Gorzów Wielkopolski. Ciężkie kule spadały na mieszkańców osiedla
Mieszkańcy Gorzowa Wielkopolskiego przeżyli szok, gdy z nieba zaczęły spadać ciężkie przedmioty kształtem przypominające kamienie. Jeden z nich omal nie wylądował na głowie przechodnia. Zdarzenie nagrali obserwatorzy. Nikt jednak nie zawiadomił policji, która o zdarzeniu dowiedziała się z mediów. Sprawców dotychczas nie udało się odnaleźć.
1 lipca w Gorzowie Wielkopolskim (woj. lubuskie), na osiedlu Staszica, na przechodniów zaczęły spadać - jak się wydawało - kamienie. Jak dowiedział się Polsat News, były to ograniczniki, nazywane często odgromnikami, których główną rolą jest ochrona wszelkiej aparatury elektrycznej.
ZOBACZ: USA. Teresa uwielbia kamienie. Je prawie kilogram dziennie
Okazało się, że okrągłe przedmioty nie leciały z nieba, a z dachu bloku - dokładnie 11. piętra. Zrzucali je trzej nastolatkowie. O sprawie jako pierwszy napisał lokalny portal gorzowianin.com.
"Rzucali tak, by w kogoś trafić"
Na miejsce udała się reporterka Polsat News, która rozmawiała z mieszkańcami.
- Widziałam, że coś leci z góry, ale nie wiedziałam, co to. Potem syn przyszedł i pokazał mi wideo w internecie. Okazało się, że robili to trzej nastolatkowie na dachu - powiedziała jedna z mieszkanek Gorzowa. Dodała, że nieletni ewidentnie rzucali tak, by w kogoś trafić. - To makabra - podsumowała kobieta.
WIDEO: W Gorzowie z 11. piętra spadały ciężkie przedmioty
- Karygodne, mogliby kogoś zabić - powiedział świadek zdarzenia. - To bezmyślność dzieci - dodał inny.
Budynek ma być lepiej zabezpieczony
Spółdzielnia przekazała, że zrobi wszystko, by podobna sytuacja się nie powtórzyła. - Wyjścia na dach były zamknięte takimi uniwersalnymi kłódkami, w tej chwili wymieniamy wszystkie na indywidualne. Będzie to utrudnienie dla nas, ale chcemy zapobiegać podobnym sytuacjom - powiedział Jarosław Mielcarek ze Spółdzielni Mieszkaniowej Staszica.
Mieszkaniec osiedla uważa, że świadkowie sytuacji, którzy ją obserwowali, powinni od razu zawiadomić policję.
- Ludzie mogli też zareagować w inny sposób - zamiast nagrywać, wrzucać to na Facebooka, zadzwonić do służb - powiedział.
Na komendzie nikt nie zgłosił sprawy, a funkcjonariusze dowiedzieli się o niej z mediów. W tym momencie starają się odnaleźć sprawców - jeśli okaże się, że są nieletni, zajmie się nimi sąd rodzinny.
Czytaj więcej