Samolot awaryjnie wylądował na warszawskim bagnie. Wrak stał się lokalną atrakcją

Polska
Samolot awaryjnie wylądował na warszawskim bagnie. Wrak stał się lokalną atrakcją
"Interwencja"
Na warszawskim Wawrze 1 marca awaryjnie lądował mały samolot

Wrak małego samolotu, którego pilot awaryjnie lądował na bagnach, od półtora miesiąca leży i niszczeje na obrzeżach Warszawy. Właściciel nie może zabrać maszyny, bo prokuratura chce zbadać przyczyny wypadku. Do samolotu pielgrzymują więc tłumy ciekawskich, zadeptując go i narażając własne życie w grząskim terenie. Materiał "Interwencji".

- Zajmujemy się szkoleniem młodzieży, szkoleniem dorosłych i wynajmowaniem samolotów. Prowadzę szkołę lotniczą, jestem instruktorem szybowcowym i samolotowym - powiedziała "Interwencji" Ewa Sachajko.

 

Nie będzie to jednak historia o szkoleniu pilotów, a o jednym lądowaniu, które uruchomiło serię niepożądanych zdarzeń. 1 marca tego roku, doszło do incydentu z udziałem samolotu należącego do firmy Evair. Pilot, który wypożyczył maszynę, zmuszony był lądować awaryjnie w warszawskiej dzielnicy Wawer.

Awaryjne lądowanie na warszawskim bagnie

- Pilot wypożyczył ode mnie samolot, on wynajmuje go średnio raz na dwa tygodnie. Poleciał i prawdopodobnie nastąpiło oblodzenie gaźnika. Nie jest to częsty przypadek, bo jak się lata często to wiadomo co to jest i jak trzeba reagować. Pilot wykonał lądowanie awaryjne, nic się nikomu nie stało. On zaraz po lądowaniu zadzwonił do nas i mówił, że śmigłowiec go będzie ściągał, bo jest wkoło mokro - opowiadała Ewa Sachajko.

 

ZOBACZ: "Interwencja": Dojazd do domów zamknięty na kłódkę. Siostry nie przejadą

 

Pilot wylądował na bagnie, a w trakcie lądowania samolot obrócił się do góry podwoziem. Sprawę postanowiła zbadać prokuratura.

 

I choć od zdarzenia minęło prawie 50 dni, a na miejscu nie prowadzono żadnych czynności - w momencie tworzenia reportażu prokurator odmawiał wydania maszyny właścicielce. Pani Ewa chciała samolot wyciągnąć z wody na własny koszt. Bo niszczał i zagrażał ciekawskim, którzy każdego dnia przedzierali się przez bagno, żeby go zobaczyć.

 

- Teraz wszyscy go odwiedzają, pielgrzymki, stał się chyba sławny na całą Polskę. Natomiast ja nie mogę go dotknąć, bo prokurator mówi, że będę zacierać ślady - tłumaczyła Ewa Sachajko.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Jest wściekła na decyzję policji. Publikuje nagranie wypadku

Dowód w śledztwie stał się lokalną atrakcją

Gdy zespół "Interwencji" ruszył w kierunki samolotu pozostawionego w bagnie, napotkał ludźmi, którzy również próbowali dostać się do wraku.

 

- Widzieliśmy przed chwilą człowieka, który wchodził na drzewo, żeby zlokalizować samolot. Nasz tata nie chce dalej iść, bo ma mokre buty. Trzech ludzi przed chwilą przeszło, jakichś chłopaków. Szukają też - opowiadali.

 

Nastolatków uchwyciła kamera "Interwencji". Podobne wycieczki trwały już od wielu dni. Przychodziły całe rodziny, zaglądały do awionetki, robiły zdjęcia. Jedna z takich wypraw zakończyła się akcją ratunkową z udziałem strażaków. Ci też nie odmówili sobie popularnego selfie na skrzydle. Reporterzy "Interwencji" ze spaceru przez bagno zrezygnowali. Wraz z panią Ewą polecieli, by samolot obejrzeć z góry.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Od początku tłumaczy, że to był wypadek. Prokuratura ma inne zdanie

 

Reporter: Pamiętam jak rozmawialiśmy jeszcze przez telefon to wspominała pani, że pierwszą osobą, która ogrodziła ten samolot - była pani?

 

Pani Ewa: Tak, piloci tak naprawdę. Bo dużo mi pomogli piloci, moi instruktorzy.

 

Reporter: On stał się atrakcją turystyczną, tylko to nie jest dobra informacja dla pani?

 

Pani Ewa: To prawda, bo te atrakcje w większości kończą się na tym, że ludzie sobie depczą po skrzydłach, wchodzą do środka, szarpią za stery. Jeden wszedł na skrzydło i spadł z lotki. Zsunął się. Mógł sobie zęby wybić. Jeszcze mnie dziwi to, że ludzie przychodzą z dzieciakami, palą papierosy, a tam ciągle paliwo pływa. To niesamowite jak są nieodpowiedzialni. Nie wiem, co chce udowodnić, co chce zbadać prokurator. Nie było żadnego zagrożenia. Zagrożenie jest dopiero teraz, na ziemi.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Urzędnicy winią go za pożar mieszkania. Biegły stwierdził coś innego

Ekspert: Można było naprawdę bardzo prosto rozwiązać problem

W komunikacie prokuratury informowała o planach wyciągnięcia samolotu i zbadania silnika. Żaden z przedstawicieli prokuratury nie zdecydował się jednak na rozmowę przed kamerą.

 

- Na pewno po lądowaniu ten samolot jeszcze by się nadawał do naprawy, ale po 1,5 miesiąca chodzenia tam pielgrzymek, deptaniu po skrzydłach, nawet kilka osób było w kabinie, bawiło się kluczykami, bo kluczyków nie zabezpieczono… To nie wiem, jak teraz będzie z tym samolotem - przyznała pani Ewa.

 

- Można było naprawdę bardzo prosto rozwiązać problem. Skoro właściciel zdecydował, że pokryje koszty, to trzeba było dać asystę policji, prokuratora i podjąć to, przewieźć do miejsca, gdzie miał być badany wrak czy też silnik, bez angażowania tej całej machiny - ocenił Piotr Hildebrand, radca prawny.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Nowy dom może się zawalić? Pan Kamil pokazuje ekspertyzę

 

- Szkoła od początku komunikowała, że jesteśmy do dyspozycji i możemy udzielić informacji, także jak to technicznie rozwiązać. Chyba największy problem jest z wizją tego śledztwa. Jeżeli bowiem naprawdę zależy nam na badaniu tego silnika, to dążymy do tego, żeby jak najszybciej go pozyskać. I na to jest milion sposobów. Trzeba się tylko zdecydować na jeden - podsumował Rafał Maj, pilot w szkole Evair.

 

*Sprawy nabrały tempa po tym, jak zainteresował się nią zespół "Interwencji". Od tego czasu samolot w częściach został zabrany z bagna.

 

Materiał wideo z "Interwencji" dostępny TUTAJ.

kjt / "Interwencja"
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie