Protest rybaków rekreacyjnych. Trudniej było dojechać na Półwysep Helski

Biznes
Protest rybaków rekreacyjnych. Trudniej było dojechać na Półwysep Helski
Polsat News
Na przejściu dla pieszych protestuje ok. 25-30 osób

Przez ok. pięć godzin armatorzy rybołówstwa rekreacyjnego blokowali w sobotę drogę na wyjeździe z Władysławowa (Pomorskie) na Półwysep Helski. Protestujący przechodzili przez przejście dla pieszych i co 15-20 minut, we współpracy z policją, przepuszczali auta.

Sztab Kryzysowy Armatorów Rybołówstwa Rekreacyjnego poinformował, że protest skończył sie około godz. 14.

 

Jak powiedziała oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Pucku st. post. Monika Mularska, protest rybaków miał spokojny przebieg.

 

Protestujący podkreślili, że "jeśli rząd nie będzie chciał z nami rozmawiać będziemy blokować wszystkie miasta nadmorskie jednocześnie i do skutku codziennie".

 

To już drugi protest rybaków rekreacyjnych w Pomorskiem. Tydzień temu blokowali wjazdy do Łeby i Ustki.

Początek demonstracji

Demonstracja rybaków rozpoczęła się ok. godz. 9. 

ZOBACZ: Ponad 50 kutrów blokuje port. Protest francuskich rybaków

 

"Nasz protest ma charakter pokojowy i z zachowaniem wszystkich obowiązujących przepisów. W proteście będzie brało łącznie udział około 70 osób" – poinformował media Sztab Kryzysowy Armatorów Rybołówstwa Rekreacyjnego.

 

WIDEO: Co kilkanaście minut protestujący będą przepuszczać auta jadące na półwysep

 

Na przejściu dla pieszych protestuje ok.  30 osób

Jak powiedziała oficer prasowy policji w Pucku st. post. Monika Mularska, na przejściu dla pieszych protestuje ok. 25-30 osób.

 

- W związku z tym, że nie ma innej drogi w kierunku Helu i nie można wprowadzić objazdu, co paręnaście minut protestujący w porozumieniu z policją będą przepuszczać auta jadące na półwysep – poinformowała policjantka.

 

To już drugi protest rybaków rekreacyjnych w Pomorskiem. Tydzień temu blokowali wjazdy do Łeby i Ustki.

 

ZOBACZ: Rybak znalazł wymiociny wieloryba. Został bogaczem

 

"W związku z tragiczną sytuacją armatorów rybołówstwa rekreacyjnego postanowiliśmy przystąpić do wznowienia akcji protestacyjnych. Do dnia dzisiejszego podpisane porozumienie z ówczesnym Ministrem Gospodarki Morskiej Markiem Gróbarczykiem nie zostało zrealizowane. We wszystkich polskich portach stoją statki, które już nie wrócą do zawodu. Morskie farmy wiatrowe na Bałtyku zabierają nam nasze jedyne łowiska, a zakaz połowu dorsza będzie przedłużony. Armatorzy podjęli decyzję o blokowaniu miejscowości nadmorskich od strony lądu, niech ta drastyczna forma zwróci uwagę rządu" - poinformował w komunikacie przesłanym mediom Sztab Kryzysowy Armatorów Rybołówstwa.

Rybacy domagają się 70 mln zł rekompensat 

16 stycznia 2020 r. ministerstwo podpisało ze Sztabem Kryzysowym Armatorów Rybołówstwa Rekreacyjnego porozumienie, które - jak informował resort - kończyło protest i zakładało wsparcie branży w związku z unijnym zakazem połowu dorsza na Bałtyku.

 

W maju ub.r. resort gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej poinformował, że ze względu na pandemię i związane z nią duże wydatki, na razie nie ma możliwości zwiększenia pomocy dla borykających się z problemami armatorów rekreacyjnych, którzy łowili dorsze. Podczas spotkania przedstawiciele ministerstwa potwierdzili, że na pomoc dla armatorów przeznaczonych zostanie 20 mln zł, co oznacza ok. 200 tys. zł wsparcia dla każdego armatora.

 

Protestujący rybak rekreacyjny Waldemar Giżanowski z Portu Kołobrzeg powiedział, że z obiecanej pomocy ministerstwa do rybaków trafiło 13 mln zł. Dodał, że proponowana przez resort kwota jest za mała i rekompensata dla branży rybaków rekreacyjnych powinna wynieść 70 mln zł.

grz/aml / PAP, polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie