Polska podróżniczka w Pekinie: żyje się trudniej, brakuje maseczek i żelu sanitarnego

Świat
Polska podróżniczka w Pekinie: żyje się trudniej, brakuje maseczek i żelu sanitarnego
PAP/EPA/David Chang
W Chinach, z powodu koronawirusa, brakuje żelu sanitarnego do rąk oraz maseczek ochronnych

- Nie nazwałabym tego paniką, ale każdy zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji. Na ulicy nie zobaczymy osoby bez maseczki. Wszyscy stosują się do zaleceń wydanych przez rząd. Sam fakt, że w tej chwili w aptekach nie da się kupić maseczek ani żelu sanitarnego do rąk o tym świadczy - powiedziała na antenie Polsat News podróżniczka Kornelia Mulak. Polska blogerka mieszka w Pekinie.

Chińska komisja zdrowia poinformowała w sobotę, że co najmniej 259 osób zmarło w Chinach w wyniku zarażenia koronawirusem, a liczba zakażonych wzrosła do 11 tys. 791. W samej prowincji Hubei, będącej epicentrum rozprzestrzeniania się wirusa, zmarło w piątek kolejnych 45 osób, a 1347 zostało zainfekowanych. W sumie w tym regionie zakażonych jest już ponad 7 tysięcy osób.

 

ZOBACZ: Koronawirus z Wuhan. Premier Chin poprosił Unię Europejską o pomoc

 

Kornelia Mulak, autorka bloga eventfuljourney.pl przyznała, że "żyje się trudniej".

 

- Nawet w tej wielkiej metropolii wiele sklepów, galerii handlowych, lokali gastronomicznych jest zamkniętych. Ulice są puste - powiedziała.

 

Brakuje żelu i maseczek 

 

Według niej obecnie w Państwie Środka najbardziej brakuje ochronnych środków sanitarnych.

 

- Sytuacja może wyglądać gorzej w Wuhan i w innych miastach odciętych od świata. W Pekinie, wbrew temu, co można usłyszeć, nie brakuje jedzenia. Podejmowane są kolejne środki związane z ograniczeniem przemieszczania się ludności - podkreśliła podróżniczka.

 

W swoich internetowych wpisach opisuje sytuację w kraju opanowanym przez epidemię koronawirusa. "Maska typu N95 zapewnia znacznie większą ochronę, gdyż zgodnie z nazwą nie przepuszcza 95 proc. cząsteczek wielkości równej lub większej niż 0,3 mikrometra (a koronawirusy są raczej duże). Przylega do twarzy znacznie szczelniej, przez co jest w niej gorąco i trudniej się w niej oddycha - taka jest cena najlepszej możliwej ochrony" - pisze globtroterka.

 

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Maski – obecnie w Chinach nosi je każdy. Nie każda działa na to samo i w tym samym stopniu, wyróżnić można jednak dwie, które rzeczywiście mają sens w przypadku epidemii wirusa. Pierwsza z nich to maska chirurgiczna, stosowana przez lekarzy celem ochrony przed infekcjami przenoszonymi drogą kropelkową. To zdecydowanie najwygodniejsza opcja: maska jest cienka, dobrze układa się na twarzy i nie utrudnia oddychania. Jedna sztuka powinna kosztować nie więcej niż 80 groszy (w Chinach również normalnie jest to koszt ok. 1 RMB, czyli 60 gr). Warto zdecydować się na zakup hurtowy, ponieważ po trzech godzinach noszenia miejsce maski jest w koszu: zwilgotniała od oddechu i bakterii nie spełnia swojej roli. Pamiętajcie, że maskę zawsze należy nosić niebieską stroną na zewnątrz (to nieprawda, że niebieska strona zabezpiecza innych gdy my jesteśmy chorzy, zaś biała chroni przed zarazkami nas – istnieje tylko jeden właściwy sposób noszenia maski). Drugą opcją jest maska typu N95: zapewnia znacznie większą ochronę, gdyż zgodnie z nazwą nie przepuszcza 95% cząsteczek wielkości równej lub większej niż 0.3 mikrometra (a koronawirusy są raczej duże). Przylega do twarzy znacznie szczelniej, przez co jest w niej gorąco i trudniej się w niej oddycha – taka jest cena najlepszej możliwej ochrony. Na co Wy byście się zdecydowali będąc teraz w Chinach? Czy w Polsce widzieliście już ludzi w maskach? #wirus #koronawirus #wuhan #chiny #azja #wiruswuhan #wiruschiny #koronawiruschiny #koronawiruswuhan #epidemia #podróże #polskieblogipodróżnicze #polskadziewczyna #virus #coronavirus #china #coronaviruswuhan #coronaviruschina #traveling #traveller #polishgirl

Post udostępniony przez Kornelia Mulak (@eventfuljourney)

 

Pomiary temperatury na dworcach i stacjach metra

 

Chińskie władze wprowadziły nadzwyczajne środki ostrożności. Transport publiczny działa, ale, jak zaznaczyła rozmówczyni Polsat News, przed wejściem na stacje metra mierzona jest temperatura ciała.

 

- Gdy jest zbyt wysoka, należy przymusowo udać się do szpitala. Pomiary prowadzone są również na dworcach, lotniskach, kawiarniach, restauracjach czy nawet wejściach na osiedla - relacjonowała.

 

ZOBACZ: Zagrożenie koronawirusem. Krajowy konsultant ds. chorób zakaźnych wydał zalecenia

 

Kornelia Mulak dwa dni temu wróciła z miasta Hangzhou (położonego we wschodnich Chinach). W sobotę odebrała telefon z tamtejszego biura migracyjnego.

 

- Sprawdzano, czy podałam właściwe dane w formularzu. Przykładają tutaj wagę do tego, aby monitorować przemieszczanie się ludzi - powiedziała.

 

Nauczyciele poddani kwarantannie

 

Na co dzień Polka uczy angielskiego. Gdyby nie koronawirus, szykowałaby się do powrotu do pracy.

 

- W tej chwili wszyscy nauczyciele poddawani są kwarantannie. Nie jesteśmy odizolowani, ale nie możemy wrócić bezpośrednio do pracy. Każdy zobowiązany jest przez dwa tygodnie poddawać się samoobserwacji, pozostać w domu i sprawdzać, czy nie pojawią się objawy wirusa - podkreśliła.

 

ZOBACZ: Koronawirus z Wuhan. Australia zamyka granice przed przyjeżdżającymi z Chin

 

Jak przyznała na antenie Polsat News, z różnych względów rozważa powrót do Polski w najbliższym czasie.

 

WIDEO: Kornelia Mulak z Pekinu o sytuacji w Państwie Środka

  

ac/hlk/ Polsat News, polsatnews.pl, PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie