Chciała chronić matkę przed koronawirusem. Sama ją zakaziła

Polska
Chciała chronić matkę przed koronawirusem. Sama ją zakaziła
Zdj. ilustracyjne, fot. Pixabay/congerdesign
Córka starszej kobiety zrobiła jej zakupy, aby nie musiała wychodzić z domu. Tydzień później okazało się, że obie są zakażone koronawirusem

Pani Barbara z Piotrkowa Trybunalskiego (woj. łódzkie) martwiła się o zdrowie swojej matki podczas epidemii. Postanowiła sama robić jej zakupy, by seniorka nie wychodziła z domu. Nie wiedziała, że wcześniej zakaziła się koronawirusem, a jej wizyta spowodowała, że 75-latka również zachorowała. Starsza kobieta nie trafiła na kwarantannę, mimo apeli. Zmarła około dwa tygodnie później.

Pod koniec marca pani Barbara miała w pracy kontakt z osobą zakażoną koronawirusem. Nie wiedziała o tym, dlatego odwiedziła m.in. swoją matkę Ewę, której przyniosła zakupy, aby nie wychodziła z domu podczas panującej pandemii.

 

Tydzień później u obu kobiet pojawiły się pierwsze oznaki Covid-19. Jednak mimo starań rodziny, 75-letnia pani Ewa nie została objęta kwarantanną. Nie wykonano też u niej testu na obecność koronawirusa.

 

ZOBACZ: "Pomagajmy sobie nawzajem". W trudnych czasach pomyślmy o seniorach

 

- Można powiedzieć, że córka jej przyniosła koronawirusa, chcąc ją chronić - powiedziała "Dziennikowi Łódzkiemu" pani Barbara.

 

Zdaniem pani Sylwii, wnuczki zmarłej, rodzina chciała zapłacić, by 75-latka mogła mieć wykonany test. Sprowadziła nawet ratownika z innego miasta, lecz ten uznał, że starsza kobieta nie jest zakażona.

 

- Wypisał takie zaświadczenie, przekazaliśmy je do szpitala razem z babcią. Ratownik mierzył jej temperaturę i mówił, że nie ma, ale babcia zmierzyła ją termometrem rtęciowym i miała powyżej 39 stopni - wspominała pani Sylwia.

 

ZOBACZ: Ponad 20 kolejnych zgonów z powodu koronawirusa. Prawie 12 tys. zakażonych

 

Ostatecznie pani Ewa trafiła do szpitala w Bełchatowie, a następnie, gdy jej stan się pogorszył, przewieziono ją do placówki w Łodzi. Nadal nie miała wykonanego testu. 10 kwietnia panią Ewę przyjęto do szpitala w Zgierzu, gdzie około 3 godziny czekała na przyjęcie na Szpitalny Oddział Ratunkowy. Tam ją zaintubowano. Wówczas ostatni raz widziała się z najbliższymi.

 

Łańcuch zakażeń w jednej rodzinie

 

Pani Ewa zmarła wieczorem 18 kwietnia. Jej rodzina nie wie, czy będzie mogła odzyskać rzeczy po zmarłej krewnej, ponieważ zostały zabezpieczone - przekazał "Dziennik Łódzki".

 

Koronawirusem zakaziła się również wnuczka, która wiozła panią Ewę do szpitala. Ta z kolei zaraziła swojego męża, z którym wychowują małe dziecko; szczęśliwie, ono jest zdrowe. Koronawirusa nie wykryto również u męża pani Barbary.

 

ZOBACZ: Wszyscy księża, mnisi i studenci seminarium w Ławrze Peczerskiej zakażeni koronawirusem

 

Rodzina, mierząca się z zakażeniami i żałobą, obawia się także reakcji sąsiadów. - Traktują nas jak trędowatych. Teraz boję się wyjść, boję się tych ludzi, bo ja jestem sprawdzona, ale oni nie - przyznała córka zmarłej.

 

Dyrektor piotrkowskiego sanepidu Elżbieta Dobrzyńska przyznała, że zmarła 75-latka nie była objęta kwarantanną, dlatego nie wykonano testu. - Pani od początku zachorowania była w szpitalu, to szpital decyduje o wykonaniu wymazu - stwierdziła.

 

Imiona zmarłej oraz jej bliskich zostały zmienione.

wka/prz/ "Dziennik Łódzki", polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie