Marynarze z ORP Orzeł boją się o swoje życie. Jest odpowiedź
Załoga ORP Orzeł systematycznie odbudowuje zdolności do wykonywania zadań, po naprawach tej jednostki przeprowadzonych w ostatnich latach. W tym czasie okręt zawsze zanurzał się w zabezpieczeniu okrętów ratowniczych - poinformował rzecznik Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych ppłk Marek Pawlak.
Ppłk Pawlak odpowiadając na pytania dot. artykułu prasowego - opublikowanego w środę na stronach Wyborcza.pl Trójmiasto pt. "Dramatyczny list załogi okrętu podwodnego MW. «Był problem z wynurzeniem. Nasze życie jest zagrożone«" - przesłał w czwartek rano swoje stanowisko do zarzutów podniesionych w liście.
Zwrócił w nim uwagę, że list marynarzy opisywany przez Wyborcza.pl jest anonimowy. "Forma napisania listu wskazuje, że stworzył go ktoś niepowiązany z Marynarką Wojenną. Sformułowania typu »manewry« i »brak tlenu« wskazują jednoznacznie na to, iż autorem jest ktoś niemający doświadczenia morskiego. Każdy z podwodników jest świadomy i wyszkolony z zakresu ewentualnego ratowania się z okrętu i wie dobrze, że pierwszym czynnikiem zagrażającym życiu jest zatrucie dwutlenkiem węgla, a nie »brak tlenu«" - napisał rzecznik prasowy DGRSZ.
Odtworzenie pełnej zdolności okrętu
Ponadto przypomniał, że ORP Orzeł trzy lata temu nie miał możliwości zanurzania i wykonywania zadań. "W chwili obecnej okręt zanurza się i załoga systematycznie odbudowuje zdolności do wykonywania zadań zgodnie z przeznaczeniem. W ostatnich latach wykonano naprawę kompleksu hydroakustycznego MGK 400, peryskopów oraz naprawiono główne wentylatory okrętowe, naprawie poddano system hydrauliki ogólnookrętowej oraz zespoły pompowe urządzeń pomocniczych. W trakcie naprawy jest system wyrzutni torped okrętowych. Ponadto przez Komendę Portu Wojennego Gdynia procedowany jest obecnie przetarg na naprawę bieżącą, połączony z wydokowaniem okrętu, planowany na realizację w drugiej połowie roku" - poinformował ppłk. Pawlak.
ZOBACZ: Irańskie motorówki szturmowe zbliżyły się do amerykańskich okrętów. Padły strzały
Jak podkreślił wszystkie te czynności zmierzają do odtworzenia pełnej zdolności okrętu. "Członkowie załogi, oraz przełożeni są świadomi ryzyka jakie niesie chodzenie w morze na okręcie podwodnym. Dlatego w trakcie wyjść, w których sprawdzane były naprawiane elementy, okręt zawsze zanurzał się w zabezpieczeniu okrętów ratowniczych będących w pełnej gotowości do podjęcia działań w jak najkrótszym czasie, na wypadek jakiegokolwiek zdarzenia zagrażającego bezpieczeństwu" - dodał.
Zapewnił też, że "wszystkie okręty marynarki wojennej kierowane do wykonywania zadań na morzu bezwzględnie muszą posiadać sprawne mechanizmy główne oraz systemy zapewniające bezpieczeństwo załogi".
Rzecznik zwrócił również uwagę, że autor artykułu na Wyborcza.pl nie wystąpił do niego z prośbą komentarz w kontekście zarzutów, jakie ukazały się w przedmiotowym liście marynarzy. Poinformował też, że do Dowództwa Generalnego RSZ nie wpłynęły "żadne sygnały potwierdzające prawdziwość zarzutów opublikowanych w liście".
"Nasze życie jest zagrożone"
Wyborcza.pl Trójmiasto poinformowała w środę, że załoga okrętu podwodnego ORP Orzeł Marynarki Wojennej przesłała do kilku redakcji list otwarty, w którym opisuje dramatyczną sytuację żołnierzy. "To, że ORP Orzeł jeszcze pływa, można nazwać cudem" - mieli napisać w liście marynarze. Winą za stan okrętu, ale też całej Marynarki Wojennej obarczyli premiera Morawieckiego i ministra obrony Mariusza Błaszczaka.
ZOBACZ: Indonezja. Zaginiony okręt podwodny odnaleziony. Załoga nie żyje
"My, marynarze i zarazem załoga ostatniego polskiego okrętu podwodnego ORP Orzeł, zwracamy się do Państwa z prośbą o opublikowanie tego apelu. Chcemy uświadomić społeczeństwu, któremu służymy każdego dnia, w jak dramatycznej sytuacji się znajdujemy. Przesyłamy ten apel bez wiedzy naszego dowódcy oraz naszych zwierzchników, gdyż to ich działania połączone z absolutną nieudolnością obecnej ekipy rządzącej doprowadziły do sytuacji, w której nasze życie jest zagrożone. Okręt podwodny ORP Orzeł znajduje się w opłakanym stanie technicznym i każdy rejs, licząc tak naprawdę od dzisiaj, może zakończyć się jego zatonięciem, a co za tym idzie – naszą śmiercią. Dość powiedzieć, że w czasie ostatnich majowych manewrów wystąpiły problemy ze zbiornikami balastowymi, a co za tym idzie – również z wynurzeniem. Tym razem wszystko zakończyło się dobrze i dzięki poświęceniu załogi udało nam się powrócić na powierzchnię. Niemniej jednak następnym razem możemy już nie mieć tyle szczęścia" - to fragment opublikowanego listu.
Czytaj więcej