Zandberg: nie zgodzimy się na zepchnięcie kosztów nadchodzącego kryzysu na pracowników
- Setki tysięcy ludzi może znaleźć się niedługo bez środków do życia, zatem to, co proponuje rząd w ramach swojej tarczy antykryzysowej, nie wystarczy - mówił poseł Lewicy Adrian Zandberg w programie "Wydarzenia i Opinie".
Gośćmi Bogdana Rymanowskiego w programie "Wydarzenia i Opinie" byli: posłanka Platformy Obywatelskiej Izabela Leszczyna oraz poseł Lewicy Adrian Zandberg.
"Takiej sytuacji nie było od wielu lat"
Prowadzący program zapytał polityków o ich ocenę propozycji wsparcia dla przedsiębiorców w ramach zaprezentowanej przez rząd "tarczy antykryzysowej".
ZOBACZ: Francja: w czasie kwarantanny wzrosła liczba przypadków przemocy domowej
- My nie zgodzimy się na to, żeby zepchnąć koszty nadchodzącego kryzysu na pracowników. Przedstawiliśmy ponad 70 poprawek, bo w obecnym kształcie ta "tarcza" oznacza cięcia, radykalne cięcia płac pracowników oraz brak zabezpieczeń dla osób, które tracą pracę - powiedział Adrian Zandberg.
Jak przekonywał - "wkrótce będziemy mieli do czynienia z sytuacją, której nie było od lat, że bardzo dynamicznie będzie rosnąć grupa osób bezrobotnych".
- Tymczasem mamy w Polsce dziurawy system zasiłków dla bezrobotnych: znaczna część bezrobotnych nie ma prawa do wsparcia, a jeśli już je otrzymuje, jest ono na bardzo niskim poziomie. Setki tysięcy ludzi może znaleźć się bez środków do życia, zatem to jednorazowe świadczenie, które rząd wprowadza w ramach swojej propozycji po prostu nie wystarczy - mówił.
ZOBACZ: Belka: musimy założyć, że katastrofa związana z epidemią to zjawisko przejściowe
Zdaniem Zandberga, istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że kryzysowa sytuacja potrwa dłużej. - Musimy się przygotować na to, żeby przejść przez to w sposób solidarny - powiedział. - Lewica przedstawiła konkretne propozycje. Przede wszystkim wzorowane na modelu duńskim zabezpieczenie płac. My proponujemy, by w sytuacji gdy firma znajdzie się w kłopotach, państwo przejęło nawet 75 proc. kosztu pensji dla pracowników. Ale pod dwoma warunkami - utrzymania poziomu zatrudnienia i utrzymania wysokości płac. Bo jeśli doprowadzimy do takiej sytuacji, że spadną dochody gospodarstw domowych, to wpadniemy w spiralę recesyjną i nawet kiedy pandemia ustąpi, będziemy mieli bardzo duże problemy żeby powrócić na ścieżkę wzrostu. Bo ludzie nie będą mieli pieniędzy - argumentował polityk.
Do projektu rządu krytycznie odniosła się również posłanka PO.
Propozycje PO
- Byłoby świetnie, gdyby się udało kryzys przejść na bogato, gdyby pracownicy nie stracili nic i mogli zapewnić popyt. Problem w tym, że nawet najważniejsze prawa pracownicze na nic się nie zdadzą pracownikowi, jeśli on nie będzie miał miejsca pracy - mówiła Leszczyna. - W tym co premier Morawiecki nazywa "tarczą", brakuje rozłożenia ciężaru równomiernie na pracodawcę, pracownika, ale także na budżet państwa czyli na wszystkich podatników. Nie trzeba 70 poprawek, potrzeba tak naprawdę 5 rozwiązań: minimalne wynagrodzenie, które budżet państwa gwarantuje pracownikom wszystkich firm przez okres trwania pandemii, ograniczenie pobierania wszelkich należności z tytułu PIT i CIT oraz do ZUS-u w tym okresie - wyliczała. - Po trzecie państwo musi wreszcie zaufać pracodawcom, nie może ich dręczyć wnioskami takimi jak ZUS wcześniej przygotował. Wreszcie zasiłki opiekuńcze dla rodziców wszystkich dzieci które, chodzą do szkoły podstawowej oraz szybkie kredyty obrotowe nieoprocentowane i gwarancje państwa na kredyty także dla wielkich firm - przekonywała Leszczyna.
Czytaj więcej