W "Raporcie" ujawniamy, jak wyglądało przekazanie Magdaleny K. policjantom z CBŚP

Polska
W "Raporcie" ujawniamy, jak wyglądało przekazanie Magdaleny K. policjantom z CBŚP
Polsat News
Magdalena K. w asyście policjantów

Tylko w "Raporcie" w Polsat News ujawniamy, jak wyglądało przekazanie Magdaleny K. policjantom z CBŚP na polsko-słowackiej granicy. Polsat News dowiedział się, że kobieta ma być w środę przesłuchiwana w Prokuraturze Krajowej w Krakowie. Świadkiem ekstradycji 32-latki - jako jedyna reporterka - była dziennikarka programu "Raport" Beata Glinkowska.

Jako jedyni byliśmy na polsko-słowackiej granicy przy przejęciu kobiety, która była poszukiwana najwyższą, czerwoną notą Interpolu.

 

Z aresztu w Bańskiej Bystrzycy na miejsce dowiozła ją specjalna słowacka grupa do transportu najgroźniejszych przestępców. Chwilę później K. była już w rękach polskich policjantów z CBŚP.

 

Kobieta trafia do jednego z aresztów na południu Polski przy najwyższych środkach ostrożności, zarezerwowanych dla najgroźniejszych przestępców.

Kim jest Magdalena K.?

Magdalena K. w połowie listopada, za kratkami skończyła 32 lata. Urodziła się w Krakowie. Przez wiele lat była partnerką Mariusza Z. - jednego z trzech braci "Zielonych", bossów pseudokibiców Cracovii. Po tym jak trafił on za kraty - zdaniem śledczych - K. miała stanąć na czele grupy.

 

- Nie bali się, że tak powiem "dojeżdżać" własnych członków grupy, wymuszali wszystko siłą, nie cofali się przed niczym – powiedział oficer operacyjny policji.

 

ZOBACZ: Spada zaufanie do policji. Najnowszy sondaż

 

- Była to dość twarda kobieta, potrafiąca zarządzać nie tylko finansami grupy, ale także zlecać poszczególne aktywności w tym przemyt narkotyków międzywspólnotowy, potrafiła także wymusić posłuch ludzi znajdujących się na niższych szczeblach – opowiadał naczelnik Wydziału Kryminalnego Zarządu w Krakowie CBŚP.

 

Wideo: ujawniamy, jak wyglądało przekazanie Magdaleny K. policjantom na polsko - słowackiej granicy

  

 

- Ponoć już wtedy ją przedstawiali jako kobietę bezwzględną, która doskonale wie czego chce, ale póki Mariusz był na wolności i organizował całą grupę, działała jakby w cieniu. Zajmowała się bardziej lokowaniem funduszy, pieniędzy – dodał oficer operacyjny policji.

Początek

- Bracia "Zieloni" byli znani od 2010 roku. Zaczynali od drobnej dilerki narkotykowej, skupionej wokół kibiców Cracovii, "Jude Gangu", skąd się wywodzili – tłumaczył oficer operacyjny policji.

 

Jude Gang to była bojówka Cracovii. Jej nazwa nawiązuje do czasów przedwojennych, kiedy w klubie grało wielu piłkarzy pochodzenia żydowskiego.

 

- Powoli pięli się po szczeblach kariery przestępczej. Obaj poszli do więzienia, po wyjściu zaczęli tworzyć własną grupę i stanęli na jej czele – wyjaśnił funkcjonariusz.

 

Z czasem grupa na handlu narkotykami dorobiła się fortuny. Miała je przemycać głownie z Hiszpanii i rozprowadzać po całej Polsce.

Narkobiznes - miał kręcić się miedzy innymi w oparciu o "zgody" z pseudokibicami innych klubów.

 

ZOBACZ: Prokurator nie rozpatrzył wniosku Macierewicza ws. Smoleńska. Usłyszał zarzuty

 

- W całym kraju korzystali ze zgód pseudokibicowskich, przeważnie Lecha Poznań i Arki Gdynia, przez kontakty rozprowadzali narkotyki na Pomorzu, w Wielkopolsce. Ktokolwiek chciał odbierać, miał poparcie którejś z grup kibicowskich. Nie było problemu, narkotyki były mu dostarczane – powiedział "Raportowi" – oficer policji.

 

Jak ustalili śledczy - od 2015 roku grupa zarobiła ponad 90 mln zł. Pieniądze miały być przeznaczane na bieżącą działalność, w tym zakup narkotyków, ale i na potrzeby szefów oraz ich podwładnych.

Zamiana ról

Liderem grupy jest życiowy partner Magdaleny L. - Mariusz Z. Jeden z trzech braci "Zielonych".

 

-  Ona zajmowała się początkowo aspektem ekonomicznym działalności grupy związanym z inwestowaniem właśnie środków pochodzących z działalności narkotykowej – przekazał prokurator Tomasz Dudek z Małopolskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Krakowie.

 

Punkt zwrotny - to grudzień 2017 roku. Policja zatrzymuje ścisłe kierownictwo grupy. W sumie kilkanaście osób. W tym lidera - Mariusza Z. Podczas próby zatrzymania ginie jego brat, który próbował odebrać broń jednemu z antyterrorystów.

 

ZOBACZ: Magdalena K. w piątek może trafić ze Słowacji do polskiego aresztu

 

- Z uwagi na śmierć jednego z braci oraz tymczasowe aresztowanie jej konkubenta Marusza Z. myślę, że Magdalena K. została zmuszona do objęcia kierownictwa w tej grupie. I zajęcie się również działaniami o charakterze organizacyjnym w zakresie przemytu, przywozu do Polski narkotyków oraz obrotu nimi. Przynajmniej takie są na tym etapie ustalenia – poinformował prokurator Dudek.

 

- Znała wszystkie osoby, z którymi bracia prowadzili interesy, wszystkie jego kontakty przestępcze związane z narkotykami i inne chuligańskie, po prostu przejęła po nim schedę – dodał jeden z oficerów operacyjnych policji.

Ucieczka i poszukiwania

Niemal rok później - 15 października 2018 - CBŚP - chce zatrzymać również - Magdalenę K. Kilka godzin wcześniej kobieta ucieka i znika. W Polsce jest poszukiwana listem gończym. Gdy trop prowadzi za granicę, wydane zostają równocześnie Europejski Nakaz Aresztowania - obejmujący kraje Unii Europejskiej i czerwona nota Interpolu - międzynarodowej policji, zrzeszającej prawie 200 państw. Poszukiwania obejmują właściwie cały świat.

 

- Równocześnie obrońca podejrzanej składał wnioski o wydanie jej tak zwanego listu żelaznego. Czyli takiej gwarancji mającej zapewnić podejrzanej możliwość odpowiadania z wolnej stopy, pod warunkiem stawienia się dobrowolnego do organów prowadzących postępowanie i wpłaty poręczenia majątkowego – przekazał prokurator Dudek.

 

Sąd jednak odmawia.

 

Pod koniec lutego 2020 r. Łowcy Cieni z CBŚP wpadają na trop Magdaleny K. w Budapeszcie, ale przy pomocy jednego z pseudokibiców Cracovii - kobieta ucieka na Słowację. Polscy śledczy uprzedzają tamtejszą policję. Na Słowacji czeka blokada. Do zatrzymania dochodzi w biały dzień, na ulicy, w samochodzie. Kobieta wyglądał inaczej niż do tej pory. Zmieniła m.in. koloru włosów i sposób uczesania. Policjantom miała mówić, że to nie ona.

 

ZOBACZ: Poznańscy "Łowcy głów" zatrzymali poszukiwanego pedofila. Służył w Legii Cudzoziemskiej

 

- Sam fakt, że potrafiła przez tak długi czas utrzymać się świadczy, że jednak zarządzała grupą… Ktoś jej pieniądze do funkcjonowania musiał dostarczać – skomentował oficer operacyjny policji.

 

Zanim Magdalena K. wróci do Polski - miną jednak długie miesiące. Jej adwokaci próbują tego uniknąć. We wniosku do słowackiego sądu powołują się na brak praworządności w Polsce.

 

- Na terenie Słowacji Magdalena K. za pośrednictwem obrońców jej na terenie Słowacji  usiłowała storpedować przedłużyć prowadzone postępowanie by za wszelką cenę zapobiec wydaniu jej do Polski właśnie powołując się na argumenty związane z rzekomym brakiem możliwości jej obiektywnego i sprawiedliwego osądzenia w Polsce – powiedział prokurator Dudek.

 

Skargę słowacki sąd odrzuca. Podobnie jak wniosek o azyl polityczny na Słowacji.

 

Kobieta wreszcie zostaje przekazana Polsce. Trafia do tego aresztu. Gdy chcemy umówić się z jej obrońcą - na razie odmawia.

 

Magdalenę K. czeka proces.

 

- Zarzuty dotyczą udziału i współkierowania zorganizowaną grupę przestępczą, udziału w przemycie narkotyków do Polski, udziału w obrocie tymi narkotykami. Jak też są zarzuty związane z utrudnianiem innych postępowań karnych i prania pieniędzy – poinformował prok. Dudek.

Sceny jak z filmu

Gdy Magdalena K. jest jeszcze w areszcie na Słowacji, W Polsce, przed Sądem Okręgowym w Krakowie rusza proces ścisłego kierownictwa grupy.

Na ławie oskarżonych jest 20 osób. W tym partner Magdaleny - Mariusz Z. Wszyscy twierdzą, że są niewinni.

 

Grupa braci Zielonych - skupiona wokół pseudokibiców Cracovii - jak ustalili śledczy - miała dwa piony, finansowy i zbrojny. Gang pseudokibiców zasłynął w Polsce, jako wyjątkowo brutalny i niebezpieczny.

 

- Organizowane były pewne akcje zbrojne, gdzie za pomocą maczet czy innych niebezpiecznych narzędzi dokonywano bójek i pobić – przekazał naczelnik Wydziału Kryminalnego.

 

Dotarliśmy do niepublikowanego dotychczas nagrania z sierpnia 2017 roku. Na autostradzie A4 rozegrały się sceny jak z filmu:

 

- Członkowie grupy na polecenie Adriana Z. poruszali się 3 samochodami. Pierwsza grupa jechała większym samochodem , doprowadzili do wypadku - zepchnęli auto, którym poruszali się kibice Widzewa Łódź. Ono wypadło z drogi, koziołkowało. Z kolei pozostali członkowie grupy zatrzymali się i pobili pokrzywdzonych niebezpiecznymi narzędziami – przekazał prokurator Tomasz Dudek.

 

Podczas tego zdarzenia jeden z pseudokibiców Widzewa doznał ciężkich obrażeń ciała. Nieomal doszło do odrąbania ręki.

Hermetyczne środowisko

Poszkodowani pseudokibice Widzewa Łódź trafili do szpitala. Nie przyznali, że zostali zaatakowani. Jeden twierdził, że zasnął za kierownicą, drugi zasłaniał się niepamięcią.

 

- Ta hermetyczność i czasami ten strach i podporządkowanie jest tak mocne, że nawet, gdy ci członkowie grupy bardzo ucierpią, tonie chcą współpracować z policją. Zdarzają się uprowadzenia, poważne uszkodzenia ciała. Czasami jest tak, że pokrzywdzony oświadcza policji, że się sam uszkodził, potknął, upadł – powiedział naczelnik policji.

 

Naczelnik Wydziału Kryminalnego Zarządu w Krakowie CBŚP dodał, że pseudokibice to bardzo hermetyczne środowisko, które ciężko rozpracować z uwagi na charakter działalności.- To środowisko, które posiada szerokie kontakty i szerokie wpływy, można porównać do małych struktur mafijnych, które znamy z innych krajów -  mówił.

 

ZOBACZ: Magdalena K. zatrzymana przez policję. Była na Słowacji, zmieniła wygląd

 

Razem z oficerem operacyjnym jedziemy na miejsce, gdzie jeden z członków grupy był przetrzymywany i torturowany.

 

- Wsadzili go do bagażnika, brutalnie pobili. Potem przewieźli do opuszczonego domu. Tam robili mu straszne rzeczy m.in. nacinanie uszu. Wszystko jest w materiałach sprawy – mówił.

 

Liderzy grupy pseudokibiców odpoczywali na krakowskim Kazimierzu. To właśnie tu kwitło życie towarzyskie.

 

- Mieli tu swoje lokale. Nie tyle swoje, co znali obsługę, menadżerów. Czuli się swobodnie, imprezowali, spotykali się tu, pili alkohol. Cały Kazimierz był uważany za mekkę Cracovii. Wisła tu raczej nie wjeżdżała  - powiedział oficer operacyjny.

 

Policjant pytany o to jak była postrzegana Magdalena K. mówi: była bezwzględna, była twardą babką. - Nosiła się z tym, że jest konkubiną szefa całej grupy miała posłuch, nie bała się nikogo. Wiedziała, że wszyscy za nią stoją. Posiadała i swój autorytet i autorytet Mariusza więc członkowie grupy jej słuchali jej. Nie miała problemów, żeby po zatrzymaniu swojego konkubenta przejąć i sterować tymi ludźmi, bo charakter miała dość mocny – dodawał. 

 

Poprzednie odcinki programu "Raport" można obejrzeć tutaj.

jo/ml/bas/hlk/ polsatnews.pl, Polsat News, PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie