Samorządowcy nie chcą wyborów 10 maja. Terlecki: stracą stanowiska

Polska
Samorządowcy nie chcą wyborów 10 maja. Terlecki: stracą stanowiska
PAP/Leszek Szymański
"To nie jest tak, że samorząd może sobie działać poza prawem obowiązującym w Polsce. Oczywiste jest, że są odpowiednie przepisy, które umożliwiają postępowanie wobec takich osób, które zechcą ustawić się ponad prawem, czy poza prawem, łącznie z możliwością wyznaczenia komisarzy" - podkreślił szef klubu PiS

Niech samorządowcy, którzy tak buńczucznie zapowiadają, że złamią prawo i uniemożliwią przeprowadzenie wyborów prezydenckich, liczą się z tym, że stracą swoje stanowiska - powiedział w poniedziałek wicemarszałek Sejmu, szef klubu PiS Ryszard Terlecki.

Terlecki powiedział w poniedziałek w Radiu Kraków, że wybory prezydenckie będą możliwe wtedy, gdy sprawdzą się optymistyczne prognozy i epidemia koronawirusa zacznie słabnąć. Dodał, że jeżeli skala zachorowań nadal będzie rosła, to "wtedy oczywiście trzeba będzie podjąć odpowiednie decyzje".

 

Bojkot wyborów? "Idiotyzm"

 

- Ale to nie są decyzje na dziś. Uważam za idiotyzm, a także działanie całkowicie antydemokratyczne, deklaracje wzywające do bojkotu wyborów, co Platforma zdaje się ogłasza - ocenił Terlecki.

 

Kandydatka KO na prezydenta Małgorzata Kidawa-Błońska w niedzielę ogłosiła, że zawiesza swoją kampanię prezydencką. W opublikowanym na Facebooku liście otwartym stwierdziła, że zaplanowane na 10 maja wybory prezydenckie nie powinny się odbyć. W przeciwnym razie - wezwała obywateli do bojkotu głosowania. Jednocześnie wyjaśniła, że nie wycofa się ze startu w wyborach.

 

ZOBACZ: Hołownia pyta Dudę: czy chce pan być prezydentem z kwarantanny?

 

Terlecki pytany, co myśli o deklaracjach niektórych samorządowców, którzy zapowiadają, że nie podpiszą zarządzeń wskazujących osoby odpowiedzialne za pracę przy majowych wyborach, odparł, że "samorządy też są częścią władzy państwowej". - To nie jest tak, że samorząd może sobie działać poza prawem obowiązującym w Polsce. Oczywiste jest, że są odpowiednie przepisy, które umożliwiają postępowanie wobec takich osób, które zechcą ustawić się ponad prawem, czy poza prawem, łącznie z możliwością wyznaczenia komisarzy - podkreślił szef klubu PiS.

 

- Więc niech ci samorządowcy, którzy teraz tak buńczucznie zapowiadają, że złamią prawo i uniemożliwią wybory, niech się liczą z tym, że stracą swoje stanowiska - oświadczył Terlecki.

 

"Rząd zmusza mnie do czegoś, co jest niemoralne i nieprzyzwoite"

 

Samorządowcy - zarówno prezydenci miast, jak i włodarze gmin - protestują przeciwko organizacji wyborów prezydenckich w zaplanowanym terminie. Podobny sprzeciw wyrazili w ostatnich dniach m.in. prezydenci: Warszawy, Wrocławia, Gdyni, Sopotu, Ciechanowa oraz wójt pomorskiej gminy Potęgowo.

 

- Rząd zmusza mnie do czegoś, co jest dla mnie osobiście niemoralne i nieprzyzwoite - oświadczył w poniedziałek prezydent Rybnika Piotr Kuczera, odnosząc się do perspektywy zorganizowania wyborów w warunkach epidemii COVID-19. - Organizacja wyborów w czasie epidemii jest zagrożeniem dla milionów ludzi w Polsce. Nie będę narażać moich mieszkańców na utratę zdrowia bądź życia - napisał prezydent blisko 140-tysięcznego śląskiego miasta.

 

ZOBACZ: Kidawa-Błońska: jeżeli wybory zostaną przesunięte, nadal będę kandydatką PO. Mam poparcie partii

 

Kuczera, który przewodniczy także Śląskiemu Związkowi Gmin i Powiatów, poinformował, że skupieni w tej organizacji prezydenci, wójtowie i burmistrzowie są w trakcie podpisywania skierowanego do rządu apelu w sprawie przesunięcia terminu wyborów prezydenckich.

 

W niedzielę oświadczenia w tej sprawie opublikowali już prezydenci Sosnowca Arkadiusz Chęciński i Będzina Łukasz Komoniewski. Ten ostatni poinformował, że nie podpisze stosownych dokumentów w sprawie wyborów 10 maja, ponieważ nie zamierza narażać zdrowia i życia tysięcy ludzi. Chęciński zaapelował o zmianę terminu głosowania, podkreślając, że "nie jest w stanie znaleźć słów wyrażających złość i gniew", kiedy słyszy o organizacji wyborów 10 maja.

 

Możliwe problemy ze skompletowaniem komisji

 

Prezydent Rybnika w swoim poniedziałkowym oświadczeniu wskazał m.in., że w tym mieście uprawnionych do głosowania jest ponad 105 tys. osób, a organizacja wyborów oznaczałaby w najbliższych dniach spotkania i szkolenia dla komisji wyborczych w 70 obwodach - łącznie do organizacji wyborów w Rybniku potrzebnych będzie 840 osób.

 

- Chciałbym, żeby mi ktoś powiedział, kogo i jak mam przekonać do zasiadania w tych komisjach wyborczych? Kto weźmie odpowiedzialność za zdrowie i życie tych ludzi? Nie można czekać z decyzją o wyborach do maja, bo ich organizacja rozpoczyna się właściwie już! Apeluję do wszystkich od kilkunastu dni: zostańcie w domach. A teraz mam mówić: nic się nie dzieje, przychodźcie na szkolenia do komisji wyborczych, tak ma wyglądać święto demokracji? - napisał związany z Koalicją Obywatelską prezydent Rybnika.

 

ZOBACZ: Kosiniak-Kamysz: prezydent powinien przestać lansować się na koronawirusie

 

Dodał, że wybory to także przedsięwzięcie techniczne, którego samorządowcy nie są w stanie przeprowadzić należycie, żeby choć w podstawowej formie ochronić członków komisji. - Musimy zakupić 100 tys. masek i 100 tys. par rękawiczek dla wszystkich członków komisji wyborczych, ponad 280 litrów płynu dezynfekującego dla komisji wyborczych, blisko 95 tys. długopisów jednorazowych dla wszystkich głosujących. To generuje koszty, a nie gwarantuje efektów, których w tej sytuacji oczekujemy - ocenił Kuczera.

 

Dodatkowy koszt organizacji jednej tury wyborów w czasie epidemii z uwzględnieniem zakupów rękawiczek, maseczek, żeli, preparatów dezynfekujących i długopisów jednorazowych to - jak czytamy w oświadczeniu - ponad 600 tys. zł. Nie policzono tu kosztów zabezpieczenia przeciwwirusowego uczestników wcześniejszych szkoleń.

 

Rząd zmienia kodeks wyborczy

 

W sobotę rano Sejm uchwalił trzy ustawy tzw. tarczy antykryzysowej, które mają wesprzeć służbę zdrowia w zwalczaniu epidemii koronawirusa i zniwelować jej negatywne skutki dla gospodarki. Wśród przyjętych poprawek do specustawy znalazła się zaproponowana przez PiS zmiana Kodeksu wyborczego, umożliwiająca głosowanie korespondencyjne osobom na kwarantannie i ponad 60-letnim. PO zadeklarowała, że zmierza doprowadzić do rezygnacji z tego ostatniego rozwiązania w Senacie. Opozycja domaga się przesunięcia terminu wyborów.

 

Rzeczniczka PiS Anita Czerwińska tłumaczyła, że poprawka do Kodeksu wyborczego była niezbędna, aby w obecnej "szczególnej" sytuacji umożliwić wszystkim obywatelom korzystanie z ich konstytucyjnego prawa wyborczego we wszystkich możliwych wyborach.

 

Wybory prezydenckie zaplanowane są na 10 maja; jeśli żaden z kandydatów nie uzyska ponad połowy ważnie oddanych głosów, 24 maja odbędzie się druga tura wyborów. Opozycja apeluje o zmianę daty wyborów i kalendarza wyborczego. Jedyną możliwością przełożenia wyborów jest wprowadzenie w Polsce jednego z trzech stanów nadzwyczajnych: stanu wojennego, stanu wyjątkowego lub stanu klęski żywiołowej. Przedstawiciele rządu deklarują publicznie, że nie widzą przesłanek do wprowadzenia żadnego z tych stanów.

bia/ PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie