Włamali się do kantoru przez dziurę w podłodze. Łupu nie udało się odzyskać

Polska
Włamali się do kantoru przez dziurę w podłodze. Łupu nie udało się odzyskać
Polsat News
Skradzionych rzeczy nie udało się odzyskać. Kantor, ani będące w nim kosztowności nie był ubezpieczone

Przed kieleckim Sądem Rejonowym rozpoczął się w czwartek proces dwóch mężczyzn oskarżonych o włamanie i obrabowanie kantoru przy ulicy Sienkiewicza w Kielcach.

W marcu ubiegłego roku mężczyźni wybili dziurę w suficie piwnicy znajdującej się pod lokalem i przez powstały otwór dostali się do sejfu. Ich łupem padło ponad 660 tys. złotych. Pieniędzy dotąd nie udało się odzyskać.

 

41-letniemu Marcinowi K. i 44-letniemu Robertowi P. prokuratura zarzuciła dokonanie kradzieży z włamaniem. Roberta P. dodatkowo oskarżono o posiadanie bez zezwolenia broni palnej.

 

ZOBACZ: Napad na kantor. Wśród oskarżonych były policjant

 

Jak wynika z ustaleń śledczych, mężczyźni w dniach 14-16 marca ubiegłego roku wybili otwór w suficie piwnicy, który był jednocześnie podłogą kantoru wymiany walut, włamali się do jego wnętrza. Następnie zrzucili sejf do piwnicy. Rozcięli stalowe okucia i włamali się do niego. Z sejfu zabrali z m.in. 42 tys. euro, 4 tys. dolarów, 160 tys. złotych, a także około dwóch kilogramów złotej biżuterii. Wartość skradzionego mienia oszacowano w ubiegłym roku na ponad 667 tys. złotych.

"Kantor nie był ubezpieczony"

Właścicielka kantoru podczas czwartkowej rozprawy przekonywała, że teraz wartość skradzionych pieniędzy i biżuterii byłaby zdecydowanie wyższa. - Przede wszystkim cena złota poszła w górę – mówiła, szacując, że skradzione mienie obecnie byłoby warte około 750 tys. zł.

 

Skradzionych rzeczy nie udało się odzyskać. Kantor, ani będące w nim kosztowności nie był ubezpieczone. W sejfie były również depozyty klientów. - To jest najtrudniejsza sprawa, ponieważ muszę zrekompensować im utracone rzeczy, których nie chcieli się pozbywać na stałe - mówiła.

 

ZOBACZ: Kilkaset razy włamali się do automatu. Kradli maski i filtry

 

Przyznała, że nie miała podejrzeń, kto mógłby włamać się do kantoru. Mimo że jak się okazało, jednym z jej klientów był Marcin K. - Zostawiał kilkukrotnie rzeczy w depozycie. Było to złoto - dodała.

 

Podkreśliła, że ma pełne zaufanie do swojej dwójki pracowników, z którymi współpracuje od ponad dziesięciu lat.

 

Oskarżeni nie chcieli składać wyjaśnień. Obaj wcześniej byli karani za kradzieże, są tymczasowo aresztowani. Grozi im do 10 lat więzienia.

bas / PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie