Eksperyment Borowskiego. Ze stoperem pokazał, ile zajmuje policzenie jednego głosu

Polska
Eksperyment Borowskiego. Ze stoperem pokazał, ile zajmuje policzenie jednego głosu
Polsat News
Senator Marek Borowski wyniki eksperymentu zaprezentował na posiedzeniu Senatu

- Ta ustawa nie nadaje się do zorganizowania wyborów, została tak skonstruowana, że liczenie głosów z pierwszego głosowania nie zakończy się przed terminem II tury - mówił w Senacie Marek Borowski (KO). Ustawa nie daje szansy głosowania ponad 1 mln obywateli - stwierdził Krzysztof Kwiatkowski (niez.)

Podczas wtorkowej debaty nad ustawą ws. głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich 2020 r. senator Borowski zaprezentował przykładową kopertę zwrotną, która ma trafić do komisji wyborczej, zawierającą oświadczenie wyborcy i kopertę z wypełnioną kartą do głosowania. Senator przeprowadził symulację mającą na celu oszacowanie ile będzie trwało w komisji wyborczej zajęcie się taką jedną kopertą od jej rozcięcia i wyjęcia oświadczenia do policzenia tego głosu.

 

ZOBACZ: Pójdziemy zagłosować do lokali wyborczych w najbliższą niedzielę? Marszałek Witek pyta PKW

 

- Liczenie głosów w komisjach wyborczych będzie wyglądało tak, że najpierw trzeba będzie otworzyć kopertę i kopertę zwrotną, wyciągnąć oświadczenie o tajnym głosowaniu, sprawdzić czytelność podpisu na nim, potem sprawdzić PESEL, czy konkretny obywatel zalicza się do okręgu wyborczego i na koniec wrzucić kopertę z kartą do głosowania do urny. (Potem) trzeba te koperty wysypać i znowu rozkleić koperty, wyjąć głos, zapisać i odłożyć - mówił.

 

"166 dni na przeliczenie"

 

Włączając stoper senator zademonstrował ten proces, zaznaczając, że być może ktoś w komisji wyborczej będzie to robił sprawniej. Oświadczył następnie, że "eksperyment przeliczenia jednego głosu zajął mu 1 minutę 34 sekundy".

 

 

Borowski zaznaczył, że w wyborach przeprowadzanych w normalnym trybie głosy liczone są w 25 tys. obwodowych komisji wyborczych i przeciętnie na jedną komisję przypada ok. tysiąca wyborców. Zgodnie z ustawą, nad którą debatują senatorowie, w wyborach prezydenckich mają pracować komisje gminne, czyli będzie ich niecałe 2,5 tys.

 

ZOBACZ: Resort sprawiedliwości o wyroku niemieckiego trybunału. "Strzeże swojej tożsamości konstytucyjnej"

 

Senator podał przykład Krakowa, w którym ma być jedna gminna komisja wyborcza, a uprawnionych do głosowania jest w tym mieście ok. 600 tys. osób. Zakładając - mówił - że do wyborów pójdzie 40 proc. z nich, będzie 240 tys. kart. - Jeśli przeliczenie każdego głosu zajmuje minutę, to w Krakowie będzie to trwało 240 tys. minut, czyli 4 tys. godzin, pracując po 24 godziny na dobę, to 166 dni - powiedział Borowski.

 

"Licznie głosów nie skończy się przed II turą"

 

Zaznaczył, że w gminnej komisji wyborczej, "może być maksymalnie 45 członków komisji". "W takim razie będą liczyć głosy 11 dni po 24 godziny na dobę, ale muszą robić przerwy - iść do domu, a ktoś musi pilnować urny" - dodał Borowski podkreślając, że ten przykład można też zastosować do innych miast np Łodzi, czy Warszawy (choć tu mają pracować komisje dzielnicowe)

 

Borowski ocenił, że procedowana w Senacie ustawa "nie nadaje się do tego, żeby zorganizować wybory ani 10, ani 17, ani 23 maja", ponieważ - jak stwierdził - została tak skonstruowana, że liczenie głosów nie skończy się przed II turą wyborów prezydenckich".

 

WIDEO: "ustawa nie nadaje się do tego, żeby zorganizować wybory ani 10, ani 17, ani 23 maja" - zapewnił Borowski

  

Krzysztof Kwiatkowski (niez.) stawiał pytanie, kto dziś dysponuje kartami do głosowania, wskazywał, że są to m.in. prywatne firmy i pracownicy pakujący pakiety wyborcze. Dodał, że karty wyborcze "wyciekają" i udostępnił je np. jeden z kandydatów na prezydenta.

 

Natomiast kart tych - jak mówił Kwiatkowski - nie ma w Państwowej Komisji Wyborczej, która zgodnie z przepisami odpowiada za organizację wyborów. Senator mówił, że karty mają szansę trafić do wyborców np. 9 maja, a dzień później 10 maja wyborcy mają przy pomocy tych kart zagłosować. A więc - stwierdził - w sytuacji epidemii nie ma się przy takim scenariuszu na względzie bezpieczeństwa Polek i Polaków, podczas gdy - dodał - zgodnie z przepisami książki oddawane do bibliotek muszą przejść długą kwarantannę.

 

Ponad milion obywateli nie odda głosu

 

Kwiatkowski podkreślał ponadto, że nie wiadomo jeszcze jak mają być zabezpieczone skrzynki wyborcze. Również on zwracał uwagę, że liczenie głosów będzie trwało kilkanaście dni, a ewentualna druga tura ma być przeprowadzona w dwa tygodnie po pierwszej i musi być jeszcze czas na wydrukowanie kart na potrzeby drugiej tury.

 

ZOBACZ: Dymisja rządu? Sasin: to zależy od głosowania ws. wyborów

 

Kwiatkowski zwracał uwagę też uwagę, że ustawa wyklucza z głosowania m.in. Polaków mieszkających za granicą; mówił, że w zeszłorocznych wyborach parlamentarnych głosowało ponad 300 tys. obywateli przebywających za granicą, a do udziału w tegorocznych wyborach zarejestrowało się 20 tys. osób. Senator wskazywał też, że ustawa uniemożliwia zagłosowanie wszystkim tym, których meldunek nie jest tożsamy z faktycznym miejscem przebywania, a to kolejnych kilkaset tysięcy obywateli.

 

W sumie, jak powiedział Kwiatkowski, ustawa ws. głosowania korespondencyjnego nie daje szansy zagłosowania ponad 1 mln obywateli. - Nie przyjmujmy tej ustawy w imię odpowiedzialności za zdrowie, życie Polaków, w imię odpowiedzialności za standardy demokratycznego państwa prawa - apelował Kwiatkowski.

 

"Ustawę trzeba odrzucić"

 

Wicemarszałek Bogdan Borusewicz (KO) mówił, że ustawa narusza podstawowe pryncypia demokratycznego głosowania i tworzy precedens. - Ta ustawa przepychana z takim nakładem pracy przez PiS, w sposób tak bezwzględny, nie zapewnia wyborów pięcioprzymiotnikowych, które są podstawą demokratycznego państwa prawa - powiedział Borusewicz.

 

Wyliczał, że ustawa narusza powszechność wyborów, ponieważ wyklucza część wyborców, obywateli polskich uprawnionych do głosowania; mówił, że chodzi m.in. o Polaków za granicą, ale także wyborców słabowidzących i z uszkodzeniami wzroku, a takich jest pół miliona. Borusewicz przekonywał, że ustawa narusza także zasadę równości i nie zapewnia tajności głosowania.

 

Wicemarszałek Senatu ocenił też, że ustawa doprowadzi do zmiany ustroju i obawia się, że będzie to krok w stronę ustroju autorytarnego. Według niego, "część społeczeństwa nie uzna tych wyborów - nie uzna wybranego prezydenta". - Tę ustawę trzeba odrzucić, ale oczywiście po odrzuceniu tej ustawy trzeba doprowadzić do porozumienia, ale nie na takich zasadach, jakie proponujecie - mówił Borusewicz do senatorów PiS.

bas/ PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie