Protesty na Białorusi. "Ofiar śmiertelnych jest z pewnością więcej"

Polska
Protesty na Białorusi. "Ofiar śmiertelnych jest z pewnością więcej"
Polsat News
Aleksiej Dzikawicki w programie "Gość Wydarzeń"

- 200 tys. osób na demonstracji dobrze świadczy o narodzie białoruskim. Łukaszenka chciał zastraszyć ludzi używając bardzo brutalnej siły. Wystarczy poszukać w internecie, by znaleźć ludzi, którzy nie mogli wyjść z aresztu o własnych siłach - powiedział w "Gościu Wydarzeń" Aleksiej Dzikawicki, zastępca dyrektora Biełsat TV. 

- Mamy dwie oficjalnie potwierdzone ofiary śmiertelne. Ich jest z pewnością więcej, jeszcze tego nie wiemy. A mimo to, cały naród białoruski protestuje pokojowo. Nie tylko w Mińsku, ale na całej Białorusi - mówił Dzikawicki.

 

TYGODNIK: O czym marzą Białorusini?

 

Na pytanie Bogdana Rymanowskiego "co dzisiaj zrobi Łukaszenka", dziennikarz odpowiedział, że przy takiej ilości ludzi "nie da się użyć żadnego OMON-u, milicji, czy wojska".

 

"Łukaszenka się przestraszył"

 

- Mówi się, że jak na ulicę wychodzi 100 tys. ludzi, to nie można tego rozpędzić. Moim zdaniem Łukaszenka mocno się przestraszył. Liczył na to, że po pałowaniu ludzie pochowają się po domach i nic im nie będzie. Ale oni byli zbyt brutalni. To rozwścieczyło naród i ludzie zaczęli protestować. Nie da się tego zdusić, a na wiecu poparcia dla samego Łukaszenki, na który ludzie zostali spędzeni specjalnymi pociągami i autokarami z całej Białorusi, nie udało się zebrać nawet 10 tys. ludzi - dodawał.

 

ZOBACZ: Putin obiecał pomóc Białorusi. Łukaszenka gotowy na reformy, ale "kraju nie odda"

 

Dzikawicki przypomniał, że na wiecach widać tylko biało-czerwone flagi, które zostały zdelegalizowane przez Łukaszenkę ponad dwie dekady temu. - Zastanawiam się nawet skąd ludzie mają tyle tych flag. Ale dostałem zdjęcie od swojej siostry, która wieczorem szyła flagę dla swojego wnuka - mówił.

 

WIDEO: Aleksiej Dzikawicki był gościem programu "Gość Wydarzeń"

  

 

- Koniec Łukaszenki nie oznacza końca państwa, tylko nowy początek. To jest z pewnością jego koniec. Trzeba pamiętać, że Łukaszenka nie przemawiał na żadnych wiecach na ulicy od połowy lat 90-tych. Na pewno się przestraszył skoro zdecydował się wyjść z "mauzoleum". To przemówienie było bardzo nerwowe i w pewnych momentach żałosne - mówił gość "Wydarzeń". Dodawał, że na pytania Łukaszenki "czy chcecie wolności", tłum odpowiadał: "nie".

 

"Potrafią zorganizować się bez lidera"

 

Dziennikarz ocenił, że najpierw ludzie byli zaskoczeni postawą Łukaszenki wobec pandemii koronawirusa, potem zszokowani ponad 80 proc. poparciem w wyborach, któremu nie dali wiary, a na końcu przerażeni brutalnością służb. - Z całą pewnością Łukaszenka dał temu "zielone światło". Bez niego nic na Białorusi się nie dzieje - dodawał dziennikarz, przekonując, że osoby zgromadzone wokół prezydenta "też są przerażeni brutalnością funkcjonariuszy".

 

ZOBACZ: Ponad 100 tys. ludzi na marszu wolności w Mińsku. Domagają się zmiany władzy

 

- Białorusini mają tak serdecznie dość reżimu, że potrafią się zorganizować bez lidera - zapewniał zastępca dyrektora Biełsatu.

 

Dzikawicki ocenił, że jeżeli Swiatłana Cichanouska ogłosi się zwyciężczynią w wyborach i wróci do kraju, to na całej sytuacji może skorzystać Rosja. - Jeżeli zostaną rozpisane nowe wybory, to bardzo możliwe, że Rosja aktywnie wejdzie do gry. Na przykład kreując, lub wspierając jakiegoś z obecnych kandydatów. Nawet jeżeli taki kandydat zostanie wybrany, to będzie i tak silniejszy w rozmowach z Kremlem od Łukaszenki. Teraz Łukaszenka jest słaby i w Rosji o tym wiedzą - mówił.

 

Dotychczasowe odcinki programu można obejrzeć tutaj.

bas/ Polsat News
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie