Wojna w Ukrainie. Na okupowanych terenach Rosjanie przejmują sklepy należące do Ukraińców

Biznes
Wojna w Ukrainie. Na okupowanych terenach Rosjanie przejmują sklepy należące do Ukraińców
PAP/EPA/ROMAN PILIPEY
Na okupowanych terenach Rosjanie przejmują sklepy należące do Ukraińców

Rosjanie przejmują sklepy na okupowanych ukraińskich terytoriach. Właściciele sieci marketów i dyskontów stracili setki placówek - poinformował ukraiński "Forbes". Wiadomo też, że dla najeźdźców działalność gospodarcza nie jest chlebem powszednim. Nie wiedzą, jak ją prowadzić, co prowadzi do chaosu. Mimo to Rosjanie i tak zmuszają Ukraińców, by oddawali im klucze do lokali.

Najeźdźcy przejęli niemal 100 sklepów największej sieci ukraińskich dyskontów ATB w Berdiańsku, Melitopolu, Chersoniu i innych miastach. Na ich miejscu otworzono rosyjskie sieci Mera lub Sytyj Market.

"Okupanci przywłaszczają sobie wszystko"

Podobnie rzecz się ma w przypadku innych ukraińskich sieci. Sklepy Silpo, należące do Fozzy Group, przemianowano w Chersoniu na Sytyj Market. W innych zajętych miastach 17 supermarketów Silpo zamknięto. Część z nich rozkradziono lub zniszczono. Okupanci przywłaszczają sobie wszystko: regały sklepowe, urządzenia chłodnicze i inny sprzęt.

 

Właściciele dowiadują się o nielegalnym przejęciu swoich lokali przeważnie z mediów społecznościowych albo z rosyjskich mediów.

 

ZOBACZ: Wojna w Ukrainie. Turecki statek handlowy opuścił Mariupol jako pierwsza zagraniczna jednostka

 

- Kiedy mieliśmy jeszcze łączność z pracownikami, prosiliśmy ich o zaklejanie szyldów lub ich zdejmowanie. Teraz nie ma kto tego zrobić. Nasze sklepy nie działają, ale ktoś działa pod naszym szyldem - powiedział dyrektor generalny sieci Ekonom Plus, Wołodymyr Matiasz, która ma 32 markety w obwodzie zaporoskim.

 

Ponad połowa jego sklepów jest zamknięta. Część z nich otworzyli właściciele pomieszczeń lub kierownicy sklepów. - Muszą jakoś żyć, żeby nie umrzeć z głodu - dodał Matiasz.

 

Manager wyższego szczebla jednej z sieci handlowych powiedział anonimowo, że sklepy w okupowanych miastach są przejmowane nie tylko przez rosyjskich żołnierzy, lecz również przez miejscowych kolaborantów oraz zwykłych bandytów, którzy dzielą między sobą sfery wpływów oraz mienie.

 

Żeby uzyskać dostęp do sklepów najeźdźcy odszukują miejscowych pracowników, którzy nie wyjechali z miasta. Wykorzystują do tego informacje uzyskane od miejscowych władz. Czasem im grożą, czasem szantażują i zmuszają do oddania kluczy i otwarcia sklepu. Matiasz z Ekonom Plus powiedział podwładnym, że bezpieczeństwo jest na pierwszym miejscu i że w przypadku takich żądań mają oddawać klucze.

Rosjanie "nie wiedzą, jak zarządzać" przejętymi sklepami

W jednym z miast okupanci przyznali, że nie wiedzą, jak zarządzać sklepem. Nie ma zarządu, nie mają pojęcia, jak liczyć rozchód i sprzedaż - napisał "Forbes".

 

W jednym ze sklepów sieci Silpo w Chersoniu można płacić w hrywnach lub w rublach, a terminale do płatności kartą nie działają.

 

ZOBACZ: Wojna w Ukrainie. W Zaporożu koza zdetonowała materiały wybuchowe Rosjan

 

- Jeżeli ktoś płaci banknotem o nominale 5 tys. rubli, to reszty "nie ma". Codziennie rano wystawiany jest kurs walut, jak w kantorze. Nikt nie prowadzi żadnej sprawozdawczości - powiedziała jedna z kasjerek.

 

Banknot 5 tys. rubli to największy nominał w obiegu o równowartości ok. 415 zł.

 

Właściciele sieci handlowych już zbierają dowody, by w przyszłości uzyskać odszkodowania za poniesione straty. Szacuje się je w chwili obecnej na 50 mld hrywien, czyli ok. 750 mln zł.

msm/wka / PAP/ polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie