"Odechciało się rewolucji". Białoruska telewizja pokazała pobitą i skruszoną młodzież

Świat
"Odechciało się rewolucji". Białoruska telewizja pokazała pobitą i skruszoną młodzież
PAP/EPA/STR/ Twitter/МБХ Медиа
Służby zatrzymują osobę, która chciała złożyć kwiaty w miejscu, gdzie zginął wcześniej jeden z protestujących Białorusinów.

Białoruska telewizja publiczna pokazała materiał dotyczący kolejnego dnia protestów w kraju. Pojawiła się w nim relacja młodych ludzi, którzy przyznają, że po interwencji służb "odechciało im się rewolucji". Osoby te mają skrępowane ręce, a na ich ciele widać ślady pobicia. O przekazie, jaki kryje się za tym nagraniem porozmawialiśmy z ekspertami.

Łapanki, pobicia, huk granatów i wystrzały z broni, to obraz trwających kolejny dzień protestów, które poczynając od Mińska rozlały się na resztę kraju. Początkowo o skali brutalności działań milicji można było dowiedzieć się z niezależnych mediów. Te, w związku z trwającym kilka dni ograniczeniem w dostępnie do internetu, były cenzurowane. 

 

ZOBACZ: Ostatnia karta Łukaszenki to brutalna siła - Sienkiewicz w "Graffiti"

 

 

Teraz o metodach walki z protestującymi informuje także białoruska telewizja publiczna. W materiale poświęconym wyborom prezydenckim pokazano krótką rozmowę z grupą osób, które wyrażają skruchę w związku z udziałem w manifestacjach. Pobita i zastraszona młodzież - jak wynika z relacji - ma wyrzuty sumienia i nie chce już rewolucji. Według stacji, młodzież pochodzi z Białorusi oraz Ukrainy. 

 

Zapytaliśmy ekspertów, jaki przekaz może się kryć za materiałem telewizji publicznej. 

 

"Władza chce pokazać, że pobicie wystarczyło"

 

- Przekazy są dwa. Pierwszy, to że jacyś dziwni ludzie, którzy przyjechali na Białoruś chcą robić rewolucję. Nie wiadomo kim są, być może to osoby z zagranicy. Drugi przekaz, to próba zastraszenia społeczeństwa. Widać, że ci młodzi ludzie są pobici, mają związane ręce. Takie pobicie wystarczyło, żeby zapewnili, że żadnej rewolucji nie będą robić. Władza chce pokazać, że tak niewiele trzeba, żeby ci ludzie  zrezygnowali ze swoich zamiarów - powiedział polsatnews.pl dr Piotr Kościński, Akademia Finansów i Biznesu Vistula.

 

ZOBACZ: Protesty na Białorusi. Jest stanowisko USA ws. represji wobec demonstrantów

 

- Łukaszenka chce udowodnić społeczeństwu, że to on jest ostoją stabilizacji, a jego władzę chcą obalić ci, którzy są bezrobotni, są młodocianymi bandytami. To narracja, która może się przyjąć wśród niektórych Białorusinów z klasy średniej, ale - biorąc pod uwagę kryzys gospodarczy, nie jest skazana na sukces - ocenił dr Łukasz Jasina, ekspert ds. studiów wschodnich z Polskiego Instytutu Studiów Międzynarodowych.

 

- Dla części białoruskiego społeczeństwa jest to nawoływanie: popatrzcie, kto to powoduje, nie pójdźcie tą drogą. Dla innych jest to zastraszenie i pokazanie tego, co możemy wam zrobić, że przyznacie się do wszystkiego. Czy to będzie działało? Zobaczymy, manifestacje mają to do siebie, że z czasem ludzie przestają się bać - mówi nam ekspert. 

 

"Widzimy, co się dzieje, jesteśmy z wami"

 

W mediach społecznościowych pojawiają się głosy wsparcia z różnych części świata. Manifestanci są nazywani bohaterami, a działania władz określa się mianem nieludzkich. "Osoby, które posługują się językiem białoruskim, niech przekażą, że widzimy to, czego doświadczają i jesteśmy z nimi" - pisze jeden z internautów. 

 

ZOBACZ: Protesty na Białorusi. Jest stanowisko USA ws. represji wobec demonstrantów

 

"Pozostańcie silni i nie ustawajcie w walce" - dodaje kolejny. 

 

O braku zgody na - jak twierdzi spora część społeczeństwa - sfałszowane wyniki wyborów świadczą nie tylko wielotysięczne protesty. Brutalność i skala przemocy ze strony władzy doprowadziły do rezygnacji z pracy w państwowej telewizji. Z dnia na dzień takich dziennikarzy jest coraz więcej. 

 

"Wcześniej agitował za Łukaszenką"

 

"Z reżimowej TV Belarus1 zwolnił się znany dziennikarz Jauhien Perlin. To jest jego protest przeciwko temu co się odbywa na Białorusi. Jeszcze kilka tygodni temu agitował za Łukaszenką" - informuje działacz Związku Polaków na Białorusi Andrzej Poczobut. Dodaje, że już co najmniej pięciu białoruskich dziennikarzy zrezygnowało z pracy w tamtejszej państwowej telewizji. 

 

ZOBACZ: Białoruś: wojskowi wyrzucają mundury, dziennikarze odchodzą z "reżimowej" telewizji

 

Perlin pracował w głównym kanale telewizji państwowej BT od 2009 roku. Miał własny show, był prowadzącym telewizji śniadaniowej oraz Eurowizji. Dziennikarz nie podał wyraźnej przyczyny odejścia, napisał jedynie: "Co się stało z moją Białorusią?" Podobnie, jak prowadzący wiadomości Siarhiej Kazłowicz, który odszedł z tego samego kanału - przypomina portal bielsat.eu. 

 

"Trzymano nas w garażu"

 

O tym, że władza nie oszczędza dziennikarzy przekonał się szef popularnego serwisu sportowego Maxim Berezinsky. - Trzymano nas w jakimś garażu. Musiałem stać niemal przez całe 15 godzin od zatrzymania do zwolnienia. Zwykli policjanci byli w porządku, zabierali nas do toalety i pozwolono trochę spać - mówi w rozmowie z portalem naviny.by. 

msl/ml/ polsatnews.pl, bielsat.eu, naviny.by
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie