Alaksandr Łukaszenka ostrzegał Jewgienija Prigożyna. "Mówiłem, żeby uważał"

Świat
Alaksandr Łukaszenka ostrzegał Jewgienija Prigożyna. "Mówiłem, żeby uważał"
WikimediaCommons/Presidential Executive Office of Russia
Władimir Putin oraz Alaksandr Łuksazenka

- Jewgienij Prigożyn nigdy nie prosił mnie o gwarancje bezpieczeństwa - powiedział w piątek Alaksandr Łukaszenka. Białoruski przywódca miał sugerować wcześniej szefowi Grupy Wagnera, aby na siebie uważał. Jednoznacznie odrzucił tezy o zemście Putina za czerwcowy pucz.

Nie milkną echa wypadku samolotu w rosyjskim obwodzie twerskim, na którego pokładzie miał znajdować się Jewgienij Prigożyn. I choć wciąż nie ma potwierdzenia, czy szef Grupy Wagnera nie żyje, to kolejni wschodni politycy komentują tragiczne doniesienia z Rosji. Ostatnią konwersację z "kucharzem Putina" w rozmowie z agencją Belta przypomina Alaksandr Łukaszenka. 

 

To właśnie białoruski w trakcie dwudniowego buntu Prigożyna w czerwcu negocjował jego los z Władimirem Putina. I to rzekomo dzięki jego zabiegom pochód na Moskwę został zatrzymany. Łukaszenka ostrzegał Prigożyna, że zostanie zmieciony, jeśli odważy się atakować stolicę. - Do diabła z tym, w takim razie umrę - miał deklarować przywódca Wagnerowców. 

 

ZOBACZ: Rosja zatapia własne statki. To akt desperackiej obrony

 

Belta nie uściśla, kiedy do takiej wymiany zda miało dojść. Z relacji Łukaszanki wynika, że Prigożyn nigdy nie prosił go o deklarację bezpieczeństwa, jednak ostrzegał "kucharza Putina" i apelował, aby na siebie uważał. 

Łukaszenka broni Putina. "On nie zabił Prigożyna"

W dalszej części rozmowy z reżimową agencją prasową Łukaszenka zapewnia, że Władimir Putin nie miał nic wspólnego z katastrofą samolotu w obwodzie twerskim. - Znam go, on jest wyrachowany, bardzo spokojny, opieszały. Nie mogę sobie tego wyobrazić, że on miałby cokolwiek do czynienia z tą sprawą i rzekomo jest winny. To po prostu byłoby nieprofesjonalne - dodał miński dyktator. 

 

Odrzuca również twierdzenia, że to na jego rozkaz wyeliminowano Prigożyna. - To absolutne kłamstwo - grzmiał w wywiadzie, jednocześnie odmawiając definitywnego potwierdzenia śmierci szefa najemników. Zapewnił także, że "Wangerowcy byli, są i pozostaną na Białorusi". 

 

ZOBACZ: Grupa Wagnera zarejestrowana na Białorusi. To "centrum edukacyjne"

 

- Najemnicy na nic się nie skarżą. Szef KGB skontaktował się z nimi wczoraj na moje polecenie i przekazał im tylko jedną wiadomość: dotrzymamy wszystkiego, co ustaliliśmy z Prigożynem - zadeklarował polityk. 

Niejasne okoliczności wypadku z Prigożynem na pokładzie 

W środę wczesnym popołudniem w obwodzie twerskim prywatny samolot lecący z Moskwy do Petersburga uległ wypadkowi. Na pokładzie - według Rosawiacji - znajdowało się dziesięć osób, w tym Jewgienij Prigożyn oraz Dmitrij Utkin. Maszyna, jak widać na nagraniach w mediach społecznościowych, błyskawicznie traci wysokość, pali się oraz dymi, a na końcu uderza o ziemię. Katastrofy nie przeżył nikt, jednak wciąż nie ma oficjalnego potwierdzenia śmierci Prigożyna. 

 

- Mamy do czynienia z tak nieprzewidywalną sytuacją, że warto poczekać na ostateczne potwierdzenie tego, co się wydarzyło w Rosji pod Twerem niedaleko jednostki lotniczej, która była wyposażona w zestawy Buk, które prawdopodobnie ten samolot strąciły - oceniał w "Gościu Wydarzeń" Zbigniew Parafianowicz.

 

Ekspert przypomniał także sprawę sprzed czterech lat z Kongo, gdzie rzekomo Prigożyn także miał zginąć w katastrofie samolotowej. - Trzeba zaczekać na dowód jego śmierci - dodał. 

 

/pbi / Polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie