"Jak zakładnicy; wojsko na ulicach". Polacy z Peru apelują o powrót do kraju, są przerażeni

Świat
"Jak zakładnicy; wojsko na ulicach". Polacy z Peru apelują o powrót do kraju, są przerażeni
PAP/EPA/Paolo Aguilar
Porządku na ulicach Peru strzeże wojsko

Wojsko na ulicach, kłopot z noclegiem i wielka niepewność. Rodacy przebywający w Peru proszą polskie władze o wysłanie po nich samolotu. W związku z koronawirusem w kraju ogłoszono stan wyjątkowy. - Z dnia na dzień jest coraz więcej restrykcji. Czy ktoś z nas ma zostać aresztowany lub postrzelony, by się nami zainteresowano? - pyta Karolina, która razem z narzeczonym utknęła w Peru.

W związku z pandemią koronawirusa rząd organizuje transport Polaków, którzy zostali poza granicami kraju. Od niedzieli, 15 marca Polskie Linie Lotnicze w ramach operacji "LOT do Domu" przewiozły ponad 18 tys. rodaków. Przewoźnik wykonał w sumie 121 rejsów. Nie wszędzie jednak udało się wysłać samoloty.

 

Na powrót do domu w ogromnym napięciu czekają Polacy, którzy utknęli w Peru, gdzie odnotowano 263 przypadki zakażenia koronawirusem i wprowadzono stan wyjątkowy. Kiedy wrócą do domu? Na razie nie wiadomo. Nam opowiedzieli o dramatycznej sytuacji, która panuje na miejscu.

 

"Myślą, że to turyści z Europy przywieźli im wirusa"

 

Karolina do Peru przyleciała razem z narzeczonym 12 marca. - Mieliśmy odwiedzić Machu Picchu i we wtorek wylecieć do Chile, a stamtąd wrócić do Polski w piątek. W poniedziałek, kiedy byliśmy w Machu Picchu z samego rana otrzymaliśmy informację, że względu na stan wyjątkowy ewakuacja odbędzie się za półtorej godziny. W pośpiechu opuściliśmy hotel i udaliśmy się na dworzec, gdzie czekało ponad tysiąc turystów. Nam się udało załapać na pociąg, ale nie wiem czy wszystkim - opowiada.

 

ZOBACZ: "LOT do Domu". Do Polski wróciło jak dotąd 18 tys. rodaków

 

- Dotarliśmy do hotelu o 23:45 czyli 15 min. przed całkowitym zamknięciem Peru. Od tego momentu naciskamy MSZ, ambasadę i LOT o pomoc, bo bez nich sobie nie poradzimy. Peru wyciągnęło artylerię na ulice, tak jakby wirusa dało się zabić pociskiem z karabinu. W Polsce zostawiliśmy nasze życie, dom pracę. Nawet jeśli nieobecność w pracy będzie usprawiedliwiona, to będzie niepłatna, a my musimy za coś żyć, kupić bilety powrotne - mówi.

 

Polacy są przerażeni. Nie wiedzą, kiedy wrócą do krajuPaweł Kapitańczyk
Polacy są przerażeni. Nie wiedzą, kiedy wrócą do kraju

 

 

- Jesteśmy akurat w hotelu z kilkunastoma turystami z Europy, ale na grupie FB już jedna osoba pisała, że zatrzymała się gdzieś prywatnie, a sąsiedzi jak się dowiedzieli, że Europejka wynajmuje pokój, to zrobili aferę i nie wiadomo, czy dziś nie będzie musiała opuścić pokoju. To jest Peru, ludzie lokalni mają małomiasteczkową mentalność i myślą, że to turyści z Europy przywieźli im wirusa, więc zaczynają się wrogo zachowywać - opowiada Karolina

 

"Idąc po chleb jesteśmy legitymowani przez żołnierzy z bronią"

 

- Na ulicach w Peru jest policja oraz wojsko z karabinami. Idąc po chleb, czy do apteki jesteśmy legitymowani przez żołnierzy z bronią. Pytają: gdzie idę, po co, czy na pewno musiałam wyjść, bo za wychodzenie grozi areszt. Polski rząd wspomina coś o locie z Brazylii, ale my nie możemy się ruszyć się nawet do innej dzielnicy miasta. Z dnia na dzień jest co raz więcej restrykcji. Czy ktoś z nas ma zostać aresztowany lub postrzelony, żeby ktoś się nami zainteresował? - pyta Karolina.

 

ZOBACZ: "Ma koronawirusa". Dzieci zaatakowały Wietnamkę w Łukowie

 

- Lot lata do Azji, USA, po Europie, gdzie sytuacja nie jest niebezpieczna dla obywateli, a nas zostawili samym sobie, bez środków do życia, żadnej pomocy. Jeśli byłaby możliwość wylotu stąd gdziekolwiek do Europy, to każdy z nas na pewno by z niej skorzystał, a nie siedział tutaj, jak zakładnicy - mówi Karolina.

 

"Taksówką do stolicy, za ogromne pieniądze"

 

Ewa przyjechała ze znajomymi do Peru z Chile na 4 dni. We wtorek mieli lecieć do Santiago de Chile, ale odwołano wszystkie loty. - Mamy ze sobą bagaż podręczny, wynajęliśmy mieszkanie i mimo zamknięcia miast, udało nam się przedostać za ogromne pieniądze taksówką do stolicy - opowiada nam. - Jeszcze mamy gdzie mieszkać, ale był problem z wynajmem. Odmawiano, gdy  mówiliśmy, że jesteśmy z Europy. Teraz podobno jest jeszcze większy problem, bo rząd zakazał wynajmu krótkoterminowego - dodaje.

 

Podkreśla, że nie wiedzą, co będzie dalej.

 

- Problem jest duży, na peruwiańskich stronach pojawiają się nieoficjalne informacje, że od niedzieli nie będzie możliwości powrotu do domu. Dlaczego nie chcą organizować lotów z miejsc dalekich? Jak się czyta, że osoby w Londynie wybierają sobie godziny i daty powrotów do domu, a my nie możemy się doprosić jednego lotu z Peru, gdzie jest dla nas realne zagrożenie, to nie jest to denerwujące - dodaje.

 

Ewa nawiązuje do akcji Lot do domu, w ramach której Polskie Linie Lotnicze samolotami transportują Polaków do kraju. Ci na Facebooku 

wymieniają się informacjami na temat połączeń. Wiele z nich to podróże z Wielkiej Brytanii. 

 

Jak mówi, problem z powrotem do kraju dotyczy ok. 150 Polaków z Peru. - Ci, którzy są poza stolicą - Limą - są w dużo gorszej sytuacji - dodaje. 

 

"Polecono nam zrobić zapasy i czekać"

 

Paweł w podróż do Peru wybrał się razem z żoną Dagmarą. - W momencie wylotu Peru wydawało się być kierunkiem wolnym od koronawirusa - stwierdzony był bodajże jeden przypadek w tym kraju - opowiada.

 

Wyjazd przebiegał bez zakłóceń do niedzieli. - Tego dnia wieczorem wróciliśmy z gór, a podczas kolacji dowiedzieliśmy się, że prezydent Peru wygłosił orędzie, w którym ogłosił zamknięcie kraju i wprowadzenie 15-dniowej kwarantanny. Od tego czasu rozpoczęła się nasza walka o powrót - mówi Paweł.

 

Apele do LOT-u i polityków

 

Razem z żoną skontaktowali się z ambasadą Polski w Limie. - Tam jednak polecono nam zrobić zapasy i czekać na dalszy rozwój wypadków. Kolejnego dnia zaczęliśmy zbierać Polaków, którzy podobnie jak my utknęli w Peru, równocześnie wysyłaliśmy też apele do LOT-u oraz polityków. Najczęściej pojawiający mi słowami było proszę czekać, działamy. Efekt jest taki, że do dziś nie mamy samolotu, mimo że sam w kontaktach z LOT-em i ambasadą podsuwałem różne rozwiązania - np. transfer nas do Rio, gdzie dotrze samolot w ramach akcji "Lot do domu", polaczenie nas z innym krajem itp. - wyjaśnia Kapitańczyk.

 

ZOBACZ: Hiszpania: będą oceniać "wartość społeczną" i wybierać, kogo uratować

 

- W naszej grupie jest ponad 100 osób zainteresowanych powrotem. Mamy dwie rodziny z dziećmi, co najmniej dwie osoby, które biorą regularnie leki, a mają ograniczone zapasy - mówi.

 

"Jesteśmy rozrzuceni po całym kraju"

 

Paweł opowiada też o sytuacji w kraju i ograniczeniach, które zarządzono. - Do początkowego zakazu poruszania się po mieście i pomiędzy miastami dodana została godzina policyjna i zakaz poruszania się prywatnymi samochodami. Te wszystkie ograniczenia utrudniają jeszcze bardziej naszą sytuację, ponieważ jesteśmy rozrzuceni po całym kraju - tłumaczy.  

 

- Dwa dni temu w pomoc naszej grupie bardzo aktywnie włączył się pan Piotr prowadzący portal Kochamy Peru. Od tego czasu mamy wrażenie, że nasza sprawa idzie do przodu - Piotrowi udało się załatwić transport do Limy kilku osobom z odległych części Peru, aktualnie finalizowany jest transfer do Limy osób z Cusco i Arequipy - opowiada Kapitańczyk.  

 

- Obawiamy się jednak, że jeśli informacje, które pojawiają się w sieci, że od niedzieli nie będzie możliwości wyjazdu z Peru okażą się prawdą, to cały wysiłek wielu osób tutaj na miejscu pójdzie na marne przez opieszałość polskiego rządu - dodaje Paweł.

 

Pobyt w Peru miał być spełnieniem marzenia

 

Dla Anny pobyt w Peru miał być spełnieniem największego marzenia o wizycie w Ameryce Południowej. - Teraz obawiam się o swoje bezpieczeństwo, zdrowie czy nawet życie. Sytuacja wydaje się być niestabilna. Mówi się, że w każdej chwili na ulicach mogą wybuchnąć zamieszki. W domach jest zamkniętych 30 mln ludzi. Jeśli stan wyjątkowy zostanie przedłużony, a na to się zanosi, ci ludzie nie będą spokojnie czekać - mówi.

 

- W niedzielę o godz. 20 dowiedziałam się, że 4 godziny później wprowadzony zostanie stan wyjątkowy. Nie było czasu na reakcję, zmianę terminu lotu. Granice zostały zamknięte, loty odwołane, na ulice wyszły policja i wojsko - opowiada nam Anna. Dodaje, że skontaktowała się z ambasadą. - Uzyskałam bardzo ogólne informacje i usłyszałam, żeby stosować się do zaleceń władz - opowiada.

 

Paweł Kapitańczyk

 

 

Anna w Peru jest 10 lutego. - Bilety kupiłam w styczniu. W momencie wylotu z Europy były pojedyncze przypadki zachorowań na koronawirusa. Nikt tego nie traktował wtedy poważnie, a ja nie spodziewałam się, że dojdzie do takiej sytuacji. Tydzień temu miałam nadzieję, że 25 marca planowo uda mi się wrócić do Polski - mówi.

 

-  Od poniedziałku mobilizujemy się w mediach społecznościowych z pozostałymi Polakami, którzy utknęli w Peru. Założyliśmy grupę i wyszukiwaliśmy na własną rękę pozostałe osoby w takiej sytuacji, jak nasza - opowiada Anna. 

 

- Wcześniej też zarejestrowałam się na stronie LOT-u zgłaszając zapotrzebowanie na transport z Peru do Polski. Było to zaraz po uruchomieniu strony. Od poniedziałku do teraz próbowaliśmy naciskać na LOT, MSZ, ambasadę, polityków i różne inne instytucje, które mają wpływ na decyzje podejmowane w naszej sprawie. Uzyskiwaliśmy tylko informacje że nie planowany jest lot z Peru, a później że planowany jest lot z Rio. My jednak nie mieliśmy jak się na niego dostać, bo wprowadzony był stan wyjątkowy i zamknięte były granice. Na każde przemieszczenie się potrzebne jest pozwolenie, które wcale nie tak łatwo zdobyć, tym bardziej bez potwierdzonego lotu. A lot do Rio pojawił się dopiero w czwartek albo w piątek rano - wyjaśnia Polka.

 

Pomagają inni Polacy

 

Anna jest obecnie w miejscowości oddalonej ok. 20 km od Cusco. - To jest bardzo daleko od Limy. 20 godzin samochodem jadąc bez przerwy. A w nocy podczas godziny policyjnej jechać nie można. Samoloty komercyjne też nie latają - mówi.

 

Dodaje, że na miejscu pomagają im inni Polacy, którzy na co dzień mieszkają w Peru. - Dzięki nim udało się na prawdę dużo załatwić i praktycznie dzisiaj rano mieliśmy ruszać do Limy (grupa ok. 30 Polaków z okolic Cusco - red.), gdzie mieliśmy czekać na samolot. Mieliśmy, bo właśnie dotarła do nas informacja, że w nocy z soboty na niedzielę granice Peru zostaną zamknięte całkowicie, aż do odwołania. Oznacza to, że jeśli polski rząd nie zrobi czegoś w ciągu kilku godzin, to utkniemy tu na długie tygodnie albo nawet miesiące - opowiada Anna.

 

Brawa dla lekarzy

 

O sytuacji w Peru opowiada nam dziennikarka z Limy María Ximena Rondón Carrillo.

 

- Zamknięte są granice i lotniska. Prezydent nakazał, by wszyscy zostali w swoich domach. Obowiązują godziny policyjne - wychodzić nie można od godz. 20 do godz. 5 rano. Niektóre dzielnice, w tym moja, są zamknięte. Czasami nie ma światła - relacjonuje dziennikarka. W piątek w kraju zmieniono ministra zdrowia.

 

- Część ludzi zachowuje się nieodpowiedzialnie i i tak wychodzą z domów. Policja złapała już 400 osób, które łamały zasady. W ostatni weekend wielu młodych ludzi poszło na imprezy i teraz mamy dużo osób z zakażeniem koronawirusem. Starszym ludziom również ciężko zrozumieć, że powinni zostać w swoich domach. Wychodzą i spędzają czas na placach. Czasami dochodzi do walk między policją i wojskiem a obywatelami, którzy nie stosują się do zakazów - mówi nam Rondón Carrillo.

 

- Żeby wyjść i kupić jedzenie potrzebujesz specjalnego dokumentu. Ceny jedzenia poszły w górę. Zabronione jest używanie aut i motorów - mówi dziennikarka.

 

Wieczorami ludzie śpiewają na balkonach i klaszczą w uznaniu dla lekarzy i pielęgniarek, którzy walczą z koronawirusem. - Szpitale nie mają wystarczającej liczby łóżek - mówi.

 

Jak dodaje, wielu turystów utknęło tutaj, ambasady szykują dla nich plany awaryjne.

 

Kiedy Polacy wrócą do domu?

 

Ambasada Polski w Limie informuje, że w ramach akcji "Lot do Domu", pojawiły się pierwsze czartery z Ameryki Południowej do Polski - z Rio de Janeiro, Cancún i Varadero. "Dokładamy wszelkich starań, aby lot z Peru miał miejsce w pierwszym możliwym dla PLL LOT terminie" - informuje ambasada.

 

Placówka wyjaśnia, że "zgodnie z decyzjami peruwiańskich władz, zezwolenia na przejazdy z innych miejscowości do Limy wydawane będą tylko na konkretny lot. Razem z innymi Ambasadami negocjujemy, aby peruwiański MSZ zezwolił jednak na Państwa przejazdy wcześniej. Jesteśmy w pełni świadomi Państwa obaw związanych z trudnościami z dojazdem do stolicy. Jesteśmy w trakcie załatwiania zgody na wewnętrzne przejazdy obywateli polskich do Limy".

 

"O konieczności poinformowania nas odpowiednio wcześniej o ew. locie LOT-u z Limy poinformowaliśmy też właściwe służby w Polsce. Wspólnie z Państwem musimy zrobić co w naszej mocy żeby wszyscy Państwo mieli możliwość dotrzeć do Limy" - informuje Polaków w Peru ambasada.

 

❗️ Pilne ❗️ #LotDoDomu W nawiązaniu do informacji o całkowitym zawieszeniu lotów z międzynarodowego lotniska J. Chavez...

Opublikowany przez Embajada de Polonia en Lima Sobota, 21 marca 2020

 

"W nawiązaniu do informacji o całkowitym zawieszeniu lotów z międzynarodowego lotniska J. Chavez w Limie od dn. 22 marca br., pragniemy poinformować, że nie będzie on dotyczyć tzw. Lotów Państwowych (Vuelos de Estado) czyli lotów specjalnych związanych z repatriacją cudzoziemców z Peru.


Z uwagi na stan wyjątkowy będą one przyjmowane na lotnisku wojskowym w Callao (Lima)

 

Powyższa informacja ma charakter nieoficjalny, gdyż żadna z Ambasad akredytowanych w Limie nie otrzymała jeszcze z peruwiańskiego MSZ oficjalnej noty na ten temat. Przekazujemy ją jednak aby Państwa uspokoić." - poinformowała ambasada.

pgo/ml/ polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie