Dramatyczny wypadek na sali zabaw. Dziewczynka złamała kręgosłup

Polska

Lekarze jeszcze nie wiedzą, jaki będzie los dziewczynki, która miała wypadek w sali zabaw w Lublinie. 11-latka wskoczyła na dmuchańca, w którym nie było powietrza. Dziecko ma w kilku miejscach złamany kręgosłup i kłopoty z oddychaniem. Wiadomo już, że przed otworzeniem sali, obsługa nie sprawdziła, czy wszystko tam działa. Materiał "Wydarzeń".

Dramatyczny wypadek na sali zabaw. Dziewczynka złamała kręgosłup
Polsat News
Dziewczynka trafiła do szpitala po upadku na dmuchańcu w sali zabaw
Zobacz więcej

- To była chwila, nie zdążyłam powiedzieć, żeby nie skakała. To były sekundy - tłumaczyła Karolina Warta, matka dziewczynki.

 

Skok zakończył się dotkliwym upadkiem na tzw. dmuchańca w sali zabaw w Lublinie. 11-letnia Anastazja przyszła tam w sobotę z rodzicami i rodzeństwem, by świętować urodziny kolegi.

Lublin. Dramatyczny finał zabawy, 11-latka złamała kręgosłup

- Córka weszła na kondygnację do skoku na poduszkę. Skoczyła na nią, poduszka była nienadmuchana. Córka upadła, straciła przytomność. Nie ruszała się - mówiła matka dziecka.

 

Teraz dziewczynka jest przytomna i świadoma tego, co się stało. Leży pod tlenem, ma problemy z oddychaniem, jest astmatykiem.

 

ZOBACZ: Brawurowa jazda 18-latki. Auto spadło z wiaduktu

 

- Córka ma złamany kręgosłup lędźwiowy, złamany kręgosłup piersiowy. Jest złamanych na pewno osiem kręgów, nie wiem jak reszta. Jest duży obrzęk płuc, jest problem z miąższem płucnym - wyjaśniała matka Anastazji.

 

Trwa diagnostyka. W poniedziałek lekarze zdecydują o dalszym leczeniu dziewczynki.

Winę ponoszą pracownicy? "Nie sprawdzili wcześniej wszystkich miejsc"

- Wszystko wskazuje na to, że był to bardzo niefortunny wypadek i niedopatrzenie ze strony obsługi – tłumaczyła Sylwia Ginejko-Prażmo, właścicielka sali zabaw w Lublinie.

 

Pracownicy przed wpuszczeniem klientów powinni sprawdzić, czy wszystkie urządzenia są sprawne.

 

ZOBACZ: Śmierć na biwaku. W namiocie odnaleziono ciało 30-latka

 

- To jest zwykła dmuchawa. Jest do tego specjalny włącznik. No, wczoraj, wychodzi na to, że nie zostało to dopełnione - mówiła właścicielka.

 

Tę wersję wydarzeń potwierdzają policjanci. - Najprawdopodobniej pracownicy odpowiedzialni tego dnia za salę zapalili światła, wpuścili gości, natomiast nie sprawdzili wcześniej wszystkich miejsc i tych dmuchanych powietrzem poduszek, czy rzeczywiście są sprawne i bezpieczne - powiedział rzecznik Komendanta Wojewódzkiego Policji w Lublinie, podinsp. Andrzej Fijołek.

Matka dziecka zarzuca pracownikom sali zaniedbania. Właścicielka zaprzecza

Dmuchańca napompowano po wypadku.

 

- Nikt z obsługi do nas nie podszedł, nie zabezpieczyli miejsca zdarzenia. Po prostu dzieci tam biegały, schodziły do nas – żaliła się matka poszkodowanej dziewczynki. 

 

ZOBACZ: Silny wiatr uderzy w Polskę. IMGW wydał ostrzeżenia

 

Z tymi słowami nie zgadza się właścicielka sali zabaw. - Jest to zupełnie nieprawda, ponieważ obsługa na miejscu od razu wezwała karetkę, zabezpieczyła miejsce, żeby tam nie wchodziły dzieci - tłumaczyła.

 

Policja przesłuchuje świadków. Za narażenie kogoś na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia, a z takiego paragrafu prowadzone jest śledztwo, grożą trzy lata więzienia.

 

Widziałeś coś ważnego? Przyślij zdjęcie, film lub napisz, co się stało. Skorzystaj z naszej Wrzutni

ps / polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie