Nie zabiorą sióstr z domu. Pomogła "Interwencja"

Polska
Nie zabiorą sióstr z domu. Pomogła "Interwencja"
Interwencja

Wielka radość 14-letniej Karoliny, jej 15-letniej siostry Weroniki i ich cioci z Rożentala (woj. warmińsko-mazurskie). Po tym, jak sprawą zajęła się "Interwencja", sąd przyznał prawa do opieki nad siostrami ich ciotce. Wcześniej trzykrotnie tego odmawiał. Wskazywał, że po tragicznej śmierci matki, dziewczynki powinny trafić do ojca, który przed laty porzucił rodzinę.

Do rodziny "Interwencja" przyjechała z kamerą kilka miesięcy temu. Dziewczynki były wówczas zrozpaczone. Ich ciotka, pani Małgorzata walczyła w sądzie o opiekę nad bratanicami, ale walkę  przegrywała. Zapadły trzy niekorzystne dla niej wyroki.

 

- Najbardziej obawiam się, że przyjadą i będą chcieli je siłą zabrać. Wtedy się stanie tragedia - mówiła wówczas.  

 

Tragiczny wypadek samochodowy

 

Karolina i jej siostra Weronika jeszcze kilka lat temu mieszkały same z matką - panią Dorotą. Ich ojciec odszedł i założył nową rodzinę. Niestety, dwa lata temu 39-letnia pani Dorota zginęła w wypadku samochodowym.

 

Wideo: Po reportażu "Interwencji" wszystko się zmieniło. Nie zabiorą dziewczynek

  

 

Po śmierci matki dziewczynki zamieszkały z ciotkami - siostrami ich ojca. Po kilku miesiącach, jak twierdzą dzieci, ojciec zabrał je wbrew woli do Braniewa. Dziewczynki uciekły i wróciły do domu rodzinnego.

 

ZOBACZ: Błagają sąd, by nie musiały zostać z ojcem

 

Pomoc społeczna ma o rodzinie pozytywne zdanie.  

 

- Absolutnie nigdy nie docierały do nas żadne sygnały, żeby były problemy opiekuńczo-wychowawcze: ani ze szkoły, ani ze środowiska, w którym żyją siostry. Wręcz przeciwnie, zawsze były pozytywnie odbierane – powiedział Agnieszka Miesikowska z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Lubawie.

 

Ojciec dziewczynek pracuje za granicą. Karolina i Weronika chciały mieszkać z ciociami i dziadkami, tam gdzie się wychowywały.

 

"Chcę pozostać tam, gdzie jest serce mojej mamy"

 

Pani Małgorzata kilkukrotnie walczyła w sądzie o to, aby zostać rodziną zastępczą. Sąd jednak trzykrotnie jej odmówił. Nic nie dały błagalne listy pisane przez dziewczynki do sądu.

 

"Ojciec zabrał mnie i moją siostrę na pizzę i wywiózł nas do Braniewa, bez naszej zgody. Nigdy nie chciałam z nim mieszkać, zostawił nas, jak byłyśmy małe. Chcę pozostać tam, gdzie jest serce mojej mamy, gdzie mieszkałam od zawsze, nie chcę mieszkać z ojcem" - brzmi fragment listu, jaki napisała Weronika. 

 

- One żyją w ciągłym strachu. Jak samochód stanie gdziekolwiek i słyszy zamknięcie drzwi, to się blada robi, a Karolinka boi się sama spać - tłumaczyła kilka temu miesięcy "Interwencji" pani Ewa, druga z ciotek sióstr.

 

ZOBACZ: Ukrainiec zarabiał na leczenie siostry, wypłaty nie dostał i wegetuje w aucie

 

- One nie miały z nim kontaktu przez lata. Po tym jak je wywiózł, absolutnie straciły do niego zaufanie, to był dla nich cios - skomentował pani Kamila, znajoma rodziny.

 

Reporterce udało się wówczas porozmawiać z ojcem dziewczynek. Tłumaczył, że to on "powinienem decydować do 18. roku za dzieci, a nie każdy z ulicy może przyjść i wziąć dzieci, moje dzieci, które chcę".

 

Kompetencje wychowawcze ojca

 

- Jak się wydaje, kompetencje wychowawcze ojca dziewczynek uważane były przez specjalistów za wyższe – tłumaczył wcześniejsze orzeczenia Tomasz Koronowski z Sądu Okręgowego w Elblągu.

Reporter: Jak można uważać za wyższe? Ojciec osiem lat temu zostawił je, miał nikły kontakt…

Koronowski: Sąd opierał się na opinii biegłych, jednocześnie sąd zakłada pewne działania ze strony ojca, czyli deklarowany powrót z zagranicy i zamieszkanie tu, na miejscu w Polsce.   

 

Przełom

 

Pani Małgorzata obawiała się, że nie uda się jej spełnić prośby bratanic i dziewczynki zostaną jej siłą odebrane. Po tym jak sprawą zajęła się "Interwencja" wszystko się jednak zmieniło. Sąd ustanowił panią Małgorzatę rodziną zastępczą.

 

- Ucieszyłam się, że w końcu ten koszmar się skończył, dzieci będą mogły spokojnie dokończyć szkołę i iść dalej. Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierali, którzy byli przy nas w tych trudnych chwilach, a przede wszystkim dziękuję reporterce Interwencji - pani Żanecie (reporterce), że podjęła się tego – powiedziała pani Małgorzata.

 

 

- Odetchnęłam z ulgą. Weronikę było słychać po sąsiadach, taki był okrzyk radości - dodała pani Ewa.

 

ml/ Interwencja
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie