Pokonał pociągami 4,3 tys. kilometrów w jeden weekend. Pasażer z rekordem Polski

Polska
Pokonał pociągami 4,3 tys. kilometrów w jeden weekend. Pasażer z rekordem Polski
Facebook/Podróże z Mateuszem
Pan Mateusz relacjonował podróż, robiąc zdjęcia m.in. na odwiedzanych dworcach

Przejechał Polskę wzdłuż i wszerz, pokonując 4331 kilometrów. Mateusz Mahamid zrobił to w jeden weekend, korzystając tylko z pociągów PKP Intercity. Jego wyczyn jest nieoficjalnym rekordem Polski. Aby go pobić, pasażer skorzystał ze specjalnego biletu weekendowego. - Ta trasa była "lajtowa". Zamierzam pobić swój rekord i przejechać inną, "hardcorową" - powiedział w rozmowie z polsatnews.pl.

Mateusz Mahamid jest fanem kolei i uwielbia podróżować w przedziale. Do pobicia rekordu największej liczby kilometrów przejechanych w ciągu jednego weekendu zainspirowali go inni miłośnicy pociągów, którzy mają na koncie podobne osiągnięcia.

 

- Postanowiłem samemu spróbować ustanowić taki rekord - powiedział polsatnews.pl.

 

Podróżny dodał, że ustanowiony przez niego rekord jest lepszy o 33 km od poprzedniego, który należał do miłośnika kolei z Bielska-Białej. 

 

Na liście pociągów m.in. "Karpaty", "Bursztyn" i "Malinowski"

 

Podróż Mateusza Mahamida, którą na bieżąco relacjonował w mediach społecznościowych, rozpoczęła się w piątek 17 lipca w Tczewie. Tam, o godz. 19:20, wsiadł w pociąg TLK Karpaty, którym dojechał do Warszawy Centralnej.

 

 

W stolicy zjawił się o godz. 22:45. Poczekał niecałą godzinę i składem IC Karkonosze udał się do Wrocławia, gdzie skład zatrzymał się w sobotę o godz. 5:23.

 

 

Na Dolnym Śląsku podróżny nie spędził jednak dużo czasu, bo dwadzieścia minut później odjeżdżał pociągiem TLK Barnim do Szczecina. Wzdłuż zachodniej granicy kraju jechał do godz. 10:49.

 

 

Ze Szczecina wrócił w wagonie TLK Latarnik, by ponownie zjawić się na stołecznym Dworcu Centralnym. Ten fragment podróży trwał od godz. 10:57 do 18:40. W stolicy pan Mateusz poczekał kwadrans na przyjazd IC Chopin, którym o godz. 21:55 dotarł do Krakowa. 

 

 

Spóźnienia pociągów czasem się przydają

 

Małopolskę opuścił po godz. 22 składem TLK Bursztyn. Mało brakowało, a w tym momencie jego plan pobicia rekordu nie udałby się.

 

"Pociąg do Bydgoszczy jechał o godzinie 22:12, a ja o tym zapomniałem i myślałem, że o 22:22. Wróciłem na dworzec i tego pociągu na tablicy (odjazdów - red.) nie było. Myślałem, że odjechał, ale okazało się, że nie, bo czekał na inny pociąg z Zakopanego i udało się. Pojechaliśmy z 20-minutowym opóźnieniem" - pisał na Facebooku.

 

W rozmowie z polsatnews.pl Mateusz Mahamid dodał, że podczas bicia rekordu zdarzały się też inne opóźnienia, ale pociągi zazwyczaj nadrabiały je w trasie. Jedynie do Szczecina pociąg przyjechał pięć minut później niż zaplanowano w rozkładzie jazdy.

 

ZOBACZ: Te pociągi niemal zawsze się spóźniają. "Malczewski", "Uznam", "Artus". Zobacz rekordową listę

 

W niedzielny poranek (4:16) podróżny dojechał nim do Bydgoszczy. Nie miał jednak czasu na zwiedzanie miasta, bo o godz. 4:24 musiał wsiąść do TLK Witos, którym znów wrócił do Warszawy. 

 

 

O godz. 8:45 pan Mateusz wsiadł do IC Batory. Pociąg ten opuścił niecałe trzy godziny później na peronie w Sosnowcu.

 

 

Dziesięć minut później rozsiadł się w IC Silesia, którym kolejny raz dotarł do stolicy. Tam, o godz. 14:40 nie przegapił składu TLK Lubomirski, który zawiózł go do Bochni (wysiadł tam o 18:35). 

 

Następnym pociągiem na liście był TLK Malinowski. Spędził w nim około 40 minut, bo wysiadł z niego w Krakowie o godz. 19:32. 

 

 

Pan Mateusz wyliczył, że pociągami PKP Intercity w niecałe trzy dni pokonał 4331 kilometrów. Spędził w nich łącznie 51 godzin i 56 minut.

 

Ostatnim połączeniem na jego trasie był nocny pociąg TLK Ustronie. Z Krakowa wyruszył równo o 20:00, aby w poniedziałek o 5:53 pojawić się na głównym dworcu w Gdańsku. 

 

 

Pomocny bilet weekendowy

 

Bilet weekendowy, z którego skorzystał pan Mateusz, pozwala jeździć wszystkimi pociągami PKP Intercity bez limitu od piątku (godz. 19:00) do poniedziałku (godz. 6:00). Oznacza to, że da się wsiąść do nieograniczonej liczby połączeń, nie dokupując kolejnych biletów.

 

Jedynym warunkiem jest, że korzystając ze składów typu EIP (które obsługiwane są pociągami Pendolino) należy kupić tzw. bilet weekendowy MAX i dopłacić 10 zł za każdy przejazd. Mateusz Mahamid nie jechał jednak ani jednym takim kursem.

 

"Ta trasa była »lajtowa«. Ułożyłem też »hardcorową«"

 

Rekordzista zdradził polsatnews.pl, że przy planowaniu "rekordowej" trasy dokładnie analizował rozkłady jazdy, licząc kilometry i sumując czasy przejazdu. Pomogła mu przy tym aplikacja "Portal Pasażera", którą zarządzają PKP Polskie Linie Kolejowe. 

 

Zapowiedział też, że to nie koniec jego wyczynów. Zamierza "wyśrubować" swój rekord, udając się w bardziej "hardcorową" trasę.

 

ZOBACZ: Gdańsk: remont stacji widmo za milion zł. Nie zatrzyma się tam żaden pociąg

 

- Ta trasa, którą pokonałem, była "lajtowa". W drugiej, zaplanowanej przeze mnie trasie, występują przesiadki, na które mam trzy minuty. Ale postaram się nią przejechać - mówił w rozmowie z polsatnews.pl.

 

Mateusz Mahamid liczy też, że ktoś odważy się pobić jego następny rekord i przejechać jeszcze więcej kilometrów na bilecie weekendowym. - Wtedy będę miał motywację, aby znów ustanowić najlepszy wynik - podsumował. 

 

To nie pierwszy rekord Mateusza Mahamida

 

Na koncie podróżnego jest już inny rekord: największej liczby przejechanych kilometrów podczas długiego, a nie "standardowego" weekendu.

 

Od 4 do 7 stycznia przejechał 6322,9 kilometrów, również korzystając z biletu weekendowego. Było to możliwe, ponieważ czas jego ważności podczas długich weekendów jest odpowiednio wydłużany.

wka/hlk/ polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie