Rozpędzony tir zniszczył ich dom. Są w dramatycznej sytuacji
Kamil Kopeć wraz z wujem mieszka przy niezwykle niebezpiecznym skrzyżowaniu w Zaleszanach koło Stalowej Woli. W ich dom wjechał rozpędzony tir. Budynek nie nadaje się do zamieszkania, a kuzyni nie mają innego. Tymczasowego schronienia udzieliła im sąsiadka. Materiał "Interwencji".
O szczęściu w nieszczęściu może mówić 39-letni pan Kamil z Zaleszan koło Stalowej Woli. Siódmego grudnia przed północą, rozpędzony samochód osobowy prowadzony przez dziewiętnastolatka, nie ustąpił pierwszeństwa i wjechał wprost pod tira. A ten uderzył w pobliski dom.
- Miałem się już kłaść, powyłączałem światła, a wujek poszedł na trzecią zmianę. Nastąpiło jedno uderzenie, później drugie w dom i tyle. Posypało się, kurz poleciał, zimno wleciało. Ja nie widziałem, co się stało, nie chciałem światła świecić, bo paliwo było czuć – wspomina Kamil Kopeć.
ZOBACZ: "Interwencja". Stracił nogę, płacił składki, ale na emeryturę z ZUS jest za stary
- Przyczyną wypadku było volvo, które uderzyło w tira jadącego od Sandomierza. Wyleciał silnik – wspomina Bogusław Bąk, sąsiad i świadek zdarzenia.
- To bardzo niebezpieczne skrzyżowanie. W ostatnich latach było tu 16 zdarzeń potwierdzonych przez policję, także ofiary śmiertelne – podkreśla Paweł Gardy, wójt gminy Zaleszany.
Cudem nikt nie zginął
W zniszczonym przez ciężarówkę domu mieszkał oprócz pana Kamila jego 53-letni wujek. Cudem wówczas nikt nie zginął. Nadzór budowlany nie miał wątpliwości - budynek grozi zawaleniem.
- TIR uderzył w ścianę, a moje łózko jest przy ścianie. W tym czasie byłem w pracy. Na tym łóżku co bym spał, to była kupa gruzu. Nadzór budowlany powiedział, że w tej chwili jest zagrożenie, wydali protokół, że muszę coś z tym zrobić. Chodzi o to, żeby tu nikt nie wchodził i będzie ogrodzone, są pieniądze na to, ksiądz zbierał na tacę w kościele – mówi Krzysztof Kałdon.
ZOBACZ: "Interwencja": Piłkarze przegrali z dzikami. Stracili boisko
- To są ludzie pokrzywdzeni przez los. Jako sąsiedzi są bardzo dobrzy, jak potrzebowałem pomocy, nigdy nie odmówili – dodaje sąsiad Bogusław Bąk.
Przygarnęła ich sąsiadka
Pana Kamila prześladuje pech. W ciągu dwóch lat stracił mamę, ojca i młodszego brata, który zmarł z powodu choroby. A teraz jeszcze dach nad głową. Na dodatek mężczyzna ma poważne problemy z poruszaniem.
- Ja mam spuchniętą nogę. Nie wiem, co to jest, mam ranę od przodu. Półtora roku mija, jak to mam. Byłem w szpitalu, leżałem dwa miesiące, a od czego to? Lekarze nie wiedzą – mówi Kamil Kopeć.
ZOBACZ: "Interwencja". Spółka nie chce oddać ziem. Rolnicy są wściekli
Wójt zaoferował poszkodowanym mężczyznom zastępcze mieszkanie w innej miejscowości. Ci jednak nie chcą wyjechać z Zaleszan. Pana Kamila i jego wujka przygarnęła pod swój dach sąsiadka. Mimo, że sama mieszka bardzo skromnie w 140-letnim domu.
- Wiem, jakie nieszczęście było u nich, ja ich przygarnęłam. Jeszcze jak Kamil był zdrowy, żyła mama, babcia to przyjaźniłam się – mówi sąsiadka.
- Butów nie mam na zimę, ubrań nie mam, kurtki. Dwie bluzy mam i tyle zostało – opowiada Kamil Kopeć.
"Chcemy pomóc chłopakom"
Mieszkańcy chcą pomóc w odbudowie i wyposażeniu uszkodzonego budynku. Bo oprócz starej drewnianej stodoły, mężczyźni nie mają niemal nic. Dlatego proszą o pomoc.
- Potrzebne są cegły, blachy, materiały budowlane. My jako samorząd chcemy na wiosnę zakasać rękawy i pomoc chłopakom – deklaruje Paweł Gardy, wójt gminy Zaleszany.
Materiał "Interwencji" do obejrzenia TUTAJ
Czytaj więcej