Kumoch: Ukraińscy eksperci będą dopuszczeni do miejsca wybuchu w Przewodowie

Polska
Kumoch: Ukraińscy eksperci będą dopuszczeni do miejsca wybuchu w Przewodowie
Polsat News
Jakub Kumoch, szef Biura Polityki Międzynarodowej w Kancelarii Prezydenta.

- Ukraińscy eksperci będą dopuszczeni do miejsca wybuchu w Przewodowie - poinformował w "Gościu Wydarzeń" Jakub Kumoch, szef Biura Polityki Międzynarodowej w Kancelarii Prezydenta. - Strona ukraińska prosiła dokładnie o dostęp do miejsca - dodał i wyjaśnił, że nie jest to równoznaczne z udziałem w postępowaniu. - Udział w śledztwie wymaga oczywiście osobnych procedur - sprecyzował.

Zapytany o rozmowę szefa ukraińskiej dyplomacji Dmytro Kułeby z szefem polskiego MSZ i jego informację, że ukraińscy eksperci są już w Polsce, Jakub Kumoch potwierdził.

Kumoch: Ukraińcy będą dopuszczeni do miejsca wybuchu

Zapytany, czy Ukraińcy zostaną dopuszczeni do miejsca wybuchu pocisku w Przewodowie, przyznał, że tak się stanie.

 

- Tak, potwierdzam, w takim zakresie w jakim to dotyczy dopuszczenia do miejsca. Bo to jest pewna różnica - dopuszczenie do miejsca a udział w śledztwie - powiedział Jakub Kumoch. - Udział w śledztwie wymaga oczywiście osobnych procedur - mówił. - Śledztwo zazwyczaj toczy się w formule niejawnej i dopuszczenie innych osób wymaga osobnych procedur - powiedział.

 

- Natomiast dopuszczenie do miejsca zostało już wczoraj zakomunikowane stronie ukraińskiej przez MSZ - dodał.

 

ZOBACZ: Potężne wyrzutnie HIMARS w Polsce. Amerykanie podali termin dostawy

 

Zapytany przez Bogdana Rymanowskiego, czy ukraińscy eksperci będą się tylko przyglądać, czy może będą uczestniczyć w czynnościach, wyjaśnił, o co dokładnie prosiła Ukraina.

 

- Chodzi o to, że strona ukraińska prosiła dokładnie o dostęp do miejsca - powiedział Kumoch, przyznając, że w grę wchodzi "przyjazd na miejsce i możliwość nawiązania także dialogu".

Ukraińcy mają inną hipotezę wybuchu 

Jakub Kumoch przypomniał, że Ukraińcy "mają inną hipotezę dotyczącą natury tego zdarzenia". - Cały czas ich główną i podstawową hipotezą jest to, że była to rakieta rosyjska, w której wprowadzono koordynaty albo błędne, albo celowo, albo niecelowo - wyjaśnił.

 

- Strona polska i amerykańska skłaniają się ku hipotezie, że była to po prostu rakieta ukraińskich sił obrony powietrznej, która nie trafiła w cel, co się zdarza i w której nie zadziałała stara sowiecka aparatura do samoniszczenia - dodał.

 

Przyznał, że w tej hipotezie chodzi o złe wpisanie koordynat celu, bo okazuje się, że Przewodów ma taką samą szerokość geograficzną jak Kijów i taką samą długość geograficzną jak Lwów.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Przewodów opłakuje ofiary rakiety. "Nie do pomyślenia"

 

- Strona ukraińska tak mówi i oczywiście należy jej wysłuchać. Tutaj nie ma żadnego konfliktu miedzy Ukrainą a Polską, przede wszystkim nikt Ukrainy nie obwinia o to, że celowo zaatakowała terytorium Polski. To musiałby być jakiś troll rosyjski, który by taką teorię przedstawiał - mówił.

 

- Ukraińcy mają prawo się bronić, Rosja wczoraj ostrzeliwała całe terytorium Ukrainy również w pobliżu naszych granic. Ukraińska obrona przeciwlotnicza z nią walczyła - powiedział.

 

- Jestem przekonany, że i w samej Ukrainie spadają odłamki rakiet. Jest wojna. Tragedia wydarzyła się w Polsce, ale to w dalszym ciągu jest przez nas rozpatrywane jako pewien nieszczęśliwy wypadek - dodał.

 

WIDEO - Jakub Kumoch, szef Biura Polityki Międzynarodowej w Kancelarii Prezydenta w "Gościu Wydarzeń"

 

Najważniejsze było ustalenie, czy Polska została zaatakowana

Bogdan Rymanowski zapytał, czy ostatnie 48 godzin było jednym z najtrudniejszych okresów w relacjach polsko-ukraińskich.

 

- Nie poszedłbym tak daleko, żeby mówić, że to było jakieś wielkie napięcie między Warszawą a Kijowem. Nie doszło nawet do żadnej gwałtownej wymiany opinii między prezydentami albo miedzy nami ich doradcami, czy ekipą współpracującą - mówił Jakub Kumoch.

 

Zapytany o to, że prezydent Ukrainy dwukrotnie powtarzał, że to była rosyjska rakieta, Kumoch powiedział, że prezydent ma informacje od swoich ludzi.

 

- Rozumiem, że do prezydenta docierają informacje od jego ludzi, od sił zbrojnych, sił odpowiedzialnych za obronę przeciwlotniczą. Rozumiem też pewien niepokój, który wdarł się w tamte szeregi, bo zrozumiano też może opacznie, że ktoś stawia Ukrainie zarzuty - wyjaśnił.

 

- Nie. Dla nas najważniejsze na samym początku było ustalenie, czy Polska została zaatakowana czy nie. Polska nie została zaatakowana, miał miejsce tragiczny wypadek. Winę za to ponosi oczywiście Rosja, bo to ona bombarduje Ukrainę i to ona tworzy warunki do tego, co się stało - powiedział.

 

ZOBACZ: Przewodów. Wołodymyr Zełenski zmienia zdanie ws. pochodzenia rakiety. "Nie wiemy na 100 procent"

 

- Cały czas rozmawiamy o tym, jak to załagodzić - poinformował, zgadzając się, że pojawił się problem przynajmniej jeśli chodzi o relacje Kijowa z Waszyngtonem.

 

Bogdan Rymanowski powołał się na CNN, które podało, że strona ukraińska we wtorek wieczorem, w dniu incydentu w Przewodowie, złożyła prośbę o rozmowę prezydenta Wołodymyra Zełenskiego z Joe Bidenem, ale USA odrzuciły prośbę. Zamiast tego odbyły się dwie rozmowy na niższym szczeblu.

 

Według Kumocha nie musi to niczego oznaczać. - Techniczne rzeczy się wyjaśnia na tym poziomie. Być może uznano, że rozmowa na poziomie prezydentów stwarzałby wrażenie, że jest problem i że USA naciskają na Kijów. Nie wiem, czy to nawet nie było lepsze rozwiązanie, rozmowa na poziomie od razu technicznym - powiedział.

"Prezydent nigdy nie oskarżał Ukrainy"

Bogdan Rymanowski przypomniał, że prezydent Zełenski w czwartek powiedział, że "nikt na świecie nie ma stu proc. pewności, co się wydarzyło" w Przewodowie. "Ja też nie mam" - dodał, łagodząc stanowisko.

 

- I nigdy też inaczej nie mówił prezydent Duda. Nigdy nie oskarżał Ukrainy, że to ona zrobiła, tylko, że to jest najbardziej prawdopodobna w tym momencie hipoteza - powiedział Kumoch.

 

Bogdan Rymanowski zaznaczył, że dwugłos w sprawie Przewodowa, kiedy jedno zdanie mają Polska i USA, a drugie Ukraina, działa na korzyść Kremla.

 

ZOBACZ: To był największy atak rakietowy od początku wojny. Tak wygląda teraz Ukraina [WIDEO]

 

- Raczej się obawiamy tego, że zostanie on źle zrozumiany. Że w Polsce pojawią się głosy, że Ukraina nas nie szanuje czy obraża. Nie dostrzegam niczego obraźliwego, niczego obraźliwego nie było, żadne obraźliwe słowa pod adresem Polski nie zostały wypowiedziane - zaznaczył, przyznając jednak, że pojawił się dwugłos.

 

Zapytany o spekulacje, które mówią, że Ukraina ma interes, by wciągnąć Polskę i NATO do wojny powiedział, że niewątpliwie, gdyby Rosja zaatakowała inne państwo to "dla Ukrainy byłaby to pewna ulga, pewne odciągnięcie, to jest zrozumiałe" - przyznał. - Zagrożone są wszystkie kraje, które graniczą z Ukrainą, bo Rosja bombarduje cele bardzo blisko granic" - dodał.

Polska zdała egzamin z komunikacji

- Uważam, że polskie władze zdały egzamin z komunikacji i to na celujący - zaznaczył. - Gdybym był dziennikarzem, miałbym te same pretensje, które ma wielu dziennikarzy - wyjaśnił. Dodał jednak, że czym innym jest agencja prasowa, która może sobie pozwolić na pomyłkę i wycofać jej pierwsze informacje, a czym innym państwo. Jego zdaniem informacja oficjalna, że w Polsce spadła rakieta byłaby natychmiast przez wielu współobywateli zrozumiana, że Polska została przez Rosję zaatakowana.

 

- Moment, w którym było ustalone, że atak nie nastąpił, był tym momentem kluczowym - dodał. Przypomniał, że prezydent o sprawie natychmiast poinformował sekretarza generalnego NATO i prezydenta USA. Następnie rozmawiał z sojusznikami.

 

ZOBACZ: Przewodów. Ryszard Terlecki: Ukraińscy eksperci wezmą udział w badaniu zdarzenia

 

Przeciek do agencji Associated Press, która poinformowała o rakietach nazwał "niefortunnym" i dodał, że nie powinien nigdy nastąpić. Informacja o dwóch rakietach musiałaby jego zdaniem oznaczać prawdopodobnie, że Rosja pozwoliła sobie na zbrojną prowokację. Jak podkreślił, wyjaśnienie wątpliwości, upewnienie się co do stanu faktycznego, wymagało czasu.

 

- Wiadomość, która pojawia się w przestrzeni publicznej wypowiedziana przez prezydenta państwa graniczącego z państwem prowadzącym wojnę musi być wiadomością sprawdzoną. Gdyby nastąpiła w niej jakakolwiek pomyłka, którą potem trzeba byłoby prostować, Polska okazałaby się bardzo niepoważnym partnerem - zaznaczył. Przypomniał, że łatkę państwa niepoważnego i rusofobicznego próbuje Polsce przypinać rosyjska propaganda.

Rosja ponosi odpowiedzianość za bombardowanie Ukrainy

- Polska nie jest państwem rusofobicznym i Polska jest państwem jak najbardziej poważnym. A więc nie oskarżamy Rosji ot tak po prostu, bo nie lubimy Rosji, tylko sprawdzamy najpierw fakty - zadeklarował. Jego zdaniem wezwaniem rosyjskiego ambasadora do MSZ nie było błędem, bo to Rosja "ponosi odpowiedzialność za bombardowanie Ukrainy i stwarzanie zagrożenia dla naszych granic".

 

Przyznał, że od momentu incydentu była co najmniej jedna rozmowa prezydentów Dudy i Zełenskiego. - I ona wystarczyła, bo wszystkie techniczne sprawy załatwiane są przez współpracowników obu prezydentów - powiedział.

 

ZOBACZ: Płk. Kruczyński o wybuchu w Przewodowie: Mądry Polak i Sojusz po szkodzie

 

Zapytany przez Bogdana Rymanowskiego, czy to właśnie teraz był najtrudniejszy moment od początku wojny, zaprzeczył. 

 

- Najtrudniejsze były pierwsze dni wojny, kiedy nie wiadomo było, jak potoczy się rosyjska agresja. W tym czasie wypracowano bardzo wiele mechanizmów, a przed wszystkim - mówię o sobie - nauczyliśmy się reagować spokojnie na wszelkiego typu informacje. One będą przychodzić - powiedział Kumoch. - Mamy rozpracowane wszystkie scenariusze, zarówno dotyczące różnego rodzaju prowokacji zbrojnych, ataków przeciwko Polsce, jak i tego typu incydentów - dodał.

Brak decyzji o zakazie lotów przy granicy z Ukrainą 

Dodał także, że pozytywnym sygnałem dla Polski jest, że jeśli dochodzi do incydentu zbrojnego, to prezydenci Polski i USA rozmawiają po kilkudziesięciu minutach, a sekretarz generalny NATO jest zawsze gotowy do przeprowadzenia konsultacji, a w kolejce ustawiają się przywódcy kolejnych państw, by wyrazić słowa solidarności i zaoferować bezpośrednią pomoc państwu polskiemu w dowolnych scenariuszach".

 

Ujawnił, że obecnie na stole są różne opcje, którymi w dużej mierze zajmuje się zadaniowany również przez prezydenta ambasador przy NATO Tomasz Szatkowski. Nie chciał jednak ujawnić szczegółów, ale przyznał, że incydent w Przewodowie jest analizowany.

 

ZOBACZ: "Dane nie wskazują". Ambasador Polski przy NATO obala teorię o błędnych koordynatach Przewodowa

 

Dodał, że nie ma decyzji o wprowadzeniu zakazu lotów w pobliżu granicy z Ukrainą. Zapytany o potrzebę informowania SMS-ami polskich mieszkańców przy granicy o alarmach lotniczych na sąsiednich obszarach w Ukrainie uznał, że z jego doświadczenia wynika, że alarmy są bardzo częste i zdarzają się niejednokrotnie kilka razy w ciągu dnia.

 

- Nie wiem, czy mieszkańcy miejscowości przygranicznych chcieliby być kilka razy dziennie alarmowani, że w sąsiednim kraju trwa nalot - zakończył Jakub Kumoch.

 

W drugiej części programu Bogdan Rymanowski rozmawiał z Martą Kightley, wiceprezes NBP.

 

Dotychczasowe wydania programu "Gość Wydarzeń" można obejrzeć tutaj.

hlk/ sgo / Polsat News / Polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie