Morderstwo i gwałt we wsi Jeńki. Po 31 latach wytypowano zabójcę, stanie przed sądem dla nieletnich

Polska
Morderstwo i gwałt we wsi Jeńki. Po 31 latach wytypowano zabójcę, stanie przed sądem dla nieletnich
Interwencja
Morderstwo i gwałt we wsi Jeńki. Przełom po 31 latach

Śledczy są blisko rozwikłania sprawy brutalnego gwałtu i zabójstwa dzieci we wsi Jeńki koło Białegostoku. 31 lat temu sprawca udusił je skakanką, a 11-letnią dziewczynkę przywiązał wcześniej do drzewa i zgwałcił. Zdaniem prokuratury zabójcą jest 44-letni dziś sąsiad Dariusz K. Mężczyzna ma odpowiadać przed... sądem dla nieletnich, bo w chwili zbrodni miał 13 lat - informuje "Gazeta Współczesna".

Do zbrodni doszło 23 października 1989 roku. Tego dnia Monika i Janusz Faszczewscy po powrocie ze szkoły poszli pobawić się na pobliskie pola. Ich zwłoki odnaleziono następnego dnia w pobliskim lesie - 800 metrów od domu. Były przysypane leśnym igliwiem. Dziewczynka była częściowo obnażona. Do jej szyi przywiązany był sznur.

 

- Wcześniej była przywiązana nim do drzewa. Miała tak jakby igiełką pokłutą szyję i buzię - opowiadała "Interwencji" matka dzieci Cecylia Faszczewska dwa lata temu. 

 

Interwencja

 

- Zwykły sznurek od bielizny, na który się pranie wiesza. Monika go sobie wzięła jako skakankę. Z sekcji zwłok wynika, że błona dziewicza została przerwana, na pewno próbowano gwałtu. Januszek chyba zginął jako świadek, bo się natknął na to, widział kto jej robi krzywdę - mówiła siostra dzieci Katarzyna Stypułkowska.

 

Dzieci uduszone sznurkiem. Do zbrodni wróciło Archiwum X

 

Badania wykazały, że śmierć dzieci nastąpiła około godziny piętnastej. Nie było żadnych świadków, mimo że zabójca długo przebywał na miejscu zbrodni. Na mieszkańców padł strach. Niektórzy przestali puszczać dzieci do szkoły. Rozpoczęły się gorączkowe poszukiwania mordercy.

 

"Nie wiem, dlaczego nic nie słyszeli"

 

Jak wykazało śledztwo, w czasie kiedy doszło do zbrodni w okolicach lasu przebywał też wuj zamordowanych dzieci - Jerzy K. Razem z synem i bratem naprawiał w tym czasie zepsutą przyczepę. Żaden z mężczyzn nie dostrzegł ani nie usłyszał niczego podejrzanego.

 

- Na pewno dzieci krzyczały, wołały pomocy jak się broniły. Nie wierzę w to, że nie było krzyków. Nie wiem, dlaczego nic nie słyszeli - komentowała siostra dzieci Katarzyna Stypułkowska.

 

ZOBACZ: Jego serce nie biło przez 45 minut. "Wrócił z martwych"

 

Przez 29 lat w sprawie zabójstwa Moniki i Janusza panowała kompletna cisza. W październiku 2018 r. sprawą na nowo zainteresowało się tzw. Archiwum X.

 

23 października, w 29. rocznicę zbrodni zapukali do domu 67-letniego dziś Jerzego K. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie.

 

- Pięć, czy sześć samochodów przyjechało. "Przerajbowanie" robią. Mnie pod pachę, do samochodu, tak jak wyszedłem z obory brudny, buty brudne, bo po oborniku, nie zdjąć. Wyobraża pan sobie to? - wspominał w rozmowie z reporterem "Interwencji" Dariusz K.

 

Pobrano DNA

 

- Co ja, jakiś zabójca? O co wam chodzi pytałem. Przesłuchanie wyglądało tak, że muszę się przyznać, bo będę zgnojony w więzieniu. A ja mówię za co? Dajcie mi dowody jakieś. Nic nie mają, żadnego dowodu. Byłem badany wykrywaczem kłamstw. Pytano, czy zamordowałem tę dziewczynkę, a później i tego chłopca Januszka. I bez zastrzeżeń było - dodał Jerzy K.

 

Do komendy doprowadzono też 44-letniego dziś syna mężczyzny, Dariusza. Po przesłuchaniach obaj mężczyźni zostali wypuszczeni do domu. Nie usłyszeli żadnych zarzutów. Pobrano od nich jednak DNA. Być może właśnie porównanie go ze śladami zabezpieczonym na miejscu zbrodni i ciele ofiar pomoże w rozwiązaniu sprawy.

 

44-latek odpowie jak... dziecko

 

Teraz, dwa lata po tych wydarzeniach, Prokuratura Okręgowa w Łomży skierowała zgromadzone dowody do sądu.

 

- Cały materiał warsztatowy, który zgromadzono w śledztwie, wskazuje na to, że sprawcą czynu karalnego polegającego na zgwałceniu dziewczynki, a także zabójstwa obydwojga dzieci jest mieszkaniec wsi Jeńki, który wówczas był nieletni. Miał 13 lat. Całość materiałów została przekazana do sądu rodzinnego do spraw nieletnich w Wysokiem Mazowieckiem - poinformował nadzorujący śledztwo prokurator Rafał Kaczyński z rozmowie z "Gazetą Współczesną".

 

ZOBACZ: Byli małżeństwem 63 lata. Zmarli na Covid-19 w odstępie godziny

 

Dodał, że polskie prawo nie przewiduje odpowiedzialności karnej osoby poniżej 15. roku życia i w związku z tym wobec 44-letniego dziś Dariusza K. nie można było zastosować środków zapobiegawczych.

 

Dariusz K. jest więc wolny, a o jego losie zdecyduje sąd rodzinny, gdzie najsurowsza kara to umieszczenie w zakładzie poprawczym, gdzie można przebywać jedynie do ukończenia 21 lat. 

 

"Prawnicy przyznają, że to luka w prawie. W praktyce Dariusz K. może pozostać bezkarny" - napisała "Gazeta Współczesna".

ml/prz/ Współczesna, Interwencja
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie