Marsz Niepodległości. Starcia z policją, "kilku rannych funkcjonariuszy"

Polska
Marsz Niepodległości. Starcia z policją, "kilku rannych funkcjonariuszy"
Polsat News
Duża grupa osób ruszyła pieszo z Ronda Dmowskiego. Starli się z policjantami

"W rejonie Ronda de Gaulle'a grupy chuliganów zaatakowały policjantów chroniących bezpieczeństwa innych ludzi. Do działań wprowadzono pododdziały zwarte" - przekazała Komenda Stołeczna Policji. W stronę funkcjonariuszy poleciały race i kamienie, kilku funkcjonariuszy zostało rannych". Mimo zmiany formuły Marszu Niepodległości na zmotoryzowany, duża grupa osób zdecydowała się marsz pieszy.

Uczestnicy środowego Marszu Niepodległości mieli wyruszyć z ronda Dmowskiego o godz. 14. W planach był przejazd na drugą stronę Wisły, do ronda Waszyngtona, następnie zawrócenie i przejazd ulicą do Dworca Centralnego. Uczestnicy Marszu mieli poruszać się po pętli. Ostatecznie marsz zmotoryzowany ruszył z ronda Dmowskiego ok. godz. 15. Wiceprezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości w rozmowie z Polsat News zapewniał, że to "policja utrudniała wjazd samochodów uczestników marszu niepodległości".

 

ZOBACZ: "Nie dało się wydać zgody". Trzaskowski o Marszu Niepodległości

 

Zmianę formuły wydarzenia na zmotoryzowaną organizatorzy ogłosili w niedzielę. Członkowie zarządu Stowarzyszenia Marsz Niepodległości wyjaśnili, że decyzja podyktowana była troską o bezpieczeństwo uczestników, a przede wszystkim weteranów.

 

Robert Bąkiewicz, prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości po godz. 16:30 poinformował o zakończeniu zmotoryzowanego Marszu Niepodległości.

 

"Dziękujemy wszystkim, którzy uczcili dzisiejsze święto razem z Stowarzyszeniem Marsz Niepodległości. Odcinamy się od wszystkich prowokacji, w tym ze strony policji" - napisał Bąkiewicz.

 

Maszerowały tłumy

Mimo zmiany formuły, kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem Marszu duża grupa osób zdecydowała się ruszyć w stronę ronda Waszyngtona pieszo. Obecna na miejscu policja apelowała o rozejście się.

 

Polsat News

"W Al. Jerozolimskich w centrum miasta na pasy ruchu przeznaczone dla pojazdów weszły osoby piesze. Policjanci kierują do nich komunikaty wzywające do zachowania zgodnego z prawem. Osoby są informowane, że zgromadzenie w takiej formule jest nielegalne" - przekazała Komenda Stołeczna Policji na Twitterze.

 

 

W kolejnym wpisie przekazano, że funkcjonariusze interweniują ws. osób, które używały materiałów pirotechnicznych. "Zabezpieczono kilkadziesiąt sztuk rac i świec dymnych. Legitymowane są osoby, które używały takich materiałów".

 

WIDEO: przebieg marszu relacjonują reporterzy Polsat News

 

  

"Atak grupy chuliganów"

Po godz. 15 w stronę policjantów i dziennikarzy w pobliżu ronda de Gaulle'a poleciały race i świece dymne. Funkcjonariusze odpowiedzieli użyciem gazu. Następnie grupa policjantów wbiegła w tłum. "Po konfrontacji z policją przy bramie Empiku tłum demonstrantów przełamał barierki i ruszył na Nowy Świat w kierunku Mysiej" - przekazał reporter PAP.

 

Nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji w rozmowie z Polsat News przekazał, że w stronę policjantów poleciały race i kamienie. Dodał, że duża część demonstrantów zachowuje się "w sposób chuligański".

 

- Osoby, które znajdują się na trasie marszu, dla własnego bezpieczeństwa powinny je opuścić - dodał rzecznik.

 

W stronę, gdzie doszło do starć, pojechały od strony Ronda Dmowskiego trzy karetki pogotowia. Ratownicy opatrywali ludzi leżących na chodniku przy al. Jerozolimskich.

 

"W rejonie Ronda de Gaulle'a grupy chuliganów zaatakowały policjantów chroniących bezpieczeństwa innych ludzi. Do działań wprowadzono pododdziały zwarte. W celu przywrócenia porządku prawnego wykorzystywane są środki przymusu bezpośredniego" - przekazała stołeczna policja.

 

 

W kolejnym wpisie policjanci poinformowali, że kilku funkcjonariuszy zostało rannych. "Wykorzystywane są środki przymusu bezpośredniego w tym gaz pieprzowy i w indywidualnych przypadkach broń gładkolufowa" - przekazało KSP.

Race przy Stadionie

Przy stacji Warszawa Stadion policja otoczyła demonstrantów. Z torów w kierunku funkcjonariuszy rzucano kamieniami i racami. Część uczestników manifestacji weszła wtedy na stację Warszawa Stadion, skąd policji udało się ich usunąć.

 

W odniesieniu do tych zajść stołeczna policja przekazała, że funkcjonariusze musieli tak zareagować. "W pobliżu Stadionu Narodowego, w którym działa szpital tymczasowy dla chorych na Covid 19, policjanci musieli działać zdecydowanie, aby udrażniać blokowane przez chuliganów drogi przejazdu dla karetek pogotowia i aut zaopatrzenia wiozących respiratory" - poinformowała KSP.

 

"Jestem na błoniach Stadionu Narodowego. Policja prowokuje i dąży do celowej konfrontacji. Takiej reakcji nie widzieliśmy w czasie marszów feministek" - przekazał po godz. 16 prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Robert Bąkiewicz.

 

 

Policja reagując na zachowanie przedstawicieli Marszu Niepodległości mówiących o "policyjnych prowokacjach" napisała, że jest to przykład "to przykład skrajnego fałszu i nieodpowiedzialności". "Takie wystąpienia służą wyłącznie zaognianiu konfliktowych sytuacji i podburzaniu chuliganów atakujących funkcjonariuszy" - wskazała KSP.

 

Na wpisy Bąkiewicza zareagował również rzecznik KSP.

 

- Jest to tłumaczenie, które bardzo często słyszymy od osób, które zaatakowały funkcjonariuszy policji. Trzeba podkreślić, że policjanci działają tam, gdzie dochodzi do zachowań agresywnych i niebezpiecznych, gdy dochodzi do ataków na funkcjonariuszy. To właśnie wtedy działamy zdecydowanie i zawsze będziemy reagować stanowczo na przejawy chuligaństwa – powiedział nadkom. Sylwester Marczak. 

"Zamaskowani aktywiści Antify"

Do zamieszek na ulicach Warszawy odniósł się rzecznik stowarzyszenia Marsz Niepodległości Damian Kita. - Uważamy, że nałożyło się kilka spraw. Po pierwsze - z naszej perspektywy - policja przyjęła prowokacyjną postawę. Z drugiej strony widzieliśmy zamaskowanych aktywistów tzw. Antify, którzy wybiegali z tłumu - powiedział. Jak dodał, "te zachowania pociągnęły niestety też i innych uczestników, którzy się włączyli się do tego incydentu".

 

ZOBACZ: Politycy o Marszu Niepodległości. Bosak: wspaniała łuna

 

- Jeśli chodzi o pożar mieszkania to my, mówię tu o sobie, o prezesie stowarzyszeniu Marszu Niepodległości Robercie Bąkiewiczu, byliśmy w tym momencie na tamtym odcinku mostu i widzieliśmy rzucających race w kierunku balkonów. Widzieliśmy też, że dwa balkony obok stała ustawiona kamera, a operator też był ubrany na czarno, więc też jesteśmy przekonani, że to była prowokacja w wywołanie jakichś napięć, także ideologicznych - ocenił Kita.

 

Witold Tumanowicz oświadczył, że potępia wszelkie akty wandalizmu. - Musimy powiedzieć też uczciwie, że dużo łatwiej byłoby nam organizować Marsz Niepodległości, gdybyśmy mogli być jego formalnym organizatorami. Bo akurat to nie ułatwia, że nie możemy formalnie tego Marszu Niepodległości zorganizować w taki sposób, jakbyśmy chcieli. My odpowiadamy w tym momencie za przejazd samochodowy. Ci, którzy spontanicznie przyszli, a my nie nawoływaliśmy do tego, to są tutaj zupełnie prywatnie i mogli z nami spontanicznie pospacerować, co nie zmienia faktu, że potępiamy wszelkie akty wandalizmu i łamania prawa - podkreślił.

 

"Zachowanie chuliganów, ich agresja i zagrażanie bezpieczeństwu innych osób wymagały zdecydowanej reakcji z naszej strony. Będziemy ustalać tożsamość wszystkich uczestników takich burd i ataków na policjantów oraz pociągać ich do odpowiedzialności przed sądem" - poinformowała policja w odniesieniu do zajść. "Działania pododdziałów zwartych były w pełni uzasadnione, a wykorzystywane przez nie środki adekwatne do zaistniałej sytuacji" - wskazała KSP.

"Straty ocenią służby"

- Te obrazy, które widzimy, są niezwykle smutne. Najprawdopodobniej po zakończeniu tego nielegalnego zgromadzenia zrobimy przejazd pogotowiem drogowym Zarządu Dróg Miejskich, by oszacować, jakie są straty, co ucierpiało, jeśli chodzi też o infrastrukturę drogową - powiedziała rzeczniczka warszawskiego ratusza Karolina Gałecka w Polsat News.

 

Jak dodała środowe zgromadzenie jest nielegalne i oznacza, że nie jest respektowany zakazujący go wyrok sądu. - Mówimy tu o zgromadzeniu nielegalnym, ciężko nawet nazwać to w tym momencie zgromadzeniem spontanicznym - podkreśliła rzeczniczka stołecznego ratusza.

 

Gałecka zaznaczyła też, że w środę o godz. 12 policja wstrzymała ruch na głównej arterii stolicy - między Placem Zawiszy a Rondem Waszyngtona, nie informując o tym fakcie miasta. - Nie chodzi o to, że my, jako miasto, czujemy się ważni i powinniśmy być poinformowani. Wręcz przeciwnie. Tu chodzi o dwa miliony warszawiaków, za których my - jako władze Warszawy - odpowiadamy. W sytuacji, gdy jest ruch wstrzymany, a my nie mamy takiej informacji ze strony policji, nie jesteśmy w stanie poinformować warszawiaków" - zauważyła rzeczniczka.

 

Według niej władze miasta tak szybko jak to możliwe skierowało całą komunikację z centrum Warszawy na objazdy, ale - dodała - "to nie powinno tak wyglądać". "Odpowiadamy za dwa miliony mieszkańców, którzy mają prawo do tego, by być informowani o takich zmianach wcześniej, a nie kilka minut po tym, jak policja blokuje ruch na głównej ulicy Warszawy" - podkreśliła Gałecka.

Zakaz organizacji marszu

Marsz Niepodległości z inicjatywy środowisk narodowych odbywa się w stolicy od dekady, a od 2017 roku zarejestrowany jest jako zgromadzenie cykliczne. Obecne przepisy, wprowadzone celem zwalczania epidemii COVID-19, zakazują jednak organizacji zgromadzeń liczących więcej niż 5 osób. Ponadto prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski w ostatni piątek poinformował, że po zasięgnięciu opinii sanepidu nie wyraża zgody na zorganizowanie marszu w tym roku.

 

ZOBACZ: Obchody 102. rocznicy odzyskania niepodległości

 

Organizatorzy Marszu Niepodległości odwołali się od decyzji prezydenta miasta do Sądu Okręgowego w Warszawie, który w sobotę oddalił odwołanie i tym samym utrzymał zakaz organizacji marszu. W niedzielę na to postanowienie stowarzyszenie MN złożyli zażalenie do Sądu Apelacyjnego. Sąd II instancji zażalenie oddalił. W związku z tym stowarzyszenie chce złożyć skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

 

O powtrzymanie się od organizacji marszu 11 listopada z uwagi na trwającą epidemię i obowiązujące obostrzenia apelował m.in. premier Mateusz Morawiecki. Późniejszą decyzję o zmianie formuły wydarzenia przedstawiciele rządu w swych wypowiedziach oceniali pozytywnie.

bas/ PAP, polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie