Atak niedźwiedzia w Bieszczadach. Są zdjęcia z fotopułapki
Spotkanie twarzą w twarz z niedźwiedziem w Bieszczadach. Zwierzę zaatakowało aktywistów z Inicjatywy Dzikie Karpaty. Jednej osobie nic się nie stało, druga trafiła w ciężkim stanie do szpitala. Organizacja wydała oświadczenie w tej sprawie. Fotopułapka uchwyciła moment ataku.
Zaatakowany mężczyzna odniósł rany rąk i pleców. Jego stan oceniany jest jako ciężki ale stabilny. Do ataku na aktywistów organizacji Inicjatywa Dzikie Karpaty doszło na terenie Nadleśnictwa Lutowiska. Jak wskazuje organizacja w swoim oświadczeniu, spotkanie niedźwiedzia było dla nich zaskoczeniem.
ZOBACZ: USA. Niedźwiedź "odwiedził" sklep na Alasce
"Nie zauważyli zwierzęcia odpowiednio wcześnie, nie mieli szansy zareagować na jego sygnały ostrzegawcze i zgodnie z zasadami wycofać się w odpowiednim momencie, nie zachowali środków ostrożności podczas spaceru. Odwiedzili oni wydzielenie, w którym latem tego roku odkryliśmy wycinkę prowadzoną w pobliżu gawry niedźwiedzia" - napisano w oświadczeniu umieszczonym w mediach społecznościowych.
ZOBACZ: "Interwencja". Wynajął kilkadziesiąt mieszkań. Skończyło się fatalnie
Zdarzenie wymagało zorganizowania akcji ratowniczej, w którą włączyli się ratownicy GOPR, strażacy oraz ratownicy medyczni. Mimo pomocy służb, stan poszkodowanego mężczyzny wymagał hospitalizacji.
Niedźwiedź ranił aktywistę. Fotopułapka uchwyciła moment ataku
Moment ataku został uchwycony przez umieszczone w lesie fotopułapki. Rzecznik prasowy Lasów Państwowych podzielił się ujęciami ze zdarzenia z okolic dawnej wsi Hulskie w województwie podkarpackim na platformie X. Stwierdził, że cała sytuacja to "niezła ironia losu".
Jak wskazuje rzecznik, aktywiści chcieli udowodnić, że leśnicy zniszczyli siedlisko niedźwiedzi. Mieli być pewni, że zwierząt tam nie ma.
Atak niedźwiedzia w Bieszczadach. Aktywiści przyznają się do winy
Aktywiści znaleźli się na miejscu zdarzenia ponieważ wcześniej odkryli wycinkę drzew w miejscu gawry niedźwiedzia. Zgłosili ten fakt do Nadleśnictwa Lutowiska oraz Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, wnosząc o ustanowienie strefy ochronnej. Nie otrzymali żadnej informacji w tej sprawie więc postanowili sprawdzić, czy wycinka postępuje.
ZOBACZ: Agnieszka Holland doceniona przez Watykan. Reżyserka "Zielonej granicy" z nagrodą
"Koledzy postanowili sprawdzić stan wydzielenia w terenie, co doprowadziło do niebezpiecznego zdarzenia. Obaj dochodzą teraz powoli do siebie, ale nie zmienia to faktu, że czują się źle z sytuacją, w której - działając z dobrych pobudek - zakłócili spokój niedźwiedzia" - czytamy w oświadczeniu.
Inicjatywa Dzikie Karpaty przyznała, że nie powinno dojść do zdarzenia, przyznając się do błędu.
ZOBACZ: Lębork: Pijany ksiądz na pogrzebie noworodka. "Mylił słowa, pieśni, bełkotał". Wezwano policję
"Niedźwiedź zachował się w podręcznikowy, właściwy sobie sposób, na własnym terytorium, obszarze odludnym w okolicach gawry, zaskoczony i w poczuciu zagrożenia zademonstrował swoją siłę i dominację. Ubolewamy, że doszło do tego incydentu. Tym razem popełniliśmy błąd. Jest nam przykro przede wszystkim wobec niedźwiedzia, któremu został odebrany spokój i poczucie bezpieczeństwa" - oświadczyła organizacja.