Rakieta pod Bydgoszczą. Wojskowy nie dowierza w słowa Błaszczaka. Inny mówi o rosyjskiej prowokacji

Polska
Rakieta pod Bydgoszczą. Wojskowy nie dowierza w słowa Błaszczaka. Inny mówi o rosyjskiej prowokacji
Polsat News

Różne opinie wśród wojskowych po oświadczeniu szefa MON Mariusza Błaszczaka o obiekcie znalezionym pod Bydgoszczą. Jak stwierdził polityk, nie poinformowano go, że cokolwiek wleciało nad Polskę. Zdaniem gen. Romana Polko szefa sztabu generalnego powinna czekać dymisja, a wystrzelenie rakiety mogło być rosyjską prowokacją. Jednak płk. rez. Maciej Matysiak nie dowierza słowom Błaszczaka.

- Dowódca Operacyjny Sił Zbrojnych RP zaniechał obowiązków i nie poinformował mnie o obiekcie, który pojawił się w polskiej przestrzeni powietrznej - ogłosił  w czwartek wicepremier, szef MON Mariusz Błaszczak. 

 

Błaszczak powiedział, że sprawozdaniu dowództwa operacyjnego z 16 grudnia nie ma informacji, iż odnotowano obecność podejrzanego obiektu. Jego zdaniem działania Centrum Operacji Powietrznych były prawidłowe. - COP poinformowało w meldunku przełożonego - dowódcę operacyjnego o niezidentyfikowanym obiekcie, który pojawił się nad Polską - wyjaśniał.

 

Co więcej, polityk oświadczył, że kontrola wykazała zaniechania dowódcy operacyjnego w zakresie poszukiwań obiektu, który pojawił się nad Polską.

Płk. Matysiak: Dowódca operacyjny nie dysponuje wszystkimi żołnierzami w Polsce

Do sprawy odniósł się w Polsat News pułkownik rezerwy Maciej Matysiak, były wiceszef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, ekspert z Fundacji Stratpoints.

 

- Minister stwierdził, że to dowódca operacyjny nie dopełnił obowiązku informacyjnego. (...) Znając system wojskowy oraz dowódców zarówno dowództwa operacyjnego jak i szefa sztabu generalnego trudno mi sobie wyobrazić, żeby na czas nie podjęli właściwych działań i nie poinformowali odpowiednich osób - powiedział.

 

ZOBACZ: Obiekt pod Bydgoszczą. Donald Tusk o Mariuszu Błaszczaku: Skończony tchórz

 

W jego ocenie należy pamiętać, że dowódca operacyjny "może dysponować tylko tymi środkami, które ma w dyspozycji". - On nie zarządza całymi siłami zbrojnymi, tylko siłami dyżurnymi. Należy też pamiętać, że to zdarzenie miało krótki przebieg, bo rakieta przemieszcza się bardzo szybko - dodał.

 

Jak podkreślił, poszukiwania tej rakiety powinny zależeć "tylko i wyłącznie od ministra Błaszczaka".

 

"Nie usłyszeliśmy żadnych konkretów"

Płk. rez. Matysiak przypomniał, że z relacji dowódcy operacyjnego wiemy, iż poderwano parę dyżurnych myśliwców, lecz rakieta zniknęła z radarów. - Nie usłyszeliśmy żadnych konkretów wskazujących na czym to zaniedbanie, czyli niedopełnienie obowiązku informacyjnego polegało - ocenił.

 

Ekspert wątpi, by dowódca operacyjny "będący profesjonalnym wojskowym z wieloletnim stażem, mający olbrzymie doświadczenie, dopuścił się czegoś takiego". - Absolutnie nie chce mi się w to wierzyć. W tej sprawie albo minister, albo wojskowi mijają się z prawdą - uznał.

 

ZOBACZ: "Śniadanie Rymanowskiego". Polski samolot przechwycony. Müller: To prowokacja ze strony Rosji

 

Nie chciał opowiedzieć na pytanie, czy szef MON powinien podać się do dymisji. - To są decyzje polityczne (...). Jestem głęboko zbulwersowany i zasmucony tym, co się dzieje. Jest to przykład na niedowład organizacyjno-informacyjny, na fatalne działanie struktury, która odpowiada za bezpieczeństwo kraju - alarmował.

"To powinno skończyć się dymisją"

Do sprawy odniósł się również dyrektor Instytutu Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego i były szef BBN, generał Roman Polko. Według niego słowa ministra świadczą o "braku kompetencji, odpowiedzialności i inicjatywy dowódcy operacyjnego". - To powinno skończyć się jego dymisją - podniósł.

 

Zauważył, że dowódcę operacyjnego powołuje prezydent i tylko on może go odwołać. - Minister przecież nie kłamał mówiąc, że otrzymał meldunki o tym, że wszystko jest w porządku. To można bardzo łatwo zweryfikować - zaznaczył gen. Polko.

 

ZOBACZ: "Szczątki powietrznego obiektu wojskowego". Minister Ziobro o tajemniczym znalezisku pod Bydgoszczą

 

Jak przyznał, jest dla niego smutne, że "kolega w mundurze generała zachował się w tak nieodpowiedzialny sposób". - Mimo że jego podwładni dobrze wywiązali się ze swoich zadań - nadmienił.

 

Wyjaśnił, że pocisk "powinien być śledzony i powinna zostać podjęta decyzja o zestrzeleniu go". - Jeśli nie udało się tego zrobić, a pocisk spadł, powinno się natychmiast uruchomić wszystkie siły, żeby znaleźć i zidentyfikować ten obiekt - tłumaczył.

 

Rosyjska prowokacja? Gen. Polko nie wyklucza, że Kreml chciał "testu"

Gen. Polko mówił tez, że "podstawą działania wojskowego jest powiadomienie przełożonego". - To jest odpowiedzialność dowódcy operacyjnego, a nie przełożonego politycznego, który nie był o tych zagrożeniach informowany. Świadczy to o niekompetencji jednego konkretnego dowódcy, który zamiast przejąć inicjatywę, zamiatał sprawę pod dywan i nic nie robił - powiedział.

 

ZOBACZ: Zaporoże. Rosyjski pocisk uderzył w blok mieszkalny. Wstrząsające wideo

 

W jego opinii "technika nie zawiodła, zawiódł człowiek i powinien zostać rozliczony". Przekazał również, że wszystko wskazuje na to, iż pod Bydgoszczą spadła Ch-55 - ciężko wykrywalna, ponieważ leci na niskich wysokościach. - Wiemy, że ta rakieta została zaprojektowana przez Rosjan, aby przenosić broń jądrową - przypomniał.

 

Według niego, incydent wcale nie musiał być wypadkiem. - Rosjanie przeprowadzają mnóstwo różnego rodzaju prowokacji. Mogło być tak, że po tym co się stało w listopadzie w Przewodowie, miesiąc później Rosjanie postanowili wysłać "ślepą" rakietę na terytorium Polski, żeby sprawdzić nasze systemy obrony powietrznej. Te systemy się sprawdziły, ale zawiódł ten, który nimi kierował - podsumował.

dk/wka / Polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie