Mer Czernihowa zatrzymany na granicy. "Odrzucili moje dokumenty bez wyjaśnienia"
Władysław Atroszenko, mer Czernihowa, nie mógł przekroczyć granicy z Polską. Podczas służbowej podróży na przejściu granicznym Krakowiec usłyszał, że "nie posiada odpowiednich dokumentów, które upoważniają do przekroczenia granicy".
Mer Czernihowa Władysław Atroszenko o zdarzeniu powiadomił w niedzielę na Facebooku. "Właśnie nie wpuszczono mnie na granicy do Polski, wybierałem się na podpisanie umowy o partnerstwie i pomocy miastu Czernihów. Wyraźnie łączę takie działania z loterią polityczną urzędników, którzy krzywdzą miasto i dyskredytują prezydenta" - napisał.
Atroszenko razem z trzema osobami udał się w delegację do Rzeszowa. Ukraińscy pogranicznicy nie pozwolili mu na przekroczenie granicy ze względu na to, że "dokumenty niby były nie w porządku".
Dokumenty odrzucone bez wyjaśnienia
"Chce podkreślić, że wątpliwości dotyczące dokumentów pojawiły się tylko w odniesieniu do mnie, chociaż miałem pełny pakiet dokumentów, które umożliwiają przekraczanie granicy w celach służbowych. Jak każdy z członków naszej delegacji. Jednak strażnik graniczny Lilia Turko, odrzuciła moje dokumenty bez wyjaśnienia i zaproponowała mi rozmowę z przełożonymi" - napisał mer.
Według Atroszczenko, zatrzymanie na granicy jest przekroczeniem uprawnień służbowych przez urzędników.
"W ten sposób utrudniają moją działalność zawodową na rzecz Czernihowa, a co najważniejsze – dyskredytują takimi działaniami prezydenta, demonstrując oznaki prawa telefonicznego (korupcja, w której sposobem nacisku staje się autorytet i władza urzędnika - przyp. red) na granicy" - dodał.