Przewodów. Wołodymyr Zełenski zmienia zdanie ws. pochodzenia rakiety. "Nie wiemy na 100 procent"
- Jestem pewien, że (blisko granicy) była rosyjska rakieta i że użyliśmy pocisków obrony przeciwlotniczej - powiedział ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski, ale jego ocena, który z pocisków spadł w Przewodowie, nie jest tak stanowcza, jak jeszcze w środę wieczorem. - Nie wiemy tego na 100 procent. Myślę, że na świecie też nie - uznał.
Na konferencji "Bloomberg New Economy Forum" prezydent Ukrainy odniósł się do sprawy eksplozji w Przewodowie.
- Wczoraj otrzymaliśmy potwierdzenie, że nasi specjaliści wezmą udział w śledztwie. Do czasu zakończenia śledztwa nie możemy dokładnie powiedzieć, które pociski lub ich części spadły na terytorium Polski - powiedział Wołodymyr Zełenski, cytowany przez agencję UNIAN.
To, że Ukraińcy wezmą udział w śledztwie, wcześniej potwierdził również wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki.
Zełenski zmienia zdanie
Do eksplozji w Przewodowie doszło we wtorek. Zginęło dwóch polskich obywateli. Jak przekazał na antenie Polsat News ambasador Polski przy NATO Tomasz Szatkowski, informacje NATO oraz ustalenia polskich służb wskazują na to, że "prawdopodobnie" w Przewodowie spadła rakieta ukraińskiej obrony powietrznej.
ZOBACZ: "Dane nie wskazują". Ambasador Polski przy NATO obala teorię o błędnych koordynatach Przewodowa
Ukraińskie władze, w tym Wołodymyr Zełenski, początkowo twierdziły, że nie był to ukraiński pocisk. Prezydent w swoich wystąpieniach podkreślał, że była to rosyjska rakieta.
Tym razem wypowiadał się w innym tonie. - Nie wiemy na 100 procent, myślę, że na świecie też nie wiedzą na 100 procent. Ale jestem pewien, że była rosyjska rakieta i że użyliśmy pocisków obrony przeciwlotniczej. Musimy być sprawiedliwi i uczciwi, do czasu zakończenia śledztwa nie możemy powiedzieć, jakiego typu była rakieta, której fragmenty spadły na terytorium Polski - podkreślił.