Wjechał autem do oceanu. Kuriozalne tłumaczenie
Mężczyzna na Florydzie wjechał pick-upem do oceanu. Policjantom tłumaczył, że "to nie jego wina, że samochód nie surfuje". Przebieg interwencji i kuriozalne wyjaśnienia mężczyzny zostały nagrane i udostępnione w mediach społecznościowych.
Jak relacjonują policjanci, aby dojechać autem na wybrzeże, mężczyzna ominął zamkniętą bramę z tabliczką "zakaz wstępu". Żeby przez nią przejechać, powinien najpierw uiścić opłatę drogową, czego wcześniej nie zrobił - podaje portal "New York Times".
Co więcej, plaża była wówczas wyłączona z użytku z powodu zbyt wysokiego poziomu wody. 49-letni Jason Brzuszkiewicz nie dość, że złamał zakaz, to jeszcze wjechał prosto do oceanu.
ZOBACZ: USA. Pociąg wpadł do rzeki. Wylały się z niego niebezpieczne substancje
Niecodzienne zdarzenie zaobserwował jeden z przechodniów, który wezwał policjantów i nagrywał nieodpowiedzialnego kierowcę. Na miejsce przybyły służby ratunkowe, które zastały pick-upa jeżdżącego wśród wzburzonych fal. Kierowca wyciągnięty z samochodu i przesłuchany przez policjantów.
Wjechał autem do oceanu. Tak tłumaczył swoje zachowanie
Mężczyzna powiedział funkcjonariuszom, że "to nie jego wina, że samochód nie surfuje". Jeden z mundurowych zwrócił mu uwagę, że nie powinien jeździć po plaży w sytuacji, gdy brama jest zamknięta w związku z przypływem. Wówczas stwierdził, że "myślał, że jest w Anglii".
ZOBACZ: Gdynia: Auto wjechało do wody. Nie żyje kierowca
Ostatecznie mężczyzna został aresztowany za wkroczenie na plażę bez uiszczenia wymaganej opłaty. Jego zalany samochód został odholowany z plaży. Nagranie z całego zajścia zostało udostępnione przez biuro szeryfa na Facebooku.
Czytaj więcej