Archiwum X szuka świadków. 30 lat temu dwie nastolatki zniknęły w Zakopanem. "Raport"

Polska
Archiwum X szuka świadków. 30 lat temu dwie nastolatki zniknęły w Zakopanem. "Raport"
Polsat News
Ernestyna Wieruszewska i Anna Semczuk pojechały 30 lat temu do Zakopanego na ferie jako nastolatki. Policyjne Archiwum X szuka świadków, którzy pomogą rozwikłać zagadkę.

Trudno dobrać słowa, by opisać rozpacz rodziców Ernestyny. Od zaginięcia ich ukochanej córki mija 30 lat. Wraz z koleżanką z warszawskiego liceum, pojechały na ferie do Zakopanego. Obie przepadły bez śladu. Jak ustaliła Beata Glinkowska, archiwum X szuka potencjalnych świadków tego zaginięcia. Śledczy jeszcze raz analizują wszystkie materiały dotyczące zaginięcia. Reportaż "Raportu".

- Osobom, które posiadają informacje gwarantujemy pełną anonimowość. A jeżeli są osoby, które obawiają się, że mogłyby w związku z tym co powiedzą, ponieść odpowiedzialność karną, chcę uspokoić, że jeśli dostarczą pełnych informacji również i tutaj można się podjąć rozmów z tymi osobami. Kogoś gryzie sumienie, że ktoś nie chce uczestniczyć już w zmowie milczenia, że ktoś chce z różnych powodów opowiedzieć, co się stało, ponieważ nie może przez tyle lat już z tą tajemnicą żyć - apeluje insp. Mariusz Ciarka z KGP.

Policja: Na pewno tej sprawy nie odłożymy

Inspektor dodaje: - W historii kryminalistyki w Polsce i na świecie możemy podać mnóstwo przypadków, gdzie sprawy były rozwiązywane nawet po dłuższym czasie niż 30 lat. Na pewno tej sprawy nie odłożymy, policjanci - póki istnieje nadzieja - będą cały czas starali się ustalić szczegóły tego zdarzenia - powiedział Ciarka.


Policjanci z Archiwum X od roku próbują ustalić, co stało się z nastolatkami.

 

Ernestyna Wieruszewska miała plany na przyszłość, chciała pomagać innym.

 

ZOBACZ: "Raport": Hiszpańscy nurkowie na Bałtyku. Czego szukali tajemniczy mężczyźni?

 

- Była taka bardzo koleżeńska, wierzyła w ludzi, jeździła pomagać starszym osobom, a przede wszystkim dobrze się uczyła. Taka spokojna, obracała się w towarzystwie kolegów, koleżanek, to była grupa oazowa. Sądziliśmy, że pójdzie w kierunku medycznym, bo kochała to, czytała. Tym się interesowała - opowiada ojciec Ernestyny, Krystian Wieruszewski.

 

- To zaginięcie nie zmieniło, tylko zdewastowało nasze życie. To nie jest życie, a wegetacja z dnia na dzień, bo jeżeli na początku można jeszcze mówić o euforii, że coś się stało i to się w jakiś sposób naprawi, ona się odnajdzie, tak w tej chwili jest mi trudno na ten temat mówić. W ogóle jest pustka, nie tylko w domu, ale i w głowie, sercu. I wszędzie - dodaje matka Ernestyny, Krystyna Wieruszewska.

 

WIDEO - "Raport": Nastolatki zaginęły 30 lat temu. Archiwum X poszukuje świadków

Pojechały na ferie. Nigdy nie wróciły

Był styczeń 1993 roku. Ernestyna i Anna, koleżanki z warszawskiego liceum, miały po 17 lat. Pojechały na ferie do Zakopanego, chodziły po górach, które kochały. Zatrzymały się w Kościelisku. Miejsce nie było przypadkowe. Ernestyna była tu wcześniej już kilka razy, jej mama znała właścicielkę kwatery. Tu nastolatki były widziane po raz ostatni, 26 stycznia.


- Gaździnie powiedziały, że jadą kupić bilety na pociąg, a przy okazji mają się jeszcze z kimś spotkać. I tak naprawę nie do końca została potwierdzona informacja, czy one się z tymi osobami spotkały, czy gdzieś poszli dalej. Od tamtej pory ślad się urywa - mówi rzecznik zakopiańskiej policji.

 

Właścicielka kwatery, o tym, że 17-latki nie wróciły, poinformowała policję dopiero kolejnego dnia wieczorem. 

 

ZOBACZ: Adwokat o głośnym wypadku. "Raport" o sprawie "trumny na kółkach"

 

Zadzwoniła też do rodziców dziewczynek, którzy natychmiast pojechali do Zakopanego.

 

- Wyjazd do Zakopanego i pierwsza reakcja policji była szokująca, że dziewczyny poszły "na gigant". Nasze sugestie, że jest inaczej, nie trafiały do nikogo - wraca do tamtych chwil ojciec Ernestyny, Krystian Wieruszewski.

 

Żalu do policji w tych pierwszych, kluczowych godzinach i dniach po zaginięciu córki, nie kryje też jego żona. - Poszukiwania nie ruszyły wcale i to mnie boli. Wtedy, kiedy mogły ruszyć i były sensowne, to nie ruszyły wcale. Gdyby się zajęto od razu sprawą, wiadomo, że tego typu sprawy są ciężkie. Natomiast zbywanie, że sobie poszła "w długą", odpowiedziałam, że obok szkoły ma centrum komunikacyjne, w każdej chwili mogła iść, ale wtedy się rodzicom nie wierzy - mówi kobieta.

Po wyjściu z kwatery słuch o nich zaginął

Poszukiwania Ernestyny i Anny ruszyły dopiero po kilku dniach.

 

- Tu ludzie przyjeżdżają się wyszaleć więc tak to było też tu potraktowane. Dopiero jak one się nie pojawiły po trzech, czterech dniach to wtedy zaczęto robić czynności. Przeszukanie miejsca zakwaterowania, po znajomych - tłumaczy pracujący przy sprawie, dziś już emerytowany policjant, Marek Kowalik.

 

Policja sprawdzała, czy 17-latki nie poszły w góry. W pokoju zostawiły jednak potrzebne do wędrówki rzeczy. Po wyjściu z kwatery słuch po dziewczynach zaginął. Nie udało się potwierdzić, czy dotarły na dworzec i kupiły bilety.

 

ZOBACZ: "Raport": Plaga kradzieży na cmentarzach

 

- To jest właśnie najdziwniejsze, że wszelki ślad po nich zaginął. Żadnych znajomych się nie udało ustalić, którzy by tu rzeczywiście byli i mieli z nimi kontakt, żaden, ani kierowcy busów, ani sań, ani przewodnicy, którzy chodzą po górach, w schroniskach - relacjonuje emerytowany policjant, Marek Kowalik.

 

- Nie było żadnego konkretnego dowodu, który by wskazywał, gdzie one by przebywały po wyjściu z kwatery - przyznaje Leszek Karp z Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu.

 

Zrozpaczeni rodzice szukali też córek na własną rękę. W górach, w Zakopanem, na przejściach granicznych. Ogłoszenia, pisane na maszynie, rozwieszali, gdzie tylko się dało. Za pomoc oferowali nagrodę. Tatrzańska policja szukała świadków, sprawdzała setki tropów i różne wersje wydarzeń. Żadnej nie potwierdzono.

Nie udowodniono "włoskiego śladu"

- Była informacja, że w Zakopanem są przetrzymywane w jakimś budynku, w piwnicy. Jednym z tropów było to, że zostały zgwałcone i zamordowane przez syna właścicielki, nawet na jedną noc go zatrzymano, ale oczywiście nic nie udowodniono - mówi Marek Kowalik.

 

- Był ślad włoski, że zostały wywiezione do Włoch, do domu publicznego. Nie zostało to udowodnione - dodał Kowalik.

 

Zaginionych licealistek policja szukała w kraju i za granicą. Szukał ich też Interpol. Każdy możliwy trop i sygnał sprawdzali też rodzice Ernestyny. Latami jeździli po całej Polsce i Europie.

 

ZOBACZ: "Raport": Matka podejrzana o znęcanie się nad córką. Kobiety szuka policja

 

- San zawieszenia jest najgorszy, nikt nie przypuszczał, że to się zamieni w 30 lat - mówią.

 

Prokuratura wykluczyła wypadek w Tatrach, ucieczkę nastolatek i zabójstwo. W 2005 roku umorzyła sprawę.

 

- Jedyny racjonalny wniosek, z tych wszystkich materiałów zebranych w sprawie to, że one zostały porwane i to pozbawienie wolności trwa do chwili obecnej. I ta kwalifikacja została przyjęta w postanowieniu o umorzeniu śledztwa - tłumaczy nowosądecka prokuratura.

Było to nasze jedyne dziecko...

Po zaginięciu Ernestyny, jej rodzice byli przekonani, że znajdą córkę. Od tamtej pory, minęły - dla nich wyjątkowo długie - trzy dekady.

 

- Takie poczucie jeszcze do niedawna miałam. Ostatnio mnie coś tak wszystko dołuje. Było to jedyne dziecko, nie mamy więcej dzieci. zresztą to jest ciężko nawet mówić na ten temat. Chciałabym się dowiedzieć bo dotyczy to mojej córki, no ale czy zdążę, nie wiem... - załamującym głosem przyznaje matka zaginionej.


Dziś Ernestyna miałaby 47 lat.


- Czy Ernestyna, gdyby mogła, dała by znać? - pytała reporterka Beata Glinkowska.

 

ZOBACZ: "Raport": Kierowca, który śmiertelnie potrącił ciężarną w Lubieni, był wcześniej karany

 

- To bardzo trudne pytanie. Ja uważam, że tak - mówi ojciec zaginionej.

 

- Czy może? Nie wiem? Ale samo to, że w to wierze, że ona by się przynajmniej odezwała - wyznaje matka zaginionej.

 

- My tutaj cierpimy, ale my jesteśmy w domu, nas jest dwoje. A ile Ania i Ernestynka cierpiały, i co je spotkało złego, to nie ma żadnego porównania, bo jeżeli je ktoś więzi, więził, porwał, czy zrobił jeszcze inne rzeczy, to one na pewno cierpiały. No, a ktoś je tak traktuje, albo traktował. Na pewno znacznie bardziej cierpiały - mówi mężczyzna.

hlk/map / Polsat News / "Raport"
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie