Hydrolog: Niemcy zostały ostrzeżone przed powodziami cztery dni wcześniej. "Coś poszło nie tak"
10 lipca, czyli cztery dni przed nadejściem niszczycielskich burz nad zachodnie Niemcy, Europejski System Ostrzegania przed Zagrożeniem Powodziowym (EFAS) wydał alert powodziowy dla władz Niemiec - powiedziała "The Times" prof. hydrologii Hannah Cloke. Szef MSW Niemiec Horst Seehofer odpierał zarzuty, że ostrzeżenia przed groźnymi zjawiskami pogodowymi nie były przekazywane wystarczająco szybko.
Z 24-godzinnym wyprzedzeniem niemieckie władze otrzymały według niej dość precyzyjną prognozę, które obszary zostaną dotknięte powodzią. Chodziło m.in. o obszary wzdłuż rzeki Ahr, gdzie później zginęły ponad 93 osoby.
Cloke, która była zaangażowana w prace nad rozwojem EFAS, wskazała, że "fakt, że ludzie nie zostali ewakuowani lub nie otrzymali ostrzeżeń sugeruje, że coś poszło nie tak". To była "monumentalna awaria systemu" - powiedziała.
ZOBACZ: Powodzie w Niemczech i Belgii. Angela Merkel odwiedziła "męczeńskie miasteczko"
Wszystkie niezbędne ostrzeżenia służb meteorologicznych zostały wysłane, "ale potem gdzieś ten łańcuch ostrzeżeń się przerwał, więc wiadomości nie docierały do ludzi" - powtórzyła ekspertka w niedzielę wieczorem na antenie niemieckiej telewizji ZDF.
"Czy można było zapobiec wielu ofiarom śmiertelnym tej katastrofy?"
Było to "frustrujące", ponieważ "kilka dni wcześniej można już było przewidzieć, co nadejdzie" - oceniła. Jednocześnie skrytykowała brak "jednolitego ogólnokrajowego podejścia do zagrożeń powodziowych".
"W związku z tym pojawia się pytanie, czy można było zapobiec wielu ofiarom śmiertelnym tej katastrofy. Oraz czy zarządzanie kryzysowe w Niemczech systematycznie zawodzi i kto jest za to odpowiedzialny" - komentuje w poniedziałek dziennik "Tagesspiegel".
ZOBACZ: Premier Morawiecki ws. powodzi w Niemczech: zaoferowałem Angeli Merkel pomoc
Polityk socjaldemokratycznej partii SPD ds. zdrowia Karl Lauterbach ocenia, że kraj jest "tak samo źle przygotowany na klęskę żywiołową, jak na pandemię". - Trzeba stworzyć i rozbudować infrastrukturę, a centralne znaczenie ma tu ochrona ludności - powiedział gazecie "Rheinische Post".
Niemiecka służba meteorologiczna broni się
Rzecznik niemieckiej służby meteorologicznej (DWD) powiedział ZDF, że zarządzanie ostrzeżeniami ze strony jego agencji przebiegło bardzo dobrze. - Zrobiliśmy, co trzeba było zrobić - zapewnił.
Liczba ofiar śmiertelnych powodzi w krajach związkowych Nadrenia-Palatynat i Nadrenia Północna-Westfalia obecnie wynosi co najmniej 163.
Szef MSW odrzuca krytykę dotyczącą braku ostrzeżeń
Seehofer pochwalił pracę organizacji pomocowych jako "pierwszorzędną". Ponownie podkreślił też znaczenie zdecentralizowanej ochrony ludności.
- Centralizm niczego nie poprawia, potrzebujemy pewnych jednostek centralnych, takich jak Agencja Pomocy Technicznej, ale nie władzy decyzyjnej w Berlinie - powiedział w poniedziałek w powiecie Euskirchen.
ZOBACZ: Niemcy. W wyniku powodzi ropa i olej napędowy mogły zanieczyścić zbiorniki wodne
Minister odpierał zarzuty, że ostrzeżenia przed groźnymi zjawiskami pogodowymi nie były przekazywane wystarczająco szybko oficjalnymi kanałami informacyjnymi. Niemiecka służba meteorologiczna ostrzega przed burzami, a informacje docierają do gmin za pośrednictwem krajów związkowych, które następnie podejmują decyzje na miejscu - wyjaśnił Seehofer podkreślając: "Kanały raportowania rządu federalnego sprawdziły się".
Tymczasem w RFN po wypowiedzi brytyjskiej hydrolog Hannah Cloke, że już 10 lipca, czyli cztery dni przed nadejściem niszczycielskich burz nad zachodnie Niemcy, Europejski System Ostrzegania przed Zagrożeniem Powodziowym (EFAS) ogłosił alert, przybiera na sile dyskusja czy ludność w zagrożonych regionach została w dostatecznym stopniu poinformowana o zagrożeniu.
"Wymówka służy zwolnieniu polityków z odpowiedzialności"
Cloke, która była zaangażowana w prace nad rozwojem EFAS, wskazała, że „fakt, iż ludzie nie zostali ewakuowani lub nie otrzymali ostrzeżeń, sugeruje, że coś poszło nie tak". To była "monumentalna awaria systemu" - powiedziała.
Dziennik "Die Welt" pisze w poniedziałek w komentarzu do ostatnich wydarzeń: "Ryzyko było znane: takie opady (...) zdarzały się w Niemczech wielokrotnie, kroniki historyczne czyta się jak plany obecnej katastrofy powodziowej, a mapy zagrożeń pokazują ryzyko powodziowe. Jednak politycy, władze i media wskazują jako przyczynę zmiany klimatu, podczas gdy ochrona przed katastrofami w Niemczech jest na poziomie kraju rozwijającego się. Niewiarygodny skandal".
Politycy "obwiniali za klęskę powodzi zmiany klimatyczne (...). Jednak sugerowanie, że ciężkie warunki pogodowe byłyby zupełnie inne, gdyby nie zmiany klimatyczne, lub że ochrona klimatu zapobiegłaby takim katastrofom, jest błędne. Wymówka ta służy zwolnieniu polityków z ich własnej odpowiedzialności (...)" - uważa "Die Welt".