Adwokat o głośnym wypadku. "Raport" o sprawie "trumny na kółkach"

Polska
Adwokat o głośnym wypadku. "Raport" o sprawie "trumny na kółkach"
"Raport" Polsat News
Na miejscu wypadku zginęły dwie kobiety. Wkrótce potem w sieci zawrzało z powodu filmiku, w którym adwokat mówił o "trumnach na kółkach".

Ponad rok temu łódzki adwokat Paweł Kozanecki, wracał z wesela luksusowym autem. Zdaniem śledczych spowodował wypadek, w którym zginęły dwie kobiety, jadące starszym modelem samochodu. Po zdarzeniu kierowca nagrał filmik, w którym twierdził, że "była to konfrontacja bezpiecznego samochodu z trumną na kółkach". Teraz zdecydował się na rozmowę z dziennikarzami "Raportu".

- Byłam na miejscu, ich samochód był w rowie, a tego pana, który spowodował wypadek na środku ulicy. Już straż była. Teściową widziałam, coś strasznego. Mamy nie, bo już mnie odciągnęli - powiedziała dziennikarzowi "Raportu" Karolina Nowakowska, córka ofiary wypadku. - Bardzo ją kochałam. Czasami chciałabym, żeby okazało się, że to był jakiś sen, a one staną w naszych drzwiach - dodała.

 

26 września 2021 roku około godziny 17:40 na drodze w woj. warmińsko-maurskim zginęły dwie kobiety: Anna Terepora - matka, babcia, żyła 53 lata i Wanda Barbara Nowakowska - matka, babcia, żyła 67 lat.

Zginęły w "trumnie na kółkach"

"Po naszych drogach poruszają się trumny na kółkach. I to była konfrontacja bezpiecznego samochodu z trumną na kółkach. I między innymi dlatego te kobiety zginęły" - mówił w wideo zamieszczonym na Instagramie mecenas Paweł Kozanecki, którego auto brało udział w zderzeniu.

 

- Powiedziałem: to była konfrontacja bezpiecznego samochodu z trumną na kółkach i - między innymi - dlatego te panie nie żyją. Między innymi. Mnie chodziło tylko i wyłącznie o skutek - mówi w rozmowie z dziennikarzem "Raportu" Paweł Kozanecki oskarżony o spowodowanie wypadku.

 

- Ale miał iść za tym apel: ludzie kupujcie sobie drogie, bezpieczne samochody? - pytał Leszek Dawidowicz.

 

- Ja nie powiedziałem, że drogie samochody, nic takiego nie powiedziałem. Ja powiedziałem, żeby nie jeździli wrakami - dodał łódzki adwokat.

 

- On powiedział w internecie, że one jechały takim samochodem. A co ma samochód do tego? A jakby szły pieszo albo jechały rowerem to co, nie powinno ich tam być? To jego nie powinno być na ich pasie - mówi Karolina Nowakowska.

 

- Zabolała ta "trumna na kółkach"? - pytał reporter.

 

- Zabolała... - mówi córka ofiary wypadku.

 

ZOBACZ: Łódzki adwokat o wypadku, w którym wziął udział: Po drogach jeżdżą trumny na kółkach

 

- Wielki mecenas z Łodzi, bogaty człowiek, mercedesem jedzie i później nagrywa takie oświadczenie: słuchajcie, jak was nie stać na takie samochody, jak mój, to lepiej w ogóle nie jeździjcie? - pytał o powszechną interpretację nagrania Leszek Dawidowicz.

 

- Tak to zostało odebrane... Powiem szczerze ani nie miałem tego na myśli. Ani nie śniło mi się nawet, że ktoś to tak odbierze - powiedział Paweł Kozanecki w rozmowie z "Raportem".

 

- Jechały takim samochodem ,na jaki było je stać. Dla niej nie był ważny samochód. Ona nie była osobą taką, tak jak pan mecenas: o mam i jestem kimś. Ona była zwykłym, normalnym człowiekiem - wyjaśniła Karolina Nowakowska.

 

- Żałuje pan tych słów, czy nie? - pytał reporter "Raportu".

 

- Gdybym wiedział, że one zostaną w taki sposób odczytane... Żałuję, że to nagrałem, oczywiście, że żałuję, że to nagrałem - przyznał prawnik.

Ta rozmowa jest wbrew wszystkim

- Zdecydowałem się na tę rozmowę, tak naprawdę wbrew wszystkim osobom, które mi doradzały w takich sytuacjach, również w tej. Głównie dlatego, że moje milczenie do tej pory, przynosiło mi tylko uszczerbek w tej sprawie - mówił Kozanecki zapytany o to, dlaczego zgodził się wystąpić przed kamerą.

 

Kozanecki to człowiek, który jest oskarżony o spowodowanie jednego z najgłośniejszych wypadków w ubiegłym roku. Zdaniem prokuratury adwokat Paweł Kozanecki, wracając z wesela, zjechał na przeciwległy pas ruchu, wskutek czego zderzył się z jadącym prawidłowo audi.

 

- Jak to się wydarzyło? Ja pamiętam huk ogromny, wszystko było na biało, bo te poduszki wszystkie tak naprawdę wystrzeliły w samochodzie i tak jakby to była jedna, wielka sypialnia pełna poduszek ogromnych. I gwizd w uszach, bo to był ogromny hałas - mówi "Raportowi" adwokat. - Nie pamiętałem tego i nie pamiętam, jak doszło do tego zdarzenia - wyjaśnia Kozanecki.

 

ZOBACZ: Ministerstwo Sprawiedliwości złożyło wniosek o zawieszenie adwokata. Mówił o "trumnie na kółkach"

 

- Lepiej jest poczekać, aż coś wykaże wymiar sprawiedliwości i pewnych okoliczności nie pamiętać, czy nie jest tak w tym przypadku? Jest pan prawnikiem - pytał Leszek Dawidowicz.

 

- To nie jest taktyka procesowa - odpowiedział adwokat.

 

- Ja odbieram to tak, że on myślał, że to jechały jakieś kobiety ze wsi i nikt nie będzie specjalnie po nich płakał, i nikt tego nie nagłośni - powiedziała córka i synowa ofiar.

Nie kontrolowałem swojej szklanki

Reporter: - Brał pan kokainę?
Kozanecki: - Nie, nie brałem kokainy.
Reporter: - No bo we krwi odnaleziono..
Kozanecki: - Tak, metabolit, w śladowych ilościach.

 

Wypadek, który wydarzył się pod koniec września ubiegłego roku jest pod wieloma względami niezwykły. Bo niezwykle pobłażliwie zachowywały się wobec Pawła Kozaneckiego organy ścigania. Pierwsza wątpliwość to niezwykły czas po jakim do zbadania pobrano krew mecenasa.

 

- Trzy godziny, to jest długi czas przy tej substancji psychoaktywnej. Rozpad kokainy jest bardzo szybki w organizmie. Te trzy godziny mogły w cudzysłowie uratować sytuację prawną pana mecenasa - mówi adwokat Karol Rogalski, oskarżyciel posiłkowy w sprawie wypadku.

- Jest to standardowe przy tego typu zdarzeniach... - mówił "Raportowi" Daniel Brodowski z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.

 

- Że aż trzy godziny czeka taki kierowca na badanie? - dopytywał Leszek Dawidowicz.

 

- Jest to oczywiście uzależnione od tego, jak daleko jest placówka medyczna i jak szybko personel medyczny może takie działanie przeprowadzić - uzupełnił Brodowski.

 

ZOBACZ: Łódź. Mówił o "trumnie na kółkach". Adwokat wydał oświadczenie po medialnej burzy

 

- Im ten okres od zdarzenia do pobrania krwi jest dłuższy, tym na pewno wpływa to niekorzystnie na potencjalne wyniki takich badań - przyznał Adam Barczak z Sądu Okręgowego w Olsztynie.

 

Reporter: - Badanie wykazało, że właściwie musiał pan spożywać kokainę...
Kozanecki: - Na to wygląda.
Reporter: - Nie pamięta pan tego, żeby pan spożywał?
Kozanecki: - Nie to, że nie pamiętam. Ja pamiętam, że nie spożywałem. Ponieważ ja świadomie kokainy nie spożywałem nigdy.

 

Paweł Kozanecki miał śladowe ilości kokainy we krwi, ile miał jej w momencie wypadku, nie dowiemy się już nigdy. W tych okolicznościach zapewne sąd skupi się na jego wersji. A wersja prawnika zakłada pomyłkę na weselu, na którym bawił się poprzedniego wieczora.

 

- Być może ktoś miał w napoju, dosypał sobie akurat kokainy, my się bawiliśmy w gronie około dziesięciu osób takich młodszych. Spożywaliśmy alkohol w postaci wódki w kieliszkach, każdy miał sobie napój, żeby popić. Nie siedziałem przez cały czas naszej obecności przy tym stoliku i nie kontrolowałem, co się dzieje z moją szklanką, czy przypadkiem te szklanki się nie zamieniły - tłumaczył prawnik.

 

- Jedynym, realnym wytłumaczeniem jest dla mnie to, że ja niechcący napiłem się ze szklanki czyjejś, w której był podrasowany o ten środek odurzający napój. To jest jedyne wytłumaczenie, które mi przychodzi do głowy - dodał Kozanecki.

 

Reporter: - Chociaż nie brzmi to wiarygodnie, zgodzi się pan ze mną panie mecenasie, kiedy rozmawiamy i opowiada pan o jakiejś historii, że miał pan pecha napić się napoju z kokainą?
Kozanecki: - Być może miałem.
Reporter: - Miał pan ją we krwi..
Kozanecki:- Więc musiała w jakiś sposób się tam znaleźć.

 

 

WIDEO - "Trumna na kółkach" - materiał "Raportu"

 

"Powstrzymanie się" od kierowania pojazdami

Absolutnie niezwykle w tej sprawie są środki zapobiegawcze dla oskarżonego o spowodowanie wypadku, w którym zginęły dwie osoby.

 

Daniel Brodowski, Prokuratura Okręgowa w Olsztynie (rozmowa przez telefon): - Nakaz powstrzymywania się od prowadzenia pojazdów kategorii B w ruchu lądowym.


Reporter: - I to oznacza, że nie może prowadzić samochodu?

Brodowski: - Tak naprawdę, de facto, że powinien się od tego powstrzymywać, tak?
Reporter: - Ale może jeździć, czy nie może jeździć?
Brodowski: - W zasadzie... to... jest to środek zapobiegawczy, więc nie powinien.

 

- Kierowcy nie zatrzymano prawa jazdy w związku z tym może jeździć - uważa Wojciech pasieczny, były szef Wydziału Ruchu Drogowego stołecznej policji. - Nie został pozbawiony tego dokumentu, który uprawnia go do kierowania. Dziwne stanowisko - uważa Pasieczny.

 

Pasieczny twierdzi, że w swojej karierze policjanta "drogówki" i biegłego sądowego nigdy nie spotkał się z taką sankcją.

 

- W swojej karierze jako policjanta ruchu drogowego i biegłego sądowego, pierwszy raz spotykam się z czymś takim jak nakaz powstrzymywania się od kierowania pojazdem. Zazwyczaj, to było praktykowane, policjanci, którzy byli na miejscu wypadku i stwierdzali, że osoba, która może być podejrzana o spowodowanie tego wypadku, czy jest już podejrzewana, a są rażące skutki, zatrzymywali prawo jazdy - podkreślił Wojciech Pasieczny.

 

ZOBACZ: Adwokat Paweł K. z zarzutem spowodowania wypadku. Grozi mu 8 lat więzienia

 

- I później prokurator decydował o zwrocie bądź dawał postanowienie o zatrzymaniu takiego prawa jazdy - wyjaśnił były oficer warszawskiej policji.

 

Co ciekawe sam oskarżony i jednocześnie prawnik z 15-letnim stażem nie słyszał o takim przepisie.

 

Czy mecenas Paweł Kozanecki miał wyjątkowe szczęście do mazurskich organów ściągania?

 

Reporter: - Ten środek wydaje się wyjątkowo łagodny, żeby nie powiedzieć - dość zabawny. Powinien pan powstrzymać się od prowadzenia, spotkał się pan kiedyś z takim środkiem?

Kozanecki: - Nie, nie spotkałem się z takim środkiem.

Reporter: - Dlaczego wymiar sprawiedliwości obchodzi się z panem tak łagodnie? Pan wie, że to jest łagodne obchodzenie się, dlatego, że prowadził pan podobne sprawy.
Kozanecki: - Ja nie sądzę, żeby tak łagodnie się ze mną obchodził wymiar sprawiedliwości. To, czy się łagodnie obchodzi to się okaże jak ta sprawa będzie merytorycznie rozpoznawana przez sąd - powiedział prawnik.
Reporter: - Sam pan powiedział, że nigdy nie słyszał, o przypadku, żeby ktoś miał się powstrzymywać. Albo wymiar sprawiedliwości zatrzymuje prawo jazdy, albo go nie zatrzymuje...
Kozanecki: - Ja bym zrozumiał w pełni taką decyzję, jakby mi zatrzymano te uprawnienia.

Bliscy nie wierzą w sprawiedliwość

Rodzina kobiet, które zginęły w wypadku, nie wierzy w sprawiedliwość.

 

- Moim zdaniem jakąś karę powinien ponieść. O karze pozbawienia wolności, ja nawet nie myślę, bo widzimy, jak wszystko się odbywa, czyli nie odbywa się nic. Ja nawet nie biorę pod uwagę, że będzie kara pozbawienia wolności, bo w naszym państwie prawo jest tylko dla ludzi szarych - powiedział "Raportowi" Paweł Nowakowski, syn ofiary wypadku.

 

Adwokat opowiedział o wyrzutach sumienia.

 

ZOBACZ: Olsztyn. Łódzki adwokat oskarżony o spowodowanie śmiertelnego wypadku

 

- Trudno nie mieć wyrzutów sumienia, kiedy uczestniczyło się w wypadku, w którym zginęły dwie osoby i póki co są takie ustalenia, które doprowadziły do postawienia mi zarzutów spowodowania tego wypadku i skierowania aktu oskarżenia, no więc trudno, żebym nie miał wyrzutów sumienia - mówił prawnik.

 

- Jest coś, co chciałby pan powiedzieć tej rodzinie? - pytał Leszek Dawidowicz.

 

- Jeżeli miałbym coś powiedzieć, to tylko bezpośrednio. Ja nie jestem osobą, która będzie wykorzystywała media i kamerę do tego, żeby nie spojrzeć komuś w twarz. Ja się tego nie boję, jestem na to gotowy - dodał Paweł Kozanecki.

 

Pytanie, czy cały szereg osób: policjantów, prokuratorów był gotów na to, żeby zajmować się sprawą tego wypadku? - mówi autor reportażu.

 

Leszek Dawidowicz/hlk / "Raport" Polsat News
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie