Protest lekarzy rezydentów. Medycy będą się badać

Polska
Protest lekarzy rezydentów. Medycy będą się badać
Polsat News
Zdaniem szefa Porozumienia Rezydentów lekarze są przemęczeni.

W poniedziałek rozpoczął się protest lekarzy rezydentów. Medycy nie są zadowoleni z przesunięcia Państwowego Egzaminu Specjalizacyjnego. Chcą, by minister zdrowia anulował część ustną, niepraktykowaną w innych krajach UE. Lekarze po zaliczeniu części pisemnej chcą jak najszybciej wrócić na oddziały. - Akcja może potrwać tydzień - mówi Polsat News Piotr Pisula, lider Porozumienia Rezydentów.

"Dziś zaczyna się oddolna inicjatywa lekarzy - tydzień zdrowia. Tysiące lekarzy z całego kraju, z największym żalem opuści swoich pacjentów, by ratować własne zdrowie, w oczekiwaniu na długo wyczekiwaną reformę ochrony zdrowia i poprawę warunków pracy" - napisało w poniedziałek Porozumienie Rezydentów. "Oczekujemy stanowczych działań Ministerstwa Zdrowia! Tylko od tych działań będzie zależało, czy i kiedy lekarze wrócą do pracy. Mamy nadzieję, że rząd nie każe pacjentom czekać dłużej niż tydzień" - piszą lekarze. 

 

- Jesteśmy w tej chwili tak źle przygotowani do epidemii, że wygląda na to, że i tak nie będziemy w stanie pomóc wszystkim. Znamy te obrazki z jesieni, obawiamy się, że ta fala będzie jeszcze gorsza. Jesteśmy w takim punkcie krytycznym, gdy jesteśmy na skraju naszej wydolności. Wydaje się, że teraz jest właśnie moment, że gdyby teraz rzucić wszystkie siły i środki na front, czyli m.in. tych, którzy zdają ten egzamin specjalizacyjny, odwołać im te egzaminy ustne, żeby mogli miesiąc wcześniej wrócić do pracy i spróbować to zorganizować w taki sposób możliwie najbardziej przystępny dla kadr - powiedział w Polsat News lider Porozumienia Rezydentów Piotr Pisula.

 

Lekarze nie chcą ustnego egzaminu

 

Co najmniej kilka tysięcy lekarzy rezydentów nie przyjdzie w poniedziałek do pracy. Medycy chcą skorzystać ze zwolnień lekarskich i zaprotestować przeciwko decyzjom ministra zdrowia Adama Niedzielskiego w sprawie Państwowych Egzaminów Specjalizacyjnych. Szef resortu zdecydował w ubiegły wtorek o zawieszeniu egzaminów z powodu pandemii. Ze względu na trwającą epidemię zostały one przesunięte o dwa miesiące, jeśli nie rozpoczęły się do 19 marca włącznie. W środę resort zaproponował nowy kompromis z dobrowolnością zdawania egzaminu w sesji wiosennej i z możliwością jego złożenia na jesieni. To jednak także nie satysfakcjonuje lekarzy.

 

- Akcja może potrwać tydzień - mówi Polsat News Piotr Pisula, przewodniczący Porozumienia Rezydentów.

 

Tymczasem lekarze apelowali do ministra, aby z dwuczęściowego egzaminu pozostawić jedynie część pisemną, a zrezygnować z ustnego odpytywania medyków starających się o specjalizację. Lekarze chcieli szybciej wrócić na oddziały. Medycy apelują o dialog i spotkanie argumentując, że zamiast wracać do pacjentów specjalizujący się lekarze wybiorą dalszą naukę do egzaminu. Według nich przygotowanie do egzaminu specjalistycznego trwa nawet trzy miesiące.

 

ZOBACZ: Lekarze rezydenci szykują protest. Nie pojawią się w pracy

 

- Przeprowadzenie państwowych egzaminów specjalistycznych dla lekarzy rezydentów, przy zaszczepionym personelu medycznym i standardach sanitarno-epidemiologicznych jest jak najbardziej możliwe i wskazane - zapewnił w ubiegłym tygodniu rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz. Z kolei konsultanci krajowi niektórych dziedzin w pismach skierowanych do prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej oświadczyli, że państwowe egzaminy specjalistyczne dla lekarzy rezydentów, ustne i pisemne, powinny się odbyć. Wskazywali w nich m.in. na to, że znaczną część lekarzy już zaszczepiono.

 

"Minister zdrowia wydaje kolejne szkodliwe decyzje - zamiast uwolnić kilka tysięcy młodych lekarzy po testowej części Państwowego Egzaminu Specjalizacyjnego, woli trzymać ich w gotowości do części ustnej (niepraktykowanej nigdzie indziej w UE)" - napisało w poniedziałek Porozumienie Rezydentów.

 

"Lekarze dwoją się i troją, zastępują chorych kolegów na dyżurach, nie będąc w stanie zabezpieczyć podstawowych standardów świadczeń dla pacjentów, a Minister w tym czasie blokuje powrót kilku tysięcy specjalistów do pracy. Minister drwi z Naszego wysiłku!" - pisze organizacja, dodając, że w tym samym czasie "ministerstwo ściąga lekarzy spoza UE - przy czym nawet nie próbuje weryfikować ich kwalifikacji zawodowych czy znajomości języka polskiego". "Polskich lekarzy trzeba za to egzaminować kilkakrotnie z tego samego materiału" - napisało Porozumienie Rezydentów.

 

Co najmniej 3000 medyków popiera akcję

 

- W ciągu pierwszej doby od czasu, kiedy ten pomysł się pojawił, liczba lekarzy, którzy przyłączyli się do tej akcji urosła do prawie 3 tysięcy, ale są to reakcje w internecie. Przewidujemy, że może być więcej osób, które są chętne dołączyć - powiedział Piotr Pisula przewodniczący Porozumienia Rezydentów. - Myślę, że będzie dziś nawet do czterech tysięcy, a co będzie się działo w następnych dniach, to czas pokaże - powiedział Pisula w programie "Nowy Dzień z Polsat News".

 

Według niego trudno mówić o konkretnej decyzji ministra zdrowia, która wywołała niezadowolenie lekarzy. - Trudno powiedzieć, że to jedna decyzja rządu wywołała poruszenie. Mamy trzecią falę epidemii w pełnej krasie, w rozmiarze, którego jeszcze nie znamy, nie wiedzieliśmy czegoś takiego do tej pory. Właściwie każdy, kto pracuje z COVID-19 to potwierdzi. Powiem o sobie: jestem w pracy bez przerwy od czwartku w dwóch miejscach na oddziałach covidowych. Nie widziałem swojego dziecka od tygodnia, jestem okrutnie przemęczony, próbuję leczyć infekcję od dwóch tygodni i nie mogę tego zrobić. Gdzieś jest moja granica - powiedział szef Porozumienia Rezydentów.

 

ZOBACZ: Egzamin specjalizacyjny dla lekarzy. MZ: będzie dobrowolność przystąpienia w sesji wiosennej

 

Przyznał jednak, że największe niezadowolenie lekarzy wywołały nieakceptowane przez nich zmiany w terminach Państwowego Egzaminu Specjalizacyjnego.

 

- Przyczyną jest to, że pan minister jest niekompetentny. Nie przygotował nas w ogóle do tego, co się dzieje. A jeszcze dodatkowo, i to była taka kropla, która przelała czarę goryczy w zeszłym tygodniu, nie dość, że się nam nie pomaga w pracy i źle się organizuje cały ten system ochrony zdrowia, gasi się tylko pożary cały czas, to jeszcze przymusowo wzywa się ludzi do pracy, i jeszcze wrzuca się nam dodatkowe obowiązki na barki - powiedział Pisula. - A już skandalem były decyzje związane z egzaminem specjalizacyjnym. Gdzieś jest granica i ludzie mają naprawdę dosyć. Jesteśmy przemęczeni i pracujemy naprawdę w koszmarnych warunkach - powiedział Piotr Pisula.

 

Bez kompromisu i bez rozmów

 

Wyjaśnił, że nie doszło do kompromisu i jak stwierdził, nie było rozmów z ministrem zdrowia Adamem Niedzielskim.

 

- Nie ma żadnego kompromisu, ponieważ nie trwają żadne rozmowy. Pomimo tego, że skierowaliśmy pismo do pana ministra. Naczelna izba Lekarska kierowała pismo do pana ministra, prezesi okręgowych izb lekarskich kierowali pisma do pana ministra i właściwie wszyscy święci mogliby dzwonić i pisać do pana ministra, a pan minister nie podejmuje żadnego dialogu ze środowiskiem więc trudno mówić o kompromisie - powiedział Pisula.

 

ZOBACZ: Niedzielski nie wyklucza czarnego scenariusza. "Będziemy zamykać zupełnie wszystko"

 

Nazwał decyzje ministra dotyczące egzaminów specjalizacyjnych "arbitralmnymi. - Chce na dwa miesiące odsunąć kilka tysięcy lekarzy od pracy, bo woli, żeby się uczyli w domu, podczas gdy reszta lekarzy w tym czasie gdzieś musi wypełniać te luki - powiedział Pisula.

 

- Pan minister zmienia swoją decyzję i nazywa to kompromisem. Czy to jest kompromis? Chyba nie. To są po prostu jakieś PR-owe ruchy. Pan minister jest bardzo dobry w organizowaniu konferencji i mówieniu o tym, co wprowadzić, pokazywaniu tabelek i strategii, ale nie jest bardzo dobry w praktycznym działaniu, podejmowaniu racjonalnych decyzji. Jest bardzo zły i jest naprawdę ostatnia szansa, jeżeli nie to podałby się do dymisji, to niech zdy‍misjonuje go pan premier, no bo ileż można - powiedział w Polsat News Piotr Pisula.

 

  
Porozumienie Rezydentów: ostatni dzwonek

 

- Jesteśmy przemęczeni i stąd ten apel (do lekarzy - red.) o sprawdzenie stanu swojego zdrowia. Jeżeli te osoby, które teraz pracują, nie zadbają o siebie i padną, to już nikt nie zostanie - wyjaśnił szef Porozumienia Rezydentów.

 

Wyjaśnił, że w Polsce i bez pandemii liczba personelu medycznego jest niewystarczająco wysoka.

 

- Pacjentom chciałbym powiedzieć, że to, że my dzisiaj sygnalizujemy to jak bardo jest źle, jest po to, żeby za tydzień, dwa tygodnie, miesiąc, było lepiej. Bo jeśli nie, to będzie tak źle, jak jeszcze nigdy nie było. Jest ostatni dzwonek - powiedział Pisula.

 

- Pracuję w dwóch szpitalach - szpitalu tymczasowym i w szpitalu powiatowym, w którym jest oddział covid. Oba oddziały, na których pracuję są pełne. Oddział w szpitalu powiatowym ma 20 miejsc i wystarczyły dwie doby, żeby się zapełnił - powiedział szef Porozumienia Rezydentów.

 

ZOBACZ: Protest antycovidowców w Warszawie. Blisko 800 wniosków o ukaranie

 

- Szpital tymczasowy ma jeszcze możliwości rozszerzania się i wiem, że jest planowane otwieranie nowych oddziałów. Mnóstwo lekarzy dostało wezwania przesłane przez wojewodę, żeby się stawić do pracy. Były przesłane na ostatnią chwilę, czyli dziś mają być w pracy, a dostali informację albo w sobotę, albo w niedzielę. Jak dobrze poszło, to w piątek. Trudno mi powiedzieć, ile łóżek tam (w szpitalu tymczasowym - red.) się dzisiaj otworzy, bo ja w związku z tym, że jestem chory, tam nie będę - powiedział Pisula.

 

- Nie jesteśmy przygotowani. Zamiast mieć łóżka, na których będziemy kłaść swoich pacjentów, którzy do nas przyjeżdżają, to mamy znowu sytuację w której mamy pełne szpitale, wszystko pęka w szwach i na szybko otwiera się jakieś dodatkowe oddziały. Dlaczego nie można było znaleźć personelu, który wcześniej byłby już rozpisany w grafikach? Dzisiaj tych ludzi wyjmuje się z oddziałów, gdzie też są pacjenci niecovidowi - dodał Pisula.

 

Lekarz przyznał, że postulaty lekarzy z poprzedniej ogólnopolskiej akcji protestacyjnej zostały spełnione częściowo.

 

- Zostało spełnione tylko to, co zostało wdrożone od razu w formie aktów normatywnych czyli ustaw i rozporządzeń. Wszystko to, co było obietnicą na później, okazało się pustymi słowami. Dlatego też boimy się takich deklaracji jakie ostatnio pojawiły się na Radzie Dialogu Społecznego, że w tym roku będzie trochę gorzej, jeśli się na to zgodzimy, na jakiś kompromis, ale potem będzie lepiej. Nie będzie lepiej. Wszystkie obietnice będą złamane - powiedział przewodniczący Porozumienia Rezydentów.

hlk/prz/ Polsat News, polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie