Zakaz wychodzenia z domów. "Doniosą sąsiedzi"

Polska
Zakaz wychodzenia z domów. "Doniosą sąsiedzi"
PAP/Darek Delmanowicz
W życie wchodzą nowe przepisy dotyczące wychodzenia w domu w czasie epidemii koronawirusa

Ograniczenie przemieszczania się to bardzo potężne przedsięwzięcie. Policja sama by sobie z tym nie poradziła. Pozostaje tzw. czynnik społeczny. Niektóre osoby zostaną przez sąsiadów wydane policji, gdy będą się przemieszczać bez uzasadnienia - powiedział polsatnews.pl Andrzej Mroczek, ekspert ds. bezpieczeństwa Collegium Civitas.

Zakaz przemieszczania się z wyjątkiem pracy i "niezbędnych spraw życia codziennego" i ograniczenia w podróżowaniu komunikacją zbiorową - to najważniejsze punkty rządowego rozporządzenia, który został we wtorek przedstawiony przez premiera Mateusza Morawieckiego i ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego. Rozporządzenie wchodzi w życie w środę i będzie obowiązywać do 11 kwietnia.

 

ZOBACZ: Nowe ograniczenia w przemieszczaniu się. Znamy szczegóły

 

- Ograniczenie przemieszczania to bardzo potężne przedsięwzięcie. Policja sama by sobie z tym nie poradziła. Musiano by zaangażować również wojsko. Pytanie tylko co by było uzasadnieniem do wyjścia z domu? To rząd musi określić precyzyjnie. Ludzie mogą skłamać, a wystarczy powiedzieć, że idzie się po zakupy. To z technicznego punktu widzenia wydaje się bardzo trudne - powiedział polsatnews.pl Andrzej Mroczek, ekspert ds. bezpieczeństwa Collegium Civitas.

 

Panika i poczucie zagrożenia

 

Jego zdaniem, takie działania można zastosować na wypadek wprowadzenia stanu wyjątkowego, bądź klęski żywiołowej. - Tego typu komunikat spowoduje przede wszystkim panikę, poczucie zagrożenia. Nie ulega wątpliwości, że skończyłoby się tym, że ludzie zaczęliby szturmować sklepy spożywcze - ocenił ekspert.

 

ZOBACZ: Posłowie zagłosują zdalnie? Prezydium Sejmu podjęło decyzję

 

- Przykładowo we Włoszech konieczne jest posiadanie oświadczeń, w których wyjaśnia się po co i gdzie dana osoba się wybiera. Jednak obywateli można zdyscyplinować tylko wprowadzając potężne kary finansowe i areszt za złamanie prawa. Wówczas na pewno większa część osób nie będzie świadomie nadużywała wychodzenia z domu, np. żeby się przewietrzyć - powiedział Mroczek w rozmowie z polsatnews.pl.

 

"Takich ludzi nie brakuje"

 

- Ważny pozostaje czynnik społeczny, czyli tzw. informatorzy, którzy dyscyplinują określoną społeczność. Dzieje się to w obawie przed tym, że niektóre osoby zostaną przez sąsiadów wydane policji, gdy będą się przemieszczać bez uzasadnienia. A takich ludzi nie brakuje. Teraz dużo osób pozostaje w domach, spoglądają przez okno i jak zobaczą takiego sąsiada to mogą poinformować władze - dodał.

 

- Jeżeli ktoś łamie zasady, to tego czynnika społecznego z pewnością nie zabraknie. Tu będą odgrywały rolę wszystkie aspekty, bo ani policja ani wojsko nie są w stanie wszystkich upilnować. W dużych aglomeracjach to fizycznie niemożliwe - zwrócił uwagę ekspert.

 

msl/polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie