Wybory w USA. Biden bliski wygranej, szturm zwolenników Trumpa na centrum wyborcze

Świat
Wybory w USA. Biden bliski wygranej, szturm zwolenników Trumpa na centrum wyborcze
PAP/EPA/Jim Lo Scalzo/Chris Kleponis
Donald Trump zarzucił Demokratom, że próbują "ukraść" wybory. Ich kandydat, Joe Biden, potrzebuje 6 głosów elektorskich, by zostać nowym prezydentem USA

Dwa dni po wyborach USA, zwycięzca głosowania nadal nie jest przesądzony. Łatwiejszą drogę do prezydentury ma Joe Biden, który potrzebuje wygranej w Pensylwanii, lub w dowolnych 2 z 5 nierozstrzygniętych stanów. W dwóch z nich prowadzi. Nieoczekiwanie zmniejsza się jednak jego przewaga w Arizonie. Ostateczne wyniki z Pensylwanii mają być znane w ciągu kilku godzin.

Demokratyczny kandydat na prezydenta Joe Biden powiedział w czwartek, że nie ma wątpliwości co do swojej wygranej w wyborach. Zaapelował też o spokój i cierpliwość w związku z trwającym procesem liczenia głosów. Podkreślił, że każdy głos musi być przeliczony. 

 

ZOBACZ: Donald Trump na Twitterze: oni próbują ukraść te wybory

 

Z dotychczasowych rezultatów wyborów wynika, że Biden zapewnił sobie dotąd 253 głosy elektorskie, zaś Trump - 213. Aby wygrać potrzebne jest zapewnienie sobie 270 głosów.

 

Na czwartek według wyliczeń "New York Times" Biden może być pewien 253 głosów elektorskich, a Trump 214. Do wygranej potrzeba 270. Ostatnie głosy zliczane są m.in. w Georgii (16 głosów elektorskich), Pensylwanii (20), Arizonie (10) oraz Nevadzie (6).

 

W sztabie Bidena panuje optymizm. - Nasze dane pokazują, że Joe Biden będzie kolejnym prezydentem Stanów Zjednoczonych - przekazała w czwartek dyrektorka kampanii O’Malley Dillon. Jej zdaniem Demokraci niedługo będą mogli ogłosić wygraną w pojedynku o Biały Dom.

 

Trump nawołuje na Twitterze do zaprzestania liczenia głosów. Zapowiada też zaskarżanie wyników w stanach, w których wygrał jego kontrkandydat Demokrata Joe Biden. Republikanie oskarżają swoich politycznych rywali o wyborcze oszustwa.

 

Od wyborczej nocy z wtorku na środę prezydent Trump nie wystąpił publicznie.

 

Doradca prezydenta USA Donalda Trumpa Jason Miller zapowiedział w czwartek, że spodziewa się dodatkowych działań prawnych, aby zapewnić transparentność głosów przeliczonych w Pensylwanii. Wyraził też opinię, że już późnym wieczorem w piątek będzie jasne, że Trump będzie prezydentem na kolejne cztery lata. Sztab Republikanina podał ponadto, że spodziewa się podjęcia dodatkowych kroków prawnych również w Nevadzie.

 

W których stanach wyniki się wahają?

 

Obecna sytuacja zdaje się faworyzować kandydata Demokratów. Prowadzi on w dwóch stanach - minimalnie (różnicą 12 tys. głosów, 0,9 punktu procentowego) w Nevadzie i wyraźniej w Arizonie (68 tys., 2,4 p.p.).

 

ZOBACZ: "Z Bidenem chce się zakumplować, przy Trumpie i Kaczyńskim krzesła zaczynają się kłócić"

 

Na czwartek rano (po południu czasu polskiego) Trump miał w Pensylwanii ok. 120 tys. głosów przewagi, ale ta z godziny na godzinę topniała. To dlatego, że spływają głównie rezultaty z głosowania korespondencyjnego, w którym przewagę ma Biden. Demokraci uważają, że to wystarczająco, by sądzić, że wygrają wybory w Pensylwanii. W Georgii Biden traci niecałych 12 tys. głosów, a końcowy wynik będzie prawdopodobnie niezwykle wyrównany.

 

Jasnym faworytem Trump jest jedynie w Karolinie Północnej, gdzie ma przewagę 77 tys. głosów przy 117 tys., które zostały do podliczenia.

 

Aby wygrać prezydent Trump musi utrzymać przewagę w Pensylwanii oraz wygrać w co najmniej 4 pozostałych stanach. To trudne, ale nie niemożliwe.

 

Możliwy remis

 

Co ciekawe, nadal możliwy - choć stosunkowo mało prawdopodobny - jest wyborczy remis. Jeśli Biden wygra w Georgii, lecz przegra wszędzie indziej, każdy z kandydatów otrzyma po 269 głosów elektorskich. W takim wypadku o zwycięzcy wyborów zdecyduje głosowanie w Izbie Reprezentantów.

 

Choć przewagę w Izbie mają Demokraci, faworytem byłby Trump z uwagi na specyficzną formułę głosowania. Głosy oddają bowiem delegacje złożone z deputowanych każdego ze stanów. Tymczasem w obecnym składzie Izby, w delegacjach 26 z 50 stanów przewagę mają posłowie republikańscy. Obecne wybory do Izby - ich wynik nie jest jeszcze znany - prawdopodobnie tego nie zmienią. 

 

Uzbrojeni zwolennicy Trumpa przed centrum liczenia głosów

 

Wcześniej sztab urzędującego prezydenta wezwał do tymczasowego wstrzymania liczenia głosów w Pensylwanii i Michigan, dopóki nie uzyska "znaczącego" dostępu do miejsc, gdzie je liczono, i dopóki nie będzie zyska wglądu w karty do głosowania, które już zostały otwarte i policzone.

 

Tymczasem w Arizonie tłum zwolenników Trumpa zebrał się w nocy z środy na czwartek przed centrum wyborczym w Phoenix w Arizonie, domagając się dalszego liczenia głosów w tym kluczowym dla wyborów stanie. Część ludzi była uzbrojona.

 

Według dziennika "Arizona Republic", protestujący domagali się wejścia do budynku, gdzie odbywa się liczenie głosów. Chcieli też wyjaśnienia rzekomych nieprawidłowości wyborczych w związku z szerzącymi się w mediach społecznościowych skargami na to, że głosy wypełniane flamastrami jakoby nie są liczone.

 

 

Prokuratura stanowa obiecała w środę zbadać sprawę, jednak władze stanowe zapewniły, że wszystkie prawidłowo wypełnione karty - niezależnie od użytych materiałów - są liczone.


Urzędujący prezydent jest aktywny na Twitterze. Apeluje, by "przestać liczyć głosy" i "zatrzymać oszustwo". Jego wpisy oznaczane są jako te, mogące "wprowadzać w błąd".

 

 

Trump nie pokazał się w środę

 

W nocy z wtorku na środę prezydent mówił w Białym Domu o oszustwie wyborczym i zapowiadał, że zwróci się do Sądu Najwyższego. Powiedział także, że "głosowanie powinno się zakończyć".

 

Komentatorzy interpretowali te słowa jako wezwanie do wstrzymania liczenia głosów, do czego prezydent nie ma władzy. W środę Trump nie wystąpił publicznie.

 

ZOBACZ: Donald Trump ogłosił zwycięstwo. "Biden nas nie dogoni"

 

Pod Białym Domem w środę wieczór zgromadziło się kilkaset osób. Przeciwnicy prezydenta przynoszą potępiające go transparenty, niektórzy tańczą do muzyki puszczanej z przenośnych głośników. Nie dochodzi do incydentów.

 

Sympatycy prezydenta otrzymują w środę na swoje telefony komórkowe SMS-y od sztabu wzywające do wsparcia finansowego, w których oskarża się Demokratów o próbę "skradzenia wyborów".

 

"Nie możemy pozwolić lewicowcom podważać wyborów. Prezydent potrzebuje swoich najzagorzalszych i najbardziej lojalnych obrońców, by powstali i odpowiedzieli na atak" - napisano na stronie internetowej kampanii Republikanina.

 

Amerykanie wybierali też parlament

 

We wtorek razem z wyborami prezydenta odbyły się wybory Izby Reprezentantów i 1/3 składu Senatu.

 

W Izbie Reprezentantów wyłoniono dotąd zwycięzców w 391 z 465 potyczek. W 203 okręgach wygrali Demokraci, zaś w 190 - Republikanie. W stawce pozostaje wciąż 40 miejsc w niższej izbie amerykańskiego parlamentu. Demokraci prawdopodobnie utrzymają w niej większość, ale ich przewaga zostanie uszczuplona.

 

ZOBACZ: Czego Amerykanie szukali w Google w noc wyborczą? "Sklep monopolowy w pobliżu mnie"

 

Mimo że do kontroli nad izbą niższą Kongresu potrzebne jest 218 mandatów, to - według Politico - utrzymanie większości przez Demokratów jest praktycznie pewne. Mimo że przedwyborcze sondaże wskazywały na to, że mogą oni powiększyć swój stan posiadania, koniec końców może się okazać, że ich przewaga się zmniejszy. W obecnym składzie Izby Reprezentantów mają 232 mandaty.

 

Reelekcję uzyskał urodzony w Polsce kandydat Demokratów Tom Malinowski, który po raz pierwszy został wybrany w 2018 r. Malinowski to były podsekretarz stanu ds. praw człowieka w administracji Baracka Obamy.

 

W Senacie na razie remis

 

Bardziej skomplikowany obraz wyłania się z dotychczasowych wyników wyborów do Senatu. Jak dotąd zwycięzcę wyłoniono w 31 z 35 pojedynków; w 13 z nich wygrali Demokraci, zaś w 18 - Republikanie, co łącznie z pozostałymi członkami izby daje w tej chwili remis 48:48.

 

Nierozstrzygnięte pozostają potyczki w Karolinie Północnej i na Alasce oraz dwie w Georgii. W pierwszym ze stanów republikański senator Thom Tillis może być niemal pewny reelekcji, mając niemal 100 tys. głosów przewagi nad konkurentem Calem Cunninghamem, przy niespełna 120 tys. głosów pozostających do podliczenia.

 

Faworytem do utrzymania miejsca w Senacie jest też Republikanin Dan Sullivan z Alaski, jednak podliczono tam dopiero 47 proc. głosów. Reszta to głównie głosy korespondencyjne, które wedle stanowych przepisów zostaną policzone dopiero 10 listopada. Sullivan prowadzi nad Demokratą Alem Grossem z przewagą 53 tys. głosów.

 

O kontroli nad Senatem może przesądzić druga tura w jednym stanie

 

Najciekawsza sytuacja jest w Georgii, gdzie odbywają się dwa wyścigi jednocześnie ze względu na ustąpienie z urzędu z końcem 2019 r. republikańskiego senatora Jonny'ego Isakssona. Prawdopodobnie w obu pojedynkach do wyłonienia zwycięzcy będzie potrzebna druga tura.

 

Na pewno dojdzie do niej w walce o mandat sprawowany przez Republikankę Kelly Loeffler, wyznaczoną przez Republikanów do zastąpienia Isakssona. W wyścigu, w którym startowało kilkunastu kandydatów, zwycięzcą pierwszej tury był protestancki pastor Raphael Warnock reprezentujący Demokratów, który w drugiej turze zmierzy się z Loeffler.

 

ZOBACZ: Dlaczego Trump znów wygra wybory (artykuł z marca)

 

W drugiej rywalizacji o mandat z Georgii republikański senator David Perdue prawdopodobnie pokona Demokratę Jona Ossoffa, ale wiele wskazuje na to, że może nie zdobyć ponad połowy głosów. Po podliczeniu 97 proc. głosów, Perdue ma 50,07 proc., wobec 47,6 proc. Ossoffa, ale pozostałe do policzenia głosy korespondencyjne z Atlanty faworyzują Demokratów.

 

Jeśli ten scenariusz się sprawdzi, a w Karolinie Północnej i na Alasce zwyciężą Republikanie, o kontroli nad Senatem może przesądzić druga tura w Georgii. W przypadku zwycięstwa obu Demokratów, skład izby byłby podzielony 50:50, ale w przypadku remisów decydujący głos ma wiceprezydent USA. 

wka/hlk/pgo/bas/jo polsatnews.pl, PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie