Lubuskie. Z Odry wyłowiono 80 ton martwych ryb. Co się z nimi dzieje?

Polska
Lubuskie. Z Odry wyłowiono 80 ton martwych ryb. Co się z nimi dzieje?
PAP/Marcin Bielecki
Akcja usuwania martwych ryb z Odry w miejscowości Krajnik Dolny

Pomimo podniesienia alarmu o skażeniu Odry pod koniec lipca, służby wciąż wyławiają martwe ryby z rzeki. Według szacunków usunięto ich do tej pory około 80 ton. Reporterka Polsat News Dorota Wleklik sprawdziła, kto i w jaki sposób zajmuje się utylizacją zagrażającej środowisku biomasy.

Część mieszkających w okolicach Zielonej Góry przyznała w rozmowie z reporterką Polsat News, że myślała, iż śnięte ryby wyłowione z polskich rzek, są zakopywane w workach, w lesie.

 

Dorota Wleklik zapytała o to urzędników z Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego oraz strażaków. Okazało się, że martwymi rybami zajmuje się firma utylizacyjna z południa województwa lubuskiego.

 

ZOBACZ: "Śniadanie Rymanowskiego". Tadeusz Cymański: To jest skandal. Sprawa Odry musi być rozliczona

 

- Wszystko wygląda na zorganizowaną operację. O godz. 16:00 strażacy już kończą czynności na lubuskim odcinku Odry. O godz. 17:00 przyjeżdża transport tej firmy, a także firmy współpracujące - informowała reporterka.

 

Jak dodała, "wszystkie ryby, zebrane przez strażaków, służby, straż rybacką, a także przez żołnierzy WOT-u, są pakowane do specjalnych pojazdów i zawożone do firmy".

Utylizacja śniętych ryb z Odry. Jak wygląda proces?

Proces technologiczny utylizacji jest ściśle określony. Ryby poddawane są obróbce termicznej - spalanie następuje w 130 stopniach Celsjusza w tzw. destruktorze, przez sześć godzin, pod ciśnieniem trzech atmosfer. Po wszystkim zostaje tylko mączka i proch.

 

Ta procedura gwarantuje bezpieczeństwo. Jak przekonują przedstawiciele firmy dzięki tego typu utylizacji nie ma żadnego zagrożenia epidemicznego.

 

WIDEO: Utylizacja śniętych ryb z Odry. Relacja reporterki Polsat News

 

Firma oferująca usługi utylizacyjne na terenie województwa lubuskiego bardzo dobrze strzeże swoich sekretów. Jak wyjaśniła Dorota Wleklik, ich technologia jest unikalna i przedstawiciele zakładu nie chcieliby, aby ich pracę obserwowały kamery.

 

Na lubuskim odcinku Odry trwa akcja odławiania śniętych ryb. Tylko dzisiaj uczestniczyło w niej 21 łodzi, 100 strażaków i 100 żołnierzy WOT-u. Służby zaznaczają, że działania są utrudnione przez wysoką temperaturę oraz specyficzną budowę koryta rzeki, która przypomina konstrukcję grzebienia. Martwe ryby są znajdowane w każdej z tzw. "główek", które tworzą niewielkie zatoczki.

Martwe ryby w Odrze. Co z zagrożeniem epidemicznym

Jak przekonywała reporterka zarówno wysoka temperatura, jak i przypuszczenie o znajdowaniu się na dnie szczątków ryb, stwarza ryzyko epidemiczne. Co jakiś czas na brzegu pojawiają się większe okazy, które mogą stanowić zagrożenie. 

 

ZOBACZ: Łódzkie: Śnięte ryby w rzece Ner. Wprowadzono całkowity zakaz połowu

 

- Martwią się okoliczni mieszkańcy, którzy żyją zaraz za wałem. Nie mają tutaj wodociągu ani kanalizacji, korzystają ze studni głębinowej. Od kliku dni zadają sobie pytanie, czy tę wodę mogą pić - relacjonowała Dorota Wleklik.

 

Nie chcąc ryzykować, postanowili więc dowozić do swoich gospodarstw wodę w pięciolitrowych baniakach. Nie wypuszczają też w okolice rzeki swoich zwierząt.

 

Dobrą informacją może być za to zauważenie przez pracujące na miejscu służby życia powracającego nad lubuski odcinek Odry.

 

- W rzece widać żaby, mniejsze ryby, nad rzeką widać też łabędzie i bociany. (...) Nie jest tak, że cały ekosystem, cała lokalna przyroda została przez to zanieczyszczenie zniszczona - przekonywała dziennikarka.

map/wka / Polsat News
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie