Rynki światowe. Gorączka złota i niechęć do dolara

Biznes
Rynki światowe. Gorączka złota i niechęć do dolara
Pixabay.com/PublicDomainPictures/Zdj. ilustracyjne
Złoto osiągnęło najwyższą cenę w historii i może jeszcze drożeć

Za uncję złota dziś nad ranem płacono 2035 dolarów. To rekord wszech czasów. W Polsce cena osiągnęła poziom 7500 złotych i tym samym przekroczyła historyczny szczyt z maja. Notowaniom żółtego metalu sprzyja wyjątkowo słaby dolar.

Drożeją także inne kruszce. Pallad osiągnął ostatnio największą wartość od początku marca, a platyna od końca lutego. Za uncję srebra płaci się więcej niż 26 dolarów, co jest notowaniem najwyższym od ponad 7 lat.

 

Wielkie drukowanie pieniędzy

 

To, że w ostatnich tygodniach na rynku złota i srebra utrzymuje się tylko i wyłącznie kierunek wzrostowy w największym stopniu jest następstwem dyktowania przez banki centralne niskich stóp procentowych, a także masowego dodruku pieniądza. Inwestorzy stawiają na kruszce, bo obawiają się inflacji i psucia walut przez antykryzysową politykę pieniężną.

 

ZOBACZ: Bardzo drogie złoto i srebro. To nie koniec wzrostu cen

 

Na koniec maja tego roku suma aktywów wykreowanych przez pięć największych banków centralnych świata przekroczyła 20 bilionów dolarów.

 

Przypomnijmy, że przed globalnym kryzysem finansowym z lat 2007-08, czyli zanim zaczęto wielki dodruk, wynosiła ona około 4 bilionów dolarów. Masa pieniądza wzrosła więc pięciokrotnie w zaledwie 13 lat.

 

Kryzys dolara

 

Inwestorzy nie mogą ostatnio polegać na dolarze. Za euro trzeba teraz płacić 1,18 dolara, czyli najwięcej od ponad 2 lat. Z powodu polityki pieniężnej prowadzonej przez FED (bank centralny USA) waluta Stanów Zjednoczonych pada ofiarą prostej zależności. - Im pieniądza  jest więcej w obiegu, tym mniejsza jego wartość.

 

W dodatku, do rekordowo niskiego poziomu spadła wartość amerykańskich obligacji skarbowych, co jeszcze bardziej zwiększa atrakcyjność złota -  bezpiecznego z punktu widzenia inwestorów.

 

ZOBACZ: Frank potaniał, ale nie spada poniżej 4 złotych

 

Ceny złota zaczęły gwałtownie rosnąć w marcu, tuż po wybuchu pandemii. Na początku lipca notowania przekroczyły psychologiczną granicę 1800 dolarów za uncję. Poprzedni rekord z 2011 roku (1921 dolarów) pobito na początku zeszłego tygodnia.

 

Warto przypomnieć, że zaraz po osiągnięciu cenowego szczytu jesienią 2011 roku złoto popadło w niełaskę i pod koniec 2015 roku za uncję płacono tylko 1050 dolarów. Najnowsza hossa  zaczęła się dwa lata temu, a jej punktem wyjścia był poziom 1200 dolarów.

 

Końca rekordów nie widać

 

Za wielką zwyżką cen złota bez wątpienia stoi także duże zainteresowanie inwestorów ETF-ami na ten kruszec. To instrumenty finansowe, które pozwalają na inwestowanie w złoto bez konieczności fizycznej jego dostawy. Łączna masa kruszcu zabezpieczającego te właśnie instrumenty przekroczyła już 3 366 ton. To o kilka ton więcej niż rezerwy złota zgromadzone przez Niemcy.

 

Przy tak wielkiej gorączce złota dalszy wzrost jego ceny jest całkiem prawdopodobny. Tym bardziej, że w ujęciu realnym notowaniom złota jeszcze sporo brakuje do rekordu ze stycznia 1980 roku. Jak się szacuje, ówczesne 850 dolarów byłoby teraz warte prawie 2817 dolarów.

 

ZOBACZ: W Europie rośnie wiara w przełamanie kryzysu gospodarczego

 

Według najnowszej prognozy banku inwestycyjnego Goldman Sachs w ciągu roku cena złota wzrośnie do 2300 dolarów za uncję. Bardziej odważną prognozę przedstawia Charles Gibson z firmy badawczej Edison. Jego zdaniem, działania FED i przedłużająca się pandemia doprowadzą do gwałtownego wzrostu cen złota -  potencjalnie nawet do 3 tysięcy dolarów za uncję.

 

Tę samą kwotę wymieniają analitycy Bank of America, przewidując, że tyle właśnie będzie się płaciło za żółty metal w perspektywie 18 miesięcy.

 

Złotemu sprzyja osłabienie dolara

 

W Polsce cieszą się nie tylko posiadacze złota, ale i ci, którzy są zainteresowani mocną krajową walutą. Złoty korzysta z osłabienia dolara i zyskuje na wartości wobec czterech podstawowych walut światowych.

 

Za dolara w szczycie kryzysu covidowego - czyli pod koniec pierwszego kwartału - płaciło się 4,29 zł, a teraz tylko trochę więcej niż 3,72 zł. Euro, choć jest dziś wyjątkowo mocne w relacji do dolara, to traci dystans do złotego. Wspólna waluta pod koniec marca kosztowała ponad 4,60 zł, a w tej chwili niecałe 4,40 zł.

 

ZOBACZ: Rynek walutowy. NBP gra na osłabienie złotego

 

Zadowolone mogą być osoby zadłużone we frankach szwajcarskich, bo waluta Helwetów od początku wiosny do dziś potaniała z 4,36 do 4,07 zł. Funt brytyjski też słabnie wobec złotego. W kwietniu płacono za niego ponad 5,21 zł, a teraz - 4,87 zł.

 

Nasza waluta idzie w górę mimo "werbalnych interwencji" najwyższych przedstawicieli Narodowego Banku Polskiego, którzy podkreślają, że mniej wartościowy złoty sprzyjałby działaniom antykryzysowym. Prezes NBP Adam Glapiński znów ostatnio powtórzył, że "słabszy kurs walutowy mógłby przyczynić się do nieco szybszego tempa ożywienia gospodarczego".

 

Wzorem dla banku centralnego są wydarzenia towarzyszące kryzysowi finansowemu z lat 2007-08, kiedy to osłabiony złoty pomagał polskim eksporterom.

Jacek Brzeski
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie