Upadek PKS Krosno i milionowe straty. Zarzuty dla byłego starosty oraz zarządu

Polska
Upadek PKS Krosno i milionowe straty. Zarzuty dla byłego starosty oraz zarządu
polsatnews.pl
Autobusy PKS Krosno jeszcze po upadłości firmy przez wiele miesięcy stały na lokalnym dworcu i blokowały stanowiska

- Starosta nas sprzedał jak niewolników - mówią pracownicy PKS Krosno, którzy walczyli o zaległe wynagrodzenia. Powiat sprzedał spółkę w prywatne ręce za 400 tys. zł, co nie uchroniło jej przed upadkiem. Teraz do sądu trafił akt oskarżenia przeciwko byłym członkom zarządu oraz rad nadzorczych, a także byłemu staroście. Śledczy zarzucają im, że doprowadzili do ponad 6 mln zł szkody majątkowej.

PKS Krosno swoimi autobusami woził pasażerów z dziesiątek miejscowości w czasach PRL oraz po transformacji ustrojowej. Miał pokaźny park autobusowy, biurowiec, dworzec oraz zajezdnię w pobliżu centrum miasta. Firma miała także gwarancję wyłączności na wykonywanie połączeń na niektórych trasach.

 

Przewoźnik docierał także do miast znacznie oddalonych od podkarpackiego Krosna, m.in. Łodzi, Warszawy czy Wrocławia.

 

ZOBACZ: Warszawa szuka oszczędności. Metro w weekendy będzie kursowało krócej

 

Problemy spółki zaczęły się dziesięć lat temu. Zapadały decyzje o kolejnych podwyżkach cen biletów, jak i cięciach w rozkładzie jazdy. Ostatecznie starostwo powiatowe, które było właścicielem PKS-u od 2011 roku, zdecydowało o jego sprzedaży. Na czele powiatu stał wtedy Jan J.

 

Pracownicy: przez wiele miesięcy nie otrzymywaliśmy pensji

 

W 2013 r. spółka, wraz ze wszystkimi autobusami oraz nieruchomościami, za 400 tys. złotych trafiła w ręce FK Partners, prywatnej firmy z Warszawy. Pracownicy PKS-u zarzucali wtedy, że nowy właściciel nie ma nic wspólnego z transportem, a wartość spółki celowo zaniżono. 

 

Przedstawiciele FK Partners zapewniali w lokalnych mediach, że nie zamierzają "zwijać" działalności PKS-u, a wręcz przeciwnie - uruchamiać nowe połączenia. Jednak problemy narosły do tego stopnia, że pracownicy przestali otrzymywać wynagrodzenia.

 

- Około 15 tys. zł mi firma zalega. To dla mnie ogromne pieniądze. Dziś nie pracuję, jestem na zasiłku dla bezrobotnych – mówił w 2016 r. "Interwencji" jeden z nich, Tadeusz Krzywda.

 

ZOBACZ: "Starosta nas sprzedał jak niewolników na targu". Reportaż "Interwencji"

 

Były pracownik PKS Krosno Jan Kusz skarżył się na wysokie zaległości: - Na dzień dzisiejszy firma jest mi dłużna 24 tys. zł z hakiem. Zwolniłem się na koniec października 2014 r. - powiedział dziennikarzom "Interwencji".

 

"Bardzo obszerny" akt oskarżenia

 

W odpowiedzi firma FK Partners zapewniała, że "uda się wypracować rozwiązanie, które przynajmniej w części zaspokoi roszczenia byłych pracowników". Jednak firmę zlikwidowano cztery lata temu. Pod koniec działalności wykonywała ona tylko kilka kursów dziennie.

 

Teraz prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia w sprawie PKS Krosno. Jak przyznała prokurator Beata Piotrowicz, jest on "bardzo obszerny".

 

- (Chodzi o - red.) przede wszystkim naruszenia praw pracowniczych, niegospodarności, przywłaszczenia i wyłudzenia mienia oraz uniemożliwiania i utrudniania zaspokajania wierzytelności. W konsekwencji działanie władz spółek doprowadziło do powstania wielkiej szkody majątkowej, co najmniej 6 mln 350 tys. zł - opisała prokurator portalowi krosno112.pl.

 

ZOBACZ: Dzień Kolejarza. Gabriela Karaś pierwszą maszynistką Kolei Mazowieckich: "Trzeba być fighterką"

 

Według komunikatu krośnieńskiej prokuratury, na ławie oskarżonych zasiądą byli członkowie zarządu oraz rad nadzorczych PKS Krosno. Zarzuty usłyszy również Jan J., były starosta krośnieński. Podejrzani nie przyznali się do winy.

 

Wobec oskarżonych zastosowano środki zapobiegawcze w postaci poręczeń majątkowych. - Dokonano też zabezpieczenia na poczet wyrządzonej przestępstwem szkody - uściśliła prok. Piotrowicz.

wka/hlk/ polsatnews.pl, krosno112.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie