"Wąsaty wujek" proponuje disco-polo. DJ-e o kulisach pracy. Reportaż polsatnews.pl

Kultura
"Wąsaty wujek" proponuje disco-polo. DJ-e o kulisach pracy. Reportaż polsatnews.pl
Pixabay/zdj. ilustracyjne
Podczas imprez włącza nam się tendencja do wywlekania smutnych rzeczy, zwłaszcza po alkoholu i innych używkach – ten fakt potwierdza wielu DJ-ów

- Do niedawna widywałem takiego Latynosa, który przychodził do klubu mniej więcej ok. godz. 3:30, kiedy impreza już umierała, podbijał do pijanych dziewczyn i wychodził z nimi z klubu. Wolę nawet nie myśleć, co z nimi robił - mówi jeden z DJ-ów, którzy odkryli przed nami swój świat.

Podczas imprez włącza nam się tendencja do wywlekania smutnych rzeczy, zwłaszcza po alkoholu i innych używkach - potwierdza wielu z nich.

 

- Słyszałem już chyba tysiące historii z życia klubowiczów. Na jednej z warszawskich imprez podeszła do mnie kobieta w średnim wieku, która zaczęła mi opowiadać o tym, że została milionerką - opowiada DJ Grejtu.

 

Jak się okazało, odniosła sukces jako prawniczka, ale poniosła porażkę jako matka - czternastoletnia córka praktycznie jej nie zna. Ma za sobą nieudane małżeństwo. Te wszystkie życiowe niepowodzenia chciała sobie wynagrodzić luksusowym samochodem. Nie było to jednak cudownym lekarstwem dla jej duszy. Nawet po jego zakupie, jak sama przyznała, nie czuła się szczęśliwa.

 

- To była jej pierwsza impreza od 6 lat, upiła się wtedy ponad miarę swoich możliwości. Bawiła się do samego rana. I muszę przyznać, że momentami jej zachowanie było bardziej smutne niż śmieszne - mówi mężczyzna.

 

DJ Grejtu/archiwum prywatne

ZOBACZ: Złe wiadomości dla palaczy. Nadchodzi koniec mentolowych i smakowych papierosów

 

Serial oglądam

 

Zdarza się, że ich wieczory przebiegają niczym według scenariusza stworzonego przez hollywoodzkich twórców.

 

- Kiedy gram parę godzin, zdarza mi się wpadać w trans, wtedy potrafię bardzo długo przyglądać się ludziom. Raz moja przyjaciółka, z którą gram, zapytała mnie co robię. "Serial oglądam" - odpowiedziałam, bo to faktycznie czasem przypomina bardziej wyreżyserowaną akcję, niż rzeczywistość - zdradza Maria Tymańska, która swoją przygodę jako DJ-ka rozpoczęła będąc jeszcze nastolatką.

 

Tak wspomina jedną z najbardziej "pokręconych imprez", na których grała.

 

- To były czyjeś urodziny. Już sam budynek był zaskoczeniem. Na dole w piwnicy ktoś zrobił salę na imprezy, takie miejsce, które można wynająć, jeśli chce się zrobić domówkę - kilka stołów, blat kuchenny, lodówka, parkiet i stanowisko dla DJ-a - opisuje.

 

"Misiu, nie rób tego! Umawialiśmy się przecież…"

 

Tuż po alkoholu zaczęły się głupie teksty i prośby o muzykę disco-polo. Ale to, co spotkało Tymańską późnej, przeszło wszelkie granice. 

 

- W pewnym momencie wyszłam na papierosa, gdzie po chwili usłyszałam jakieś krzyki. Zajrzałam na klatkę schodową i w tej sekundzie wybiegli z niej imprezowicze - zakrwawieni! Jeden, z rozkwaszonym nosem, gonił drugiego, a za nimi, na szpilkach pędziły dziewczyny, próbując ich uspokoić. Jedna coś tam mamrotała, w stylu: "Misiu, nie rób tego! Umawialiśmy się przecież…" - relacjonuje Maria.

 

- Ale niespecjalnie dało to efekt, bo "Misiu" tylko ją odepchnął i wrócił do bójki z jeszcze większym zapałem. Ja tymczasem przytuliłam się do ściany i udawałam, że mnie nie ma''. Jednocześnie myślałam: "Jezu, co ja tutaj robię i czy też zaraz przypadkiem nie dostanę w zęby?"- dodaje.

 

Dodatkowo, wśród całego towarzystwa była dziewczyna na wózku. W przypływie emocji organizatorzy zabawy zapomnieli o tym fakcie, pozostawiając ją samą na sali.

 

ZOBACZ: Chciała mieć pamiątkowe zdjęcie z urodzin. Zginęła po upadku z klifu

 

Absurd za absurdem 

 

- Dręczona poczuciem obowiązku, przemknęłam na schody i wróciłam za didżejkę. W tym momencie jednak było to już raczej takie "granie do kotleta", po tym, co się wydarzyło, nikt nie miał ochoty się bawić - wspomina Tymańska.

 

Kobieta, która wynajęła DJ-kę, przeprosiła ją za całą sytuację. Tymańska nie dowiedziała się jednak od niej, co tak naprawdę było bezpośrednią przyczyną rozlewu krwi między uczestnikami imprezy.

 

Poziom absurdu tego wydarzenia wzrósł jednak na sam koniec. Nagle do sali weszły ogromne, czarne psy - prawdopodobnie nowofundlandy.

 

- Po szybkim rekonesansie zaczęły równo "pędzlować" jedzenie ze stołów. Organizatorka imprezy zadzwoniła do właściciela sali informując, że jego psy wyszły z kojca... a on na to, że ani on, ani żaden sąsiad, nie mają żadnych psów - opowiada DJ-ka.

 

To, do kogo należały te zwierzaki, do końca nie zostało ustalone. Co prawda, ktoś wyprowadził je na zewnątrz, ale później, co chwila ktoś wychodził na papierosa i nie domykał drzwi... A psy wracały jak bumerang. Cała sytuacja z każdą kolejną minutą przypominała jeszcze bardziej słaby komediodramat niż imprezę urodzinową. 

 

- W tamtym momencie śmiałam się przez łzy - dodaje wspominając jedno ze swoich najdziwniejszych zleceń.

 

Maria Tymańska/archiwum prywatne

 

Umowa umową, ale...

 

Z burzliwych urodzin DJ-ka wyszła cało. Takiego szczęścia nie miał natomiast pewien DJ, który zgodził się zagrać na jednym z wesel. To zlecenie, jak się później okazało, przysporzyło mu jedynie samych problemów.

 

- Znam sytuację DJ-a, który po jednym z wesel nie wyszedł o własnych siłach... zabrała go karetka - rozpoczyna jeden z jego kolegów po fachu.

 

- Na początku oczekiwania państwa młodych pod względem muzyki były bardzo wygórowane. Jak się okazało podczas przyjęcia, te oczekiwania obniżyli goście, zwłaszcza ci po dużej ilości alkoholu. Dochodziło do próśb o bardzo dziwne i wprost wulgarne utwory - opisuje mężczyzna. 

 

Młoda para nie miała nic przeciwko, by takie utwory pojawiły się na ich przyjęciu. Z tym nie mógł się zgodzić z kolei DJ, z którym podczas ustalania formalności uzgodnili, że piosenki o takim charakterze nie będą się pojawiać podczas wesela. Mężczyzna próbował zachować profesjonalizm do samego końca. Niestety, w wyniku kłótni został pobity, a jego sprzęt zniszczony. Wokalistka, z którą grał, musiała ewakuować się ze sceny. 

 

ZOBACZ: Kurier nie wydał 92-latce butelki wina. Bo nie mogła udowodnić, że jest pełnoletnia

 

"Kierownik imprezy" wie najlepiej

 

Granie na prywatnych imprezach to wielka próba cierpliwości każdego DJ-a. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie wchodził w jego kompetencje. Proponowanie piosenek, które najbardziej zachęcą do zabawy na parkiecie, to dla niektórych gości niemal hobby.

 

- Moja ulubiona postać to "kierownik imprezy" - zazwyczaj jest to jakiś "wąsaty wujek". On zawsze wie, o czym marzy publika. Na weselach spotykam takich "kierowników" notorycznie. Przychodzi do mnie i radzi, co i w jakim momencie mam zagrać - podkreśla Maria Tymańska.

 

Jak wynika z jej doświadczenia, im więcej alkoholu taka osoba wypije, tym bardziej będzie się upierać, że ma rację - i nic tego nie zmieni. Wspomnianych osobników charakteryzuje to, że nie bawią się zbyt często przy swoich muzycznych propozycjach.

 

- Kiedyś nawet pokłóciłam się z takim "wujkiem", ponieważ usilnie męczył mnie o jakieś ballady dla rodziców państwa młodych. Oni kompletnie nie byli tym zainteresowani, ale jak wiadomo - wujek wiedział lepiej. Spełniłam jego prośbę, na co on zaczął krzyczeć jak opętany: "co ty grasz? To jest beznadziejne!" - opowiada DJ-ka.

 

DJ-ska klauzula sumienia istnieje 

 

Zapytała wprost o to, jakie piosenki chce usłyszeć. Zagrała je. Zatańczyło do nich zaledwie kilka osób. Parkiet wprost opustoszał. DJ-ka musiała zagrać jakiś kawałek z grupy hitów, które niczym magnes przyciągają do tańca. Jej muzyczny wybór wywołał z tłumu gości "wujka", który chciał zaprezentować swoje kolejne uwagi.

 

- Tym razem nie dałam już rady i przywołałam go do porządku, mówiąc: "Słuchaj, pozwól mi wykonywać moją pracę. Jeśli chcesz zostać DJ-em, to kup sobie sprzęt i postaraj się o to, żeby ktoś cię zatrudnił". Obraził się i poszedł - rzadko zdarza mi się tak reagować, ale czasami, gdy sytuacja tego wymaga, niestety muszę być niemiła - podkreśla.

 

Umiejętność radzenia sobie z namolnym uczestnikiem imprezy - to ważna "supermoc" w tym zawodzie. Ważne jest to, by określić, z jaką muzyką zgadzamy się pracować. Jedni - jak Maria - kategorycznie odcinają się od pewnych gatunków.

 

- Jeśli chodzi o muzyczne prośby, których nigdy nie spełniam, to obiecałam sobie kiedyś, że mój komputer nie zostanie nigdy skażony przez disco-polo. I tego się trzymam - zaznacza.

 

Inni DJ-e zdradzają, że wszystko zależy od imprezy, jaką prowadzą i tego, jaki jest zakres ich obowiązków. Sami przyznają, że często pod naciskiem organizatora grają coś, co kompletnie odbiega od ich upodobań muzycznych. 

 

ZOBACZ: Narodowe Centrum Kultury sprawdziło, czego słucha młodzież. Wygrywają pop i rap

 

''O, dziewczyny! To wy grać będziecie?''

 

Kobiety w tym zawodzie nadal budzą zaskoczenie. Dla niektórych to zajęcie zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn. Bywa, że panie podczas imprez muszą wysłuchiwać wielu uwag.

 

- Zdarza się to szczególnie na eventach. A jeśli nie jest to zaskoczenie, to są to głupie komentarze. Kiedyś byłam z takim damskim kwartetem na pewnej imprezie. Miałyśmy na sobie cekinowe sukienki… I oczywiście pojawiły się głosy ze strony męskiej: "O! Dziewczyny! To wy grać będziecie? Wow!" - co najmniej jakbyśmy były delfinami jeżdżącymi na monocyklach - mówi Maria Tymańska.

 

- "A ty to na czym grasz?! Fajna ta zabawka! I takie śmieszne odgłosy wydaje". Zawsze wtedy czuję się jak przedszkolak, któremu ktoś chwali zamek, który udało mu się zbudować w piaskownicy - dodaje. 

 

Maria Tymańska/archiwum prywatne

 

"Był u ciebie ten znany Youtuber"

 

Na swoich imprezach widzą też znane osoby. Często bywają np. w sopockich klubach - szczególnie w sezonie. Jeszcze częściej można na nich trafić w stolicy. W Warszawie, do niedawna, większość osób, która regularnie odwiedzała pewien klub, wiedziała o tym, że często można spotkać tam znanego telewizyjnego prezentera.

 

- Kiedyś byłam rezydentką jednego z warszawskich klubów. Tam zawsze spotykała się większość znanych blogerek, muzyków, aktorów... Jeśli ktoś ma takie marzenie, żeby spotkać kogoś sławnego, to jeśli pochodzi po klubach, na pewno mu się to uda… tylko po co? - pyta Tymańska.

 

Z kolei na imprezach DJ-a Grejtu można spotkać raperów.

 

- I muszę przyznać, że nie bawią się przy muzyce z gatunku, jaki sami reprezentują. Z tego, co wiem, to np. Wojtek Sokół jest wielkim fanem muzyki techno - mówi Grejtu.

 

Przychodzą też inni reprezentanci świata show-biznesu. 

 

- Był Michał Milowicz, znany m.in. z kultowej roli w filmie "Chłopaki nie płaczą". Pamiętam też, jak w Zakopanem Ewa Bilan-Stoch, żona naszego słynnego skoczka narciarskiego, prosiła mnie o hit DJ-a Snake'a "Taki Taki" - dodaje.

 

Czasami sam nie rozpoznaje tych, którzy biją rekordy popularności w sieci i bawią się przy jego muzyce... Znajomi mówią mu podczas przeglądania zdjęć z imprezy: ''Widziałeś? Był u ciebie ten znany Youtuber''. 

 

Zobaczyć i spotkać miłość

 

Poza imprezowaniem w towarzystwie znanych osób, zawód DJ-a daje też możliwość obserwowania niezapomnianych rodzinnych chwil, które wzruszają do łez. 

 

- Ostatnio grałem na weselu w Lublinie, na którym pojawił się pradziadek panny młodej - bardzo elegancki, starszy pan. Mężczyzna był rozchwytywany do tańca przez wnuczki. Do tego stopnia, że jego żona przez moment była lekko obrażona, że nie tańczy z nią - mówi Michał Kowalski, z grupy Mistrzowie Ceremonii. 

 

Rodzina postanowiła zamówić dla nich piosenkę. Para seniorów została wezwana na środek parkietu. Reszta gości ich otoczyła, by mogli zatańczyć na oczach wszystkich. Niektórzy z rodziny nagrywali ich taniec komórkami, a inni byli po prostu wzruszeni, że są świadkami jednego z najbardziej uroczych momentów tego przyjęcia.

 

- Mimo tego, że to byli dla mnie obcy ludzie, to muszę przyznać, że ja też się wzruszyłem - co podczas pracy zdarza mi się naprawdę bardzo rzadko - podkreśla mężczyzna.

 

Co ciekawe, sam podczas pracy, poznał swoją drugą połówkę. 

 

- Kiedyś mój kumpel zorganizował w najgorszym możliwym terminie imprezę w Lublinie. To był 4 maja, niedziela po długim weekendzie. Studenci jeszcze nie zdążyli nawet wrócić do miasta. Klub świecił pustkami. Ale właśnie tego dnia pojawiła się ona - kobieta mojego życia. Podczas tej imprezy poznałem swoją żonę - wspomina Michał.

 

ZOBACZ: Bracia w wieku 9 i 10 lat prowadzili... nielegalny bar na Sycylii. Lokal zamknęła już policja

 

A gdyby tak zmienić pracę...

 

Ich zawód to prawdziwy rollercoaster. Czas spędzony w pracy serwuje im cały wachlarz emocji, które nie zawsze są pozytywne…

 

- Ten klubowy świat przypomina momentami taki show-biznes. Ludzie przesadzają z tanimi narkotykami, a szczególnie młode osoby. Zdarza mi się czasami obserwować wprost patologiczne środowisko - mówi DJ Grejtu. - To nie jest tak, że młodzi ludzie zachowują się gorzej niż my w ich wieku. U nas po prostu nie było tak wielkiej gloryfikacji narkotyków. A teraz jest to uznawane za styl życia, co jak pokazuje wiele przypadków, bywa zgubne - dodaje.

 

Pomimo tego, że wielu z nich jest pasjonatami, to sceny, których są świadkami, przywołują myśl: "może czas zmienić pracę".

 

- I w takim momencie przypominam sobie jedną z rozmów z moim znajomym, który również jest DJ-em. Kiedyś przyszedłem taki "wypompowany z życia" do klubu, w którym on jest akurat menadżerem. Zacząłem narzekać, na co on powiedział: "Słuchaj, jeździsz po Polsce i grasz piosenki. Jak chcesz to się napijesz, a przy tym zarobisz o wiele więcej, niż ci ludzie, na których patrzysz. W poniedziałek możesz wstać po 13, a ty jeszcze narzekasz, że jest ci źle - opowiada DJ Grejtu.

 

Poza tym trudno byłoby przyzwyczaić się do innego trybu życia. A przecież wielu z nich nie wyobraża sobie siebie w innym zawodzie.

 

- Staram się, by nigdy w moim życiu nie doszło do takiej sytuacji, że będę musiał wstać na 8:00, jechać do biura i spędzić osiem godzin przed komputerem - zapewnia.

Małgorzata Sawa/luq/ polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie