Alarm przeciwpowodziowy w Płocku. "W niektórych miejscach woda sięga pasa"

Polska
Alarm przeciwpowodziowy w Płocku. "W niektórych miejscach woda sięga pasa"
PAP/Szymon Łabiński
Działania strażaków mogą potrwać jeszcze kilka dni

Na terenie powiatu płockiego kontynuowane są działania związane z zatorem lodowym. Wszystko wskazuje na to, że sytuacja w najbliższych godzinach może się stabilizować - powiedział oficer prasowy mazowieckiego komendanta wojewódzkiego PSP, mł. bryg. Karol Kierzkowski. Dodał, że działania strażaków w powiecie płockim mogą potrwać jeszcze kilka dni. W gotowości są lodołamacze Wód Polskich.

Od poniedziałku w Płocku (Mazowieckie) obowiązuje alarm przeciwpowodziowy. Przyczyną jest zator lodowy na Wiśle poniżej miasta – w miejscowości Popłacin, który blokuje swobodny przepływ wody i powoduje przybór rzeki. W związku z rosnącym poziomem Wisły jeszcze we wtorek wprowadzono pogotowie przeciwpowodziowe w siedmiu położonych nad rzeką gminach powiatu płockiego: Wyszogród, Gąbin, Mała Wieś, Słupno, Bodzanów, Nowy Duninów i Słubice.

 

Nie każdy może wjechać w małą uliczkę ciągnącą się wzdłuż wałów Wiślanych. Przy skrzyżowaniu z Grabówką stoi patrol policji, który przepuszcza jedynie mieszkańców, którzy próbowali jeszcze w środę ratować swój dobytek oraz dziennikarzy. Daleko jednak się ul. Gmury nie dojedzie, bo już na wysokości numeru 13 rozpoczyna się zalewisko.

 

ZOBACZ: Powodzie we Francji. Alert dla Paryża

 

Mieszkańcy, którzy mieszkają powyżej tego numeru, aby dostać się do swoich domów muszą wchodzić do wody ubrani w wodery. - W niektórych miejscach woda sięga dosłownie do pasa - powiedział jeden z mieszkańców. Dodał, że chcąc się dostać do swojego domu musiał rozbijać młotkiem lód, który zebrał się wokół drzwi wejściowych. - Ostatni raz taka wielka woda była tutaj podczas powodzi w 2010 roku - podkreślił.

 

- Przyjechałem zobaczyć jak wygląda sytuacja w moim domu. Chciałem uratować też zwierzęta, które zostały. Niestety trzy moje kury się utopiły - powiedział pan Kazimierz. O większym szczęściu może mówić inna rodzina, która ubrana w wodery poszła uratować swojego kota. Im się udało, jednak woda była tak duża, że zalało im buty.

 

"Nie ma jak się ogrzać"

 

Mieszkańcy ul. Gmury muszą się zmierzyć z jeszcze jednym problemem oprócz wody - brakiem prądu. - I to jest najgorsze, bo nawet nie ma jak się ogrzać. W budynkach, które już częściowo zalało, albo zaraz zostaną zalane nie ma już prądu - poinformowała jedna z mieszkanek.

 

Większość mieszkańców Gmury została już ewakuowana. Mieszkają albo w lokalach tymczasowych, które przygotowały dla nich władze miasta, albo u bliskich. Na miejscu zostały tylko dwie rodziny. Jedna, której dom położony jest jeszcze powyżej stanu wody nie chcą się na razie ewakuować. Sąsiadom powiedzieli, że są wyposażeni w żywość i chcą zostać w domu tak długo, ile tylko będą mogli.

 

W o wiele gorszej sytuacji jest druga rodzina, której wyłączono prąd. W ich domu są trzy osoby i kilka kotów. Jak mówili reporterowi PAP druhowie z ochotniczej straży pożarnej, ci mieszkańcy zostaną wkrótce ewakuowani przez Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. - Chcieli zostać i pilnować swojego majątku. Kupili we wtorek kalosze, które w środę okazały się za małe i już nie mogą wyjść z domu. Dlatego poprosili o ewakuację - powiedział jeden z ochotników.

 

ZOBACZ: Huragan Eta w Meksyku. Powodzie i lawiny błotne, nie żyje 20 osób

 

Zalewaną przez wodę ulicę monitorowali w środę ochotnicy z OSP Nowe Łupki. - Przez 30 minut stan wody podniósł się o około 4 centymetry. To bardzo dużo - ocenił jeden ze strażaków. Z kolei drugi podkreślił, że ostatni raz pamięta takie podtopienia w tym rejonie w 2010 roku, a wcześniej w 1982 roku. - Robimy, co możemy. Monitorujemy stan wody, jak trzeba to mieszkańcom, którzy zostali, dostarczamy jedzenie. Niestety nie pomaga nam w tym pogoda, przez którą ciężej nam się pracuje - mówią ochotnicy.

 

Strażaków w ich pracy wspomagają na ul. Gmury żołnierze z Wojsk Obrony Terytorialnej, którzy również pomagają mieszkańcom m.in. w dostarczeniu żywności czy w ewakuowaniu ich dobytku. - Na służby, które tutaj pracują nie możemy powiedzieć złego słowa. Pomagają nam. Śmiało można ich pochwalić - zaznaczyli mieszkańcy zalanych terenów.

 

- Mamy nadzieję, że ta powódź nie narobi większych szkód i niedługo będziemy mogli wrócić do swoich domów - dodali mieszkańcy.

 

"Wzmacniamy wały"

 

W środę oficer prasowy mazowieckiego komendanta wojewódzkiego PSP, mł. bryg. Karol Kierzkowski poinformował, że działania strażaków są cały czas kontynuowane. - W tej chwili zaangażowanych jest 120 strażaków Państwowej Straży Pożarnej i Ochotniczych Straży Pożarnych - powiedział Kierzkowski.

 

ZOBACZ: Płock: Prezydent miasta zarządził ewakuację mieszkańców. Woda wylewa się na ulice

 

- Na Wiśle jest podwyższony stan wody. Na wodowskazach wskazuje powyżej stanu alarmowego. W ostatnich godzinach odnotowaliśmy nieznaczny przyrost na poziomie kilku centymetrów - podkreślił strażak, dodając, że wszystko wskazuje na to, że sytuacja w najbliższych godzinach może się stabilizować.

 

Wskazał, że strażacy cały czas monitorują poziom wody. - Wzmacniamy również wały tam, gdzie to jest potrzebne i staramy się zabezpieczyć wszystkie budynki mieszkalne, tak żeby woda nie wlała się do podpiwniczeń, czy na tereny posesji - podał. Strażacy używają również cały czas pomp do wody oraz worków z piaskiem.

 

"Cały czas analizujemy sytuację"

 

- Zadysponowana została kompania specjalna "Mazowsze I", która podmieniła kolegów, którzy wykonywali tę ciężką i trudną pracę we wtorek w ujemnych temperaturach - wyjawił.

 

- Na miejscu działa sztab taktyczny powołany przez komendanta miejskiego PSP w Płocku, a w Warszawie pracuje sztab mazowieckiego komendanta wojewódzkiego PSP. Cały czas analizujemy sytuację. Jesteśmy w kontakcie ze służbami zarządzania kryzysowego zarówno powiatu jak i województwa - zaznaczył.

 

ZOBACZ: Wzrasta poziom wody w rejonie Płocka. Worki z piaskiem przed domami

 

Podkreślił także, że działania strażaków mogą potrwać jeszcze kilka dni. - Analizujemy sytuację na bieżąco i będziemy podejmowali takie działania, które będą w danej chwili potrzebne, ale na szczęście nie ma dużych przyrostów stanu wody w ostatnich godzinach, więc to jest dobry prognostyk na przyszłe dni - powiedział.

 

Przypomniał również, że we wtorek ewakuowanych było około 100 osób na terenie całego Płocka z budynków, gdzie jest największe zagrożenie. - Niestety są to miejsca, które są zwyczajowo zalewane w momencie, kiedy jest wysoka woda - dodał.

 

- W Kępie Polskiej na razie nie ma przyrostów wody, więc wydaje się, że jest tam stabilnie. Tam też nie ma zatopionych budynków. Bacznie obserwujemy tam sytuację oraz wszystkie wały przeciwpowodziowe, czy nie dochodzi do naruszeń czy uszkodzeń. Dlatego mamy wystawione posterunki i strażacy chodzą po wałach, obserwują je w Kępie Potockiej i Wyszogrodzie - podkreślił. 

 

"Lodołamacze w gotowości" 

 

Jak poinformowały w środę rano Wody Polskie, "stan wody w rejonie środkowej Wisły nieznacznie podnosi się na skutek zjawisk meteorologiczno-hydrologicznych". 

 

Odnosząc się do sytuacji na Wiśle w środkowym jej biegu Wody Polskie zaznaczyły, że w Płocku "stan wody sięga powyżej stanu alarmowego", a służby prowadzą działania w rejonie ul. Gmury, gdzie we wtorek doszło do podtopień podpiwniczeń kilku domów.

 

ZOBACZ: Alarm przeciwpowodziowy w Płocku. Przygotowania na wypadek ewakuacji

 

"Utrzymujące się mrozy w obecnej sytuacji są korzystne, ponieważ prowadzą do powstrzymania procesu wzrostu stanu wody. Nie dają jednak możliwości prowadzenia akcji lodołamania. Lodołamacze Wód Polskich pozostają w gotowości. Jeżeli warunki przewidziane instrukcjami dla akcji lodołamania, będą odpowiednie, akcja zostanie przeprowadzona" - podkreśliły w środowym komunikacie Wody Polskie.

 

Mobilna brama przeciwpowodziowa

 

Urząd Miasta Płocka poinformował, że w nocy z wtorku na środę Państwowa Straż Pożarna rozstawiła mobilną bramę przeciwpowodziową na placu Witosa ze względu na możliwość wylania Słupianki. "Służby uzupełniły z magazynów wojewódzkich worki i folię" – przekazano w komunikacie.

 

We wtorek późnym wieczorem rozpoczęło się zabezpieczanie ul. Nadwiślańskiej na lewym brzegu Wisły i zabezpieczanie kilku posesji workami z piaskiem. Na miejscu pracowała Państwowa Straż Pożarna, żołnierze WOT i grupa mieszkańców, ochotników wspierających służby.

 

"Kolejną zagrożoną podtopieniem ulicą Płocka jest ul. Raczkowizna na osiedlu Borowiczki. Występują podtopienia w związku z tzw. cofką z Wisły, która wpływa korytem rzeki Słupianki. Służby zadysponowały na miejsce piasek i worki. Mieszkańcy zabezpieczają posesje przed zalaniem" – podano w komunikacie.

prz/ PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie