15-latek utonął na obozie harcerskim. Jest nowy komunikat ZHR

Dążymy do rzetelnego wyjaśnienia tej tragedii. Współpracujemy z prokuraturą i służbami państwowymi. Przekazaliśmy im wszystkie niezbędne dokumenty i jesteśmy z nimi w stałym kontakcie - przekazała przewodnicząca ZHR hm. Anna Malinowska. To pokłosie śmierci 15-letniego harcerza, który utonął podczas obozu na jeziorze Ośno w Wielkopolsce.
Do tragedii doszło w nocy z środy na czwartek w miejscowości Wilcze pod Wolsztynem (woj. wielkopolskie) . 15-letni Domnik w ramach zdobywania pływackiej sprawności miał za zadanie przepłynąć w pełnym umundurowaniu na drugi brzeg jeziora Ośno i rozpalić tam ognisko. W pewnym momencie chłopak zniknął pod wodą. Służby ratunkowe odnalazły jego ciało nad ranem.
W sprawie zarzuty usłyszały dwie osoby. To 21-letni Marek G., opiekun grupy i 19-letni Igor K., ratownik.
"Mężczyźni - jako osoby, na których ciążył szczególny obowiązek opieki nad 15 - letnim pokrzywdzonym - odpowiedzą za nieumyślne spowodowanie jego śmierci, a także narażenie go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Grozi im kara pozbawienia wolności do pięciu lat" - przekazała jeszcze w czwartek Prokuratura Okręgowa w Poznaniu.
15-letni harcerz utonął w jeziorze Ośno. Komunikat ZHR
W sobotę przewodnicząca Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej hm. Anna Malinowska wydała komunikat ws. tragedii. Zaznaczyła w nim, że "każde zadanie powinno być dostosowane do wieku, możliwości i doświadczenia harcerza oraz warunków obozowych przy zachowaniu pełnego nadzoru i zabezpieczeń".
"Działania, które narażają zdrowie i życie harcerek oraz harcerzy nie są naszym standardem. Dlatego dążymy do kompleksowego i jak najszybszego wyjaśnienia sprawy, aby zrozumieć co się wydarzyło. Nie chcemy, żeby podobne nieszczęście kiedykolwiek się powtórzyło" - czytamy.
ZOBACZ: Śmierć 15-letniego harcerza. Dwie osoby z zarzutami
W oświadczeniu zapewniono, że ZHR chce "rzetelnego wyjaśnienia tej tragedii". "Współpracujemy z prokuraturą i służbami państwowymi. Przekazaliśmy im wszystkie niezbędne dokumenty i jesteśmy z nimi w stałym kontakcie" - zapewniono.
Co roku w Polsce organizowanych jest około 300 obozów harcerskich, w których udział bierze kilkanaście tysięcy osób. "Są one nadzorowane i kontrolowane, bo bezpieczeństwo podopiecznych jest naszym absolutnym priorytetem" - zapewnia organizacja.
Podkreślono, że każdy obóz "musi spełniać rygorystyczne wymagania prawa oraz nasze własne procedury", a kadry tworzą "osoby wyszkolone" i "mają odpowiednie kwalifikacje potwierdzone stopniami instruktorskimi".
ZHR po śmierci harcerza: Kadra była przeszkolona
ZHR przekazał, że obóz w miejscowości Wilcze w Wielkopolsce zaczął się 5 lipca i miał trwać kolejnych 20 dni. Z powodu tragedii został zakończony dzień wcześniej. "Obóz został zgłoszony do kuratorium oświaty oraz zatwierdzony w systemie wewnętrznym ZHR. Kadra była przeszkolona z zakresu bezpieczeństwa oraz wychowania harcerskiego" - zapewniono.
Tymczasem portal Onet przypomina, że według zgłoszenia, jakie odebrała policja, druh był asekurowany przez płynących łodzią ratownika WOPR oraz opiekuna obozu. Według późniejszych ustaleń funkcjonariuszy, odpowiedzialni za jego bezpieczeństwo stali na pomoście, podczas gdy harcerz w ubraniu i butach próbował przepłynąć w nocy jezioro.
ZOBACZ: 15-letni harcerz utonął w jeziorze. "Mogło dojść do naruszenia zasad"
Okazuje się, że dokument "Sprawności wodniackich ZHR" zawiera wytyczne, według których zdobycie tytułu "pływaka" lub "pływaka doskonałego" wymaga realizacji tego zadania w ubraniach. W pierwszym przypadku harcerz musi potrafić m.in. pokonać w wodzie dystans 20 metrów w ubraniu, a w drugim m.in. umie "zdjąć w wodzie ubranie: koszulę, spodnie i buty".
Żadne z tych instrukcji nie zakłada jednak podejmowania wyzwania nocą.
Okoliczności utonięcia 15-letniego harcerza. Ekspert: To absolutne szaleństwo
Okoliczności w jakich 15-latek miał zdobyć sprawność skomentował dla Interii Maciej Rokus, szef Grupy Specjalnej Płetwonurków RP i biegły sądowy.
- Tego rodzaju działanie należy nazwać wprost: To absolutne szaleństwo. Brakuje tu jakiejkolwiek logicznej oceny ryzyka - ocenił.
Ekspert tłumaczył, że "przepłynięcie jeziora w ubraniu jest teoretycznie możliwe, jednak należy traktować to, jako działanie o charakterze ekstremalnym". - Podejmowanie takiego wyzwania w nocy, znacząco zwiększa ryzyko - dodał.
ZOBACZ: Ewakuacja harcerzy, poszkodowany strażak. Groźne nawałnice nad Polską
Rokus zaznaczył, że łódź, która pozostała na brzegu, brak kamizelki ratunkowej i wyposażenie nastolatka jedynie w czołówkę w żaden sposób nie przystaje do poziomu trudności wyznaczonego zadania.
- Światło czołówki umożliwia jedynie śledzenie ruchu pływaka, ale w przypadku sytuacji kryzysowej jest zupełnie bezużyteczne. Gaśnie razem z osobą, która znika pod lustrem wody. Szansa na szybką reakcję z brzegu jest znikoma - zaznaczył.
15-letni harcerz nie żyje. MEN reaguje
Jeszcze w czwartek minister edukacji Barbara Nowacka odniosła się tragedii. "Z ogromnym smutkiem przyjęłam wiadomość o śmierci młodego harcerza podczas obozu ZHR w Wilczem. Każda śmierć młodej osoby, a tym bardziej podczas wakacyjnego wypoczynku, to ogromna tragedia dla rodziny i przyjaciół. Składam im oraz całej społeczności harcerskiej w Polsce najszczersze kondolencje" - napisała na platformie X.
Po wydarzeniach na jeziorze Ośno Ministerstwo Edukacji Narodowej podjęło decyzje o zwołaniu specjalnego spotkania dotyczącego organizacji podobnych obozów.
Przypomnijmy, że do wielkiej tragedii na obozie harcerskim doszło przed laty. W sierpniu 2017 roku obozowisko rozbite miejscowości Suszek w Pomorskiem nawiedziła wichura - podczas nocnej tragedii przebywało tam130 harcerzy i ich kilkunastu opiekunów.
Wyrywane przez potężny wiatr drzewa zdewastowały obozowisko. Zginęły wtedy dwie harcerki w wieku 13 i 14 lat, a kilkudziesięciu innych uczestników zostało rannych.
ZOBACZ: Sztab kryzysowy po nawałnicach w Śląskiem. 370 ewakuowanych harcerzy, 1,5 tys. interwencji w kraju
Osiem lat po tej tragedii wciąż nie zapadł prawomocny wyrok - decyzje sądu niższej instancji - decyzją prokuratury - mają zostać zrewidowane. Według śledczych Mateusz I., komendant obozu oraz Włodzimierz D., jego zastępca, mieli umyślnie narazić uczestników obozu na utratę życia i zdrowia, a także nieumyślnie doprowadzić do śmierci młodych harcerek.
- Nie wyznaczyli i nie oznaczyli drogi ewakuacyjnej, nie wskazali też stałego miejsca zbiórki w czasie ewakuacji. Nie przeprowadzili również obowiązkowych dwóch próbnych alarmów - wyliczyła wtedy Renata Szamiel z Prokuratury Okręgowej w Słupsku.
Czytaj więcej