Sanok. Akcja "Stop ukrainizacji Polski". Działacze Konfederacji mówili do pustego rynku

Polska
Sanok. Akcja "Stop ukrainizacji Polski". Działacze Konfederacji mówili do pustego rynku
Facebook/Karolina Pikuła, Twitter/Łukasz Bok
Tak wyglądał rynek w Sanoku, gdy Konfederacja Korony Polskiej zorganizowała na nim wydarzenie z cyklu "Stop ukrainizacji Polski"

Rynek w Sanoku świecił pustkami, gdy działacze Konfederacji Korony Polskiej "wyjaśniali" tam, w jaki sposób trzeba zatrzymać rzekomą "ukrainizację" Polski. Zerowa frekwencja nie umknęła uwadze internautów, którzy kpią z wpadki partii Grzegorza Brauna. "Będę mówić nawet do jednego przechodnia. Nieustępliwie robimy swoje" - ripostowała organizatorka Karolina Pikuła.

"Stop ukrainizacji Polski" to postulat używany między innymi przez Konfederację Korony Polskiej, współtworzącą Konfederację - ugrupowanie znane z sejmowych ław.

 

Jej członkowie pod tym hasłem organizują wydarzenia w różnych miastach, podczas których przekonują do swoich postulatów, kwestionujących obecne podejście Polski wobec uchodźców z Ukrainy. 

Konfederacja "ostrzegała" przez "przybyszami z Ukrainy". Nikt tego nie słuchał

Kolejną odsłonę akcji konfederaci zorganizowali w niedzielę na rynku podkarpackiego Sanoka, 50 kilometrów od polsko-ukraińskiego przejścia granicznego w Krościenku.

 

ZOBACZ: Rosyjskie FSB wysyła żołnierzy na granicę z Gruzją. Mają zatrzymywać uciekających przed mobilizacją

 

- "Stop ukrainizacji Polski" to program skierowany do Polaków, wymierzony w politykę władz centralnych. Stajemy się po prostu w naszym państwie nie gospodarzami, ale obywatelami drugiej kategorii - opisywał działacz Konfederacji Krzysztof Stygar.

 

Jego zdaniem napływ ludzi ze wschodu to "akcja przesiedleńcza", a na związane z nią wydatki "nie jesteśmy przygotowani". Wtórowała mu Karolina Pikuła, należąca do ugrupowania Grzegorza Brauna.

 

- Chodzi o to, aby chronić życie. Pomoc powinna być roztropna. Finansujemy pobyt naszych gości - Ukraińców - tutaj w Sanoku, Krośnie, Przemyślu i całej Polsce, czy chcemy, czy nie - twierdziła.

Pusty rynek w Sanoku podczas wydarzenia Konfederacji. "Będę mówić nawet do jednego przechodnia"

W ocenie Pikuły "wraz z prawem do paszportu przyjdą także roszczenia". - Nie możemy bać się mówić o polskiej racji stanu (...). Najpierw pomagaj swoim, potem innym. Najpierw polskie dziecko do żłobka i lekarza, później inne - wymieniała.

 

ZOBACZ: Media: Po ogłoszeniu mobilizacji z Rosji wyjechało 261 tys. mężczyzn

 

Chociaż organizatorzy przekonywali, że witają na "zgromadzeniu", w wydarzeniu niemal nikt nie uczestniczył. Widać to na nagraniu opublikowanym przez Pikułę.

 

W oddali widać, że w centrum Sanoka byli wtedy ludzie, lecz jeśli ktoś przysłuchiwał się apelom i przestrogom to co najwyżej przez parę sekund.

 

 

Konfederacja Korony Polskiej znalazła audytorium podczas transmisji na żywo w internecie. Część komentujących chwaliła działaczy i wsparła wygłaszane przez nich tezy, ale inni ironicznie odnieśli się do tego, że partia nie zdołała zachęcić sanoczan, by przyszli na wydarzenie.

 

"Oświadczam! Będę mówić nawet do 1-go przechodnia. Będziemy nieustępliwie robić swoje, nie ma naszej zgody na celowe kolonizowanie Polski przez Ukrainę. Psy szczekają, a karawana jedzie dalej - widzimy się na kolejnych akcjach CzołemWP!" - odpowiedziała Pikuła na Facebooku (pisownia oryginalna).

 

ZOBACZ: Donald Tusk: Trzeba mieć mikroskop, aby dostrzec działania rządu w sprawie kryzysu energetycznego

 

W sieci krążą również fragmenty wycięte z nagrania - na jednym słychać, jak ktoś z przechodniów krzyczy "Precz z Konfederacją!", kolejne pokazuje, jak mężczyzna podchodzi do organizatorów i krytykuje ich poglądy.

 

Również filmy nagrane przez osoby, które przypadkowo znalazły się na rynku w Sanoku, potwierdzają, że akcja "Stop ukrainizacji Polski" nie przyciągnęła tłumów.

 

wka/bas / Polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie