Mount Everest. Zniósł wspinacza ze "strefy śmierci". Ekspert: To wydawało się niewyobrażalne

Świat
Mount Everest. Zniósł wspinacza ze "strefy śmierci". Ekspert: To wydawało się niewyobrażalne
Polsat News
Jarosław Gawrysiak o zniesieniu wspinacza ze "strefy śmierci": To wydawało się niewyobrażalne

"Poświęcenie, wyzwanie, coś niebywałego" - opisał na antenie Polsat News Jarosław Gawrysiak z Uniwersyteckiego Klubu Alpinistycznego wyczyn 30-letniego Gelje Sherpa, który uratował wycieńczonego wspinacza ze "strefy śmierci" na Mount Everescie. Ekspert pokreślił, że w takich warunkach "człowiek czuje się jak podczas choroby covidowej", a samodzielna akcja jest czymś niewyobrażalnym.

Nepalski przewodnik uratował Malezyjczyka, którego zobaczył na trasie w "strefie śmierci" na Mount Everescie. Gelje Sherpa sprowadzał mężczyznę w dół przez około sześć godzin, niosąc go na własnych plecach.

 

Do zdarzenia doszło 18 maja. 30-letni Gelje prowadził swojego klienta na szczyt Everestu (8849 m n. p. m.), gdy nagle zobaczył trzęsącego się z zimna człowieka trzymającego się lin. Wspinacz znajdował się na wysokości powyżej 7900 m n.p.m., w której temperatury mogą spadać nawet poniżej minus 30 st. C. 

 

- Siedział na balkonie w "strefie śmierci" i kurczowo trzymał linę. To było dla mnie ważne, aby go uratować. Pieniądze można zarobić w dowolnym momencie, gdybym zostawił go bez pomocy na pewno by umarł - stwierdził w rozmowie z Reutersem Gelje.

"Jak podczas choroby covidowej"

O wyczyn Nepalczyka na antenie Polsat News zapytany został Jarosław Gawrysiak z Uniwersyteckiego Klubu Alpinistycznego. Ekspert zaznaczył, że na wysokości, na której 30-latek podjął się akcji sprowadzenia turysty, czyli ponad 7 tys. m n.p.m. "człowiek czuje się jak podczas choroby covidowej". - Jest po prostu bardzo słaby - podkreślił. 

 

Gawrysiak przyznał, że do tej pory nie wyobrażał sobie, że w takich warunkach można działać samodzielnie. - Zdarzały się akcje ratunkowe, kiedy wieloosobowe zespoły działały, wspierały wspinaczy, ale rzadko kiedy byli ich w stanie ciągnąć i transportować. Natomiast taka pojedyncza działalność wydawała nam się niewyobrażalna - powiedział. 

 

 

Wskazał też na specjalne przystosowanie szerpów. - Ludzie, którzy tam pracują mają predyspozycje naturalne, żyją w tych górach wysokich, pracują na co dzień, noszą te wielkie ciężary. Wyobraźmy sobie, że taki tragarz, który nosi do bazy towary, jest zwykłym pracownikiem fizycznym, nosi 30 kg. Dla nas turystów, którzy niesiemy swój lekki plecak, to się wydaje bardzo trudne. Niewyobrażalne cechy osobnicze tego sportowca - zaznaczył. 

"Bardzo niezwykła akcja"

Szerpa zmarzniętego wspinacza transportował na dół przez około sześć godzin. Po tym czasie dołączył do niego drugi ratownik, Nima Tahi.  


"Owijaliśmy himalaistę karimatą do spania, ciągnęliśmy go po śniegu lub przenosiliśmy po kolei na plecach" - powiedział przewodnik, cytowany przez agencję Reutera.  

 

Z obozu III, czyli wysokości 7162 m n.p.m., przemarznięty Malezyjczyk został przetransportowany helikopterem do obozu bazowego.

 

ZOBACZ: Mount Everest: Uratował wspinacza ze "strefy śmierci". Niósł go na plecach

 
"Uratowanie wspinaczy na takiej wysokości jest prawie niemożliwe" - powiedział Bigyan Koirala z Departamentu Turystyki.  


"To bardzo niezwykła akcja"- dodał.  


Firma Seven Summit Treks, która zapewniała logistykę malezyjskiemu wspinaczowi, odmówiła podania jego nazwiska, powołując się na prywatność klienta. W zeszłym tygodniu Malezyjczyk wrócił do kraju.  

 

Podczas tegorocznego sezonu wspinaczkowego, tj. od marca do maja, Nepal wydał 478 pozwoleń na wspinaczkę na "dach świata", co jest rekordową liczbą. Co za tym idzie wzrosła też liczba przypadków śmiertelnych. Co najmniej 12 himalaistów zginęło podczas próby zdobycia góry. Jest to największy wynik od ośmiu lat. Kolejnych pięć osób wciąż pozostaje zaginionych. 

ap/ sgo / polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie