"Interwencja". Wojna w Ukrainie. Jak żyją ludzie przy białoruskiej granicy?

Świat
"Interwencja". Wojna w Ukrainie. Jak żyją ludzie przy białoruskiej granicy?
Polsat News

- Tutaj oni nie przejdą, ciężki sprzęt przez te błota się nie przedostanie - zapewnił Petro - ukraiński rolnik, który mieszka trzy kilometry od granicy z Białorusią. Mieszkańcy pobliskich miejscowości zgadzają się, że choć na początku wojny strach się pojawił, dzisiaj białoruskiej armii nikt się nie boi. - Niech przychodzą. Nasze służby graniczne są przygotowane - zapewnili.

Petro jest rolnikiem i mieszka trzy kilometry w linii prostej od granicy z Białorusią. Jednak bardziej niż potencjalna wojna z sąsiadem zajmuje go obecnie praca w polu.

Ukraińcy o białoruskiej armii: niech przychodzą, nikt się ich nie boi

- Tutaj oni nie przyjdą, ciężki sprzęt przez te błota się nie przedostanie. Nasze służby graniczne są przygotowane na nich. Niech przychodzą, nikt się ich nie boi. Armii białoruskiej nikt się nie boi - zapewnia mężczyzna.

 

 - Ja znam tę armię. Chłopaki po osiemnaście lat, dzieciaki w służbie obowiązkowej - dodaje.

 

ZOBACZ: Białoruś: Alaksandr Łukaszenka mówił o Litwie, Łotwie i Polsce. "Zobaczcie, co tam się dzieje"

 

- My tam do nich nie idziemy, oni nie idą do nas i bardzo dobrze. My żyjemy tu, a oni tam - mówi jeden z rolników.

 

WIDEO: - Niech przychodzą, nikt się ich nie boi - zapewnia mężczyzna. Materiał "Interwencji"

 

 

- Jak zaczęła się wojna, to się baliśmy bardzo. Czołgi tu niedaleko stały, to było straszne. A teraz na szczęście jest spokój - relacjonuje Walentyna.

 

- My tam mamy dużo krewnych, w obwodzie brzeskim na Białorusi - dodaje Jan.

Problem z żywnością

- Wcześniej dobrze nam się żyło. Wypłaty były normalne i ceny nie takie wysokie. A teraz ceny tak poszły do góry. Wszystko niszczą. A ilu ludzi zginęło, a ile jeszcze zginie - tłumaczy Walentyna.

 

 - Ale mamy nadzieję, że będzie lepiej. Każdego dnia mamy nadzieję, że będzie lepiej - dodaje Jan.

 

Mikołaj Kornieluk, rolnik ze wsi Kortelisy mieszka wraz ze swoją trzypokoleniową rodziną tuż przy samej granicy z Białorusią. Mężczyzna mówi, że choć na pierwszy rzut oka życie wygląda tu spokojnie, to nie do końca tak jest.

 

ZOBACZ: Wojna w Ukrainie. Rosjanie niszczą magazyny z żywnością w obwodzie ługańskim

 

- Wojna wojną, ale ludzie jeść muszą. Moja rodzina musi jeść i ludzie na wschodzie kraju też muszą jeść. Posadziliśmy trochę ziemniaków dla siebie ale dzielimy się tym co mamy. Razem z innymi mieszkańcami organizujemy pomoc humanitarną dla ludzi z Mariupola i Kijowa - mówi mężczyzna.

 

- Samoloty z Białorusi często tutaj latają. Czasem nawet przelatują na naszą stronę, wtedy nasze lotnictwo ich przegania. Jak dzieje się to za dnia i jest przejrzyste niebo to aż ciarki przechodziły, jak to się oglądało. Zdarzyło się parę razy, że ich wojskowe helikoptery tu podlatywały, ale tylko do granicy, potem wracały z powrotem. A jak czołgi ze strony Białorusi podjechały na granicę to tutaj aż ziemia drżała - opowiada rolnik.

"Rosjanom tłumaczy się, że Ukraina jest krajem nacjonalistycznym"

- Naszym krewnym i znajomym, którzy tam mieszkają, media tłumaczą, że Ukraina jest krajem nacjonalistycznym. I nawet oni w to wierzą, że to my jesteśmy wszystkiemu winni. Oni nie wiedzą, co się u nas dzieje - dodaje dziadek pana Mikołaja.

 

- Oni ciągle tylko oglądają tę ich państwową telewizję. I mówią nam, żebyśmy się nie bali, spokojnie gospodarzyli, bo ich wojska to idą nazistów zabijać, a nam nikt krzywdy nie zrobi. To ja się ich pytam, kto jest tym nazistą? Moja rodzina, czy kto? - emocjonuje się pan Mikołaj.

 

- Był jeden Związek Radziecki i niczego więcej nie znaliśmy. Jeden porządek, chodzić do pracy i nic więcej. Jeden człowiek rządził. Teraz Ukraina poszła w swoim kierunku, a Rosji się to nie podoba - mówi dziadek rolnika.

 

ZOBACZ: Ukraina. Rosjanie zmuszają pracowników elektrowni atomowej do wywieszenia portretu Władimira Putina

 

Ukraińcy wierzą w zwycięstwo. Widać to także na okolicznych patriotycznych bilbordach. To, czego nie widać, to nazw miejscowości na znakach drogowych. Są zasłonięte, by nie ułatwiać pracy rosyjskim dywersantom. Każdy jest podejrzany, nawet ekipa "Interwencji". Tutejsi mieszkańcy są w ciągłym pogotowiu.

 

Podczas nagrywania reportażu ekipa "Interwencji" została zatrzymana przez cywilów i poproszona o wylegitymowanie się.

 

- Nie wyjeżdżam, bo co to za człowiek, który będzie uciekał ze swojego kraju i nie będzie go bronił? Na razie nie jestem na wschodzie tylko tutaj, na zachodzie. Ktoś tu musi zostać - uważa Oleg.

nb / "Interwencja"
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie