Pastor: zabito moich synów, by "zdemoralizować wierzących"

Świat
Pastor: zabito moich synów, by "zdemoralizować wierzących"
zdj. ilustracyjne/ Polsat News
Rodzina szukała porwanych przez około 40 dni

Separatyści zabili moich dwóch synów, by, jak nam powiedziano, "zdemoralizować wierzących" - powiedział pastor Ołeksandr Pawenko, odnosząc się do wydarzeń z 2014 roku, kiedy Słowiańsk w ukraińskim Donbasie był opanowany przez rebeliantów.

- Jest pani pierwszą osobą, której udzielam wywiadu. Nigdy się na to nie zgadzałem, bo to dla mnie bolesne. Trzeba to na nowo przeżyć, poczuć. Zwracały się o to do mnie i AFP, i New York Times… – rozpoczyna rozmowę z PAP Pawenko w swoim domu w Słowiańsku.

 

- Mamy dużą rodzinę. Mam ośmioro dzieci - siedmiu synów i córkę. Ośmioro wnuków. Poznała pani też moją żonę. Jesteśmy ludźmi wierzącymi. Regularnie chodzimy do kościoła. Jestem pastorem - mówi Pawenko, który jest też konsulem honorowym Łotwy w Słowiańsku. Miasto było przez kilka miesięcy w 2014 roku pod kontrolą prorosyjskich separatystów.

 

Jak zaznacza Pawenko, ze względu na trwające działania zbrojne w mieście brakowało prądu, gazu, wody, a łączność telekomunikacyjna działała z przerwami. - Ja jako duchowny nie mogłem zostawić miasta i Kościoła, natomiast powiedziałem dzieciom, żeby stąd wyjechały, bo czeka nas nieszczęście. Jesteśmy przedsiębiorczą rodziną i zdaję sobie sprawę, że w czasach rozruchów, anarchii w ludziach rodzi się złość, mściwość, zazdrość. Dzieci powiedziały jednak: tato, nie zostawimy was - kontynuuje.

 

ZOBACZ: Weteran wojny w Donbasie podpalił się na Majdanie w Kijowie

 

- Jest czerwiec. Dzień Trójcy Świętej. Święto, niedziela. Całą rodziną wybraliśmy się do kościoła. Jak zawsze ubraliśmy się odświętnie - wspomina pastor.

 

Ludzie w kominiarkach

 

Kiedy skończyło się nabożeństwo, przed świątynię podjechały samochody, w nich ludzie w kominiarkach, było widać tylko oczy, z automatami w rękach. Zapytali wychodzących z kościoła wiernych o to, do kogo należą stojące tam samochody. - A były tam cztery pojazdy, w tym moich synów. Mówią: wsiadajcie, zabieramy was - opowiada pastor.

 

Zapytaliśmy, na jakiej podstawie zabierają moich synów, na co odpowiedzieli, że ich skontrolują i wypuszczą - dodaje, zaznaczając, że wcześniej już niejednokrotnie przychodzili do ich domu, wzięli kilka samochodów "na potrzeby rewolucji". Oprócz dwóch synów Pawenki zamaskowani ludzie zabrali też dwóch diakonów.

 

- Pojechaliśmy do domu, czekaliśmy. Jeden z moich synów widział, że zawieźli ich do swojego sztabu, który zorganizowali na terenie jednostki straży pożarnej - dodaje.

 

Pawenko opowiada, że w mieście doszło do intensywnego ostrzału, a siły przeciwnej strony zrzuciły na jego zakład meblarski 50 min. - Kiedy gasiliśmy pożar, na terytorium spadło kolejnych 10 min, mój syn został ranny, odłamek przebił płuca - dodaje. - Powiedziałem do dzieci – uciekamy stąd, niech płonie, bo zaraz nas pozabijają. Pojechaliśmy do szpitala do oddalonego o 70 km miasta Izium. Było tam bardzo wielu rannych, dzieci, kobiety... - opowiada.

 

ZOBACZ: Kolejne złamanie rozejmu w Donbasie. Zginął ukraiński żołnierz

 

Rodzina szukała porwanych przez około 40 dni, na ich prośbę o informacje w tej sprawie zwrócono się nawet do Igora Striełkowa, który do sierpnia 2014 roku sprawował funkcję ministra obrony w powołanej przez separatystów tzw. Donieckiej Republice Ludowej. - Chodziliśmy też na milicję, do kogo tylko było można, ale nie mogliśmy ich znaleźć – kontynuuje.

 

- Kiedy ukraińska armia wyzwoliła miasto, zaczęliśmy sami prowadzić poszukiwania - dodaje. Jego brat dowiedział się, że mężczyźni zostali rozstrzelani i pochowani na jednym z żydowskich cmentarzy w Słowiańsku w mogile razem z 12 innymi osobami. - Zidentyfikowano ich zwłoki, ja nie brałem w tym udziału, było to zbyt bolesne - mówi Pawenko. Wisi nad nim obraz przedstawiający dwóch zabitych synów i schody prowadzące do nieba.

 

- Dowiedzieliśmy się, że byli torturowani, zawiązano im oczy, strzelano koło głowy, czytano rozkazy rozstrzału "zdrajców ojczyzny". Wsadzono ich do samochodu, wywieziono i rozstrzelano w środku pojazdu, który później spalono - informuje Pawenko.

 

Pastor: nie mamy wrogów

 

Rodzina dowiedziała się też, że osoby, które brały udział w rozstrzale, uciekły do Rosji. Pół roku później do jednego z synów Pawenki zadzwoniła osoba z Rosji i powiedziała, że zna adresy ludzi, którzy torturowali i rozstrzelali mężczyzn. Dodała, że przekaże te informacje w zamian za pieniądze. Pastor odmówił: "niech Bóg decyduje o losie tych ludzi, niczego już się nie zmieni, nie przywróci się życia". Dzwoniącego zapytano jednak, dlaczego mężczyźni zostali zabici. "Chcieliśmy demoralizować wierzących" - odparł.

 

ZOBACZ: Paryski szczyt ws. sytuacji w Donbasie. W kuluarach rozmowy Putin- Zełeński

 

- Nie mieliśmy i nadal nie mamy wrogów. Nikomu niczego nie byłem winien. Staramy się być z dala od polityki. Tak, jestem obywatelem Ukrainy, kocham swój kraj - podkreśla Pawenko. Jak wyjaśnia, jego rodzina to chrześcijanie ewangeliczni, którzy prowadzą aktywną aktywność społeczną w mieście, np. zajmują się ewangelizacją czy organizują obchody Święta Bożego Narodzenia, podczas których rozdają herbatę i ciastka. - Ale nie wszystkim się to podoba - kwituje.

 

Ruwym Pawenko miał 30 lat, podwójne wyższe wykształcenie, skończył prawo i ekonomię, drugi z zabitych synów pastora, 24-letni Albert, dopiero co wziął ślub. Razem z nimi zabito dwóch diakonów. W pobliżu żydowskiego cmentarza w Słowiańsku, gdzie znaleziono we wspólnym grobie zwłoki mężczyzn, stoi upamiętniający ich pomnik.

emi/ PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie