Niejasna śmierć i błędy w karcie zgonu. Pogrzeb wstrzymany

Polska
Niejasna śmierć i błędy w karcie zgonu. Pogrzeb wstrzymany
arch. prywatne
Estera Nowacka cierpiała na rzadką genetyczną chorobę

42-letnia Estera Nowacka z Kępna cierpiała na rzadką genetyczną chorobę. W sierpniu 2020 stawiła się na zaplanowaną operację i dowiedziała się, że zabieg się nie odbędzie. Zmarła kilka miesięcy później, rzekomo na Covid, ale to chce zbadać prokuratura. Kobiety nie można pochować przez niejasności w karcie zgonu. Z pogrążoną w żałobie rodziną rozmawiali reporterzy programu "Interwencja".

Pani Estera Nowacka miała 42 lata, cierpiała na rzadką genetyczną chorobę - Zespół Morela. Charakteryzuje się on bardzo ciężkimi migrenami, przerostem kości czołowej i wzrostem wagi. Mimo ciągłego bólu, kobieta starała się realizować swoje pasje. Śpiewała w lokalnym domu kultury.

 

- Estera była bardzo ciepłą, pomocną osobą. I przede wszystkim była silną kobietą. Czekała na operację, miała torbiel w głowie, który się  intensywnie powiększał. Chorobę stwierdzono trzy lata wcześniej. Lekarz podjął się zabiegu w maju, a termin wyznaczył na sierpień. Estera zajechała wówczas na miejsce i już portier w bramie powiedział, że nie ma jej na liście – opowiada Marcin Kurek, partner siostry pani Estery.

 

- Była załamana. Tak długo na tę operację czekała, chciała mieć to z głowy - dodaje Katarzyna Nowacka, siostra pani Estery.

 

Do 10 Wojskowego Szpitala Klinicznego w Bydgoszczy, gdzie miała odbyć się operacja, pani Estera pojechała z siostrą. Dziś pani Katarzyna jest na kwarantannie, ale zdecydowała się porozmawiać z reporterami "Interwencji".

 

WIDEO: Zmarłej 42-latki nie można pochować przez niejasności w karcie zgonu. Materiał "Interwencji"

  

 

 Lekarz jej powiedział, że w najbliższym, szybkim czasie jak już będzie wszystko ok, jak będzie miał nowy kalendarz założony i będzie już mógł ustalać terminy, to on do niej zadzwoni – twierdzi Katarzyna Nowacka.

 

- Okazało się, że to były tylko puste słowa i potem więcej kontaktu z jego strony nie było – mówi Marcin Kurek.

 

ZOBACZ: Toruń. Wtargnęli do szpitala bez maseczek. "Suweren przyszedł na kontrolę"

 

11 marca pani Estera poczuła się źle, wezwała karetkę. Trafiła do szpitala w Kępnie. Pierwsze dwa testy na Covid-19 były negatywne. Ale w związku z tym, że kobieta miała już stany zapalne na płucach, zdecydowano się na trzeci test. Gdy wynik wyszedł pozytywny, podjęto decyzję o przeniesieniu pani Estety do szpitala w Poznaniu.

 

"Dwa zgony"

 

- O godzinie 1:08 stwierdzono zgon, ten "pierwszy", bo później w dokumentach otrzymaliśmy informacje ze szpitala, że to była 4:01. Konsekwencje są takie, że do dziś nie mamy aktu zgonu. Karta zgonu została wypisana błędnie i nie została przyjęta przez Urząd Stanu Cywilnego bo miejsce zgonu jest opisane niejasno. Jest tylko napisane "karetka". Zgłosiliśmy tę sprawę do prokuratury. Prokurator również ma pewne obawy, co do pytań, które pozostawiła śmierć Estery. Chodzi o to, czy faktycznie zmarła na Covid, czy ten test trzeci nie był fałszywie-dodatni. Jak wyglądała sytuacja po podpięciu respiratora  - mówi Marcin Kurek.

 

- Potwierdzam, że do Prokuratury Rejonowej w Kępnie rzeczywiście wpłynęło zawiadomienie. W ramach czynności wstępnych zlecono zabezpieczenie zwłok celem sądowo-lekarskiej sekcji zwłok. Taka sekcja w reżimie sanitarnym ma się odbyć – informuje Maciej Meler z Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim.

 

ZOBACZ: Brak tlenu w szpitalu tymczasowym. Wyciągnięto pierwsze konsekwencje

 

Wątpliwości rodziny budzi też fakt, że zdecydowano się na przeniesienie pani Estery do oddalonego o 150 kilometrów Poznania. Podczas gdy najbliższy szpital covidowy, znajduję się 25 kilometrów od Kępna.

 

Dziennikarze kilka razy próbowali się skontaktować z dyrekcją szpitala w Kępnie. Z pisma, które przesłała dyrekcja wynika, że decyzja o transporcie do Poznania była spowodowana chorobami współistniejącymi, a personel zrobił wszystko, żeby poprawić stan zdrowia pani Estery.

 

- W tej sprawie trzeba poruszyć kilka kwestii. Po pierwsze pacjent nie powinien być zaskakiwany, że jego termin zabiegu został przesunięty. To jest w mojej ocenie całkowicie niedopuszczalne. Natomiast druga jest ta sprawa szpitala w Kępnie, do którego pacjentka została przetransportowana Chcemy zbadać, czy wszelkie zasady, procedury były dochowana, czy być może doszło do jakichś nieprawidłowości w tych obu sprawach - tłumaczy Paweł Grzesiewski z biura Rzecznika Praw Pacjenta.

 

Lekarz: nie wiem z czym jest problem 

 

Zespół "Interwencji" dotarł do lekarza ze szpitala w Bydgoszczy, który miał przeprowadzić sierpniową operację.

 

- To dramat tej kobiety, ale proszę zapoznać się z dokumentacją, bo nie wiem z czym jest problem - stwierdza lekarz.


- Chodzi o to, że ona wiele razy do pana pisała, zwracała się o kontakt. Czy pan nie uważa, że można było zrobić więcej, żeby jej pomóc? - pyta dziennikarz.

 

- To nie jest tak jak pan mówi, pan zna tylko jedną stronę. Ja w miarę możliwości odpowiadam. Ja od rana do nocy pracuję - pada odpowiedź.

 

Z pytaniem o operację która się nie obyła, zwrócono się też do szpitala wojskowego w Bydgoszczy. Odpowiedzi udzieliło Centrum Operacyjne Ministerstwa Obrony Narodowej twierdząc, że pani Estera nie miała na sierpień 2020 roku wyznaczonego zabiegu. Co innego napisane jest jednak w skierowaniu, które wystawił lekarz z tego samego szpitala wojskowego.

 

 

Interwencja
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie