zachorowań nie będzie aż tak wiele. Problemem jest natomiast nierówne rozłożenie instalacji na mapie naszego kraju - twierdzi Barbara Farmas z Zakładu Termicznego Przekształcania Odpadów "SARPI" w Dąbrowie Górniczej.


W województwie śląskim działają trzy spalarnie odpadów medycznych, ale na Opolszczyźnie nie ma ani jednej. To oznacza, że odpady muszą być przewożone do utylizacji między nimi. W najbliższych miesiącach część zakładów zostanie wyłączona.


- Wiosną instalacje muszą być zatrzymywane od marca do maja. My również planujemy takli przestój. Jeżeli to się zbiegnie z większą falą zachorowań to będziemy mieli trudną sytuację - podkreśla Farmas.

 

Przestoje nie będą jednoczesne. To oznacza, że część spalarni będzie przyjmować zwiększone transporty odpadów co będzie trudne dla i tak już przeciążonych instalacji.


Problemy z ludźmi

 

Na granicy wytrzymałości są nie tylko piece, ale także ludzie, którzy je obsługują. Choć na co dzień pracują z odpadami niebezpiecznymi, to zagrożenie zakażeniem COVID-19 jest w tej pracy dodatkowym, dużym obciążeniem.

 

ZOBACZ: Pandemia, obronność, praworządność. Doradca Bidena rozmawiał z Solochem i Szczerskim


- Tych substancji niebezpiecznych jest dużo. Na większości opakowań pisze COVID-19. Trzeba zwracać uwagę na to, czego się dotyka, jak się dotyka. Czasem się zdarza kontakt. Staramy się to minimalizować. Czasami widzimy, że te odpady są źle zabezpieczone - powiedział Jacek Wnętrzak, pracownik Zakładu Utylizacji Odpadów.


- Pracowników w skali całego kraju jest kilka tysięcy, świadomość tego, że istniejemy nie jest zbyt duża. Jesteśmy strategiczną branżą do walki z COVID-em. Narażenie wynika z tego, że pracujemy z odpadami, które nie potencjalnie, ale realnie zawierają COVID - mówił Sławomir Michalak.

 

Nie włączono ich do programu szczepień

 

Branża wnioskowała wielokrotnie o włączenie pracowników spalarni odpadów medycznych do programu szczepień jako grupy zawodowej. Bez efektu.


Uznano, że są mniej narażeni niż na przykład pracownicy poczty, wodociągów, gazowni czy firm energetycznych i mogą czekać na swoja kolej według kryterium wieku. 


- To nie znaczy, że chcemy się wepchnąć przed służbę zdrowia. Nasz pracownik jest realnie narażony na kontakt i pod tym względem niewiele różni się od pracowników służby zdrowia - podsumowuje Barbara Farmas.

rsr/bas/ Polsat News
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie